Balaton 30 lat później. Czy wróci do łask Polaków?

W czasach PRL Balaton był mekką zamożnych turystów z Polski. Trzydzieści lat później jest szybko, łatwo i tanio dostępny, ale statystyczny Kowalski nie jest już nim zainteresowany. Dziś woli Egipt, Hiszpanię albo sąsiednią Chorwację. Tymczasem Balaton wyładniał i znów liczy na względy Polaków.

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych niejeden Polak o Balatonie mógł tylko marzyć. Dziś konkurujące o nasze względy Węgry przegrywają z pobliską Chorwacją, dokąd, wg badań Mondial Assiatnce, w tym sezonie na urlop uda się ponad 2 miliony osób z Polski. Zwany morzem węgierskim Balaton, największe jezioro w środkowo-wschodniej Europie, w ciągu trzydziestu lat wyładniał i obrósł kurortami. Na Polaków czeka się tam z otwartymi ramionami.

Czysty, ciepły i zadbany

Z lotu ptaka Balaton przypomina wąski zielony pas, który mógłby połączyć Koszalin i Słupsk (ma ok. 80 kilometrów długości). Z punktu widzenia turysty jest płytki, czysty i ciepły. Południowy i północny brzeg jeziora zawsze różniły się między sobą, ale dziś mieszkańcy obu części w równym stopniu zabiegają o względy obcokrajowców. Nie ukrywają, że liczą na powrót Polaków, którzy porzucili Balaton dla Egiptu i Chorwacji. W wielu miejscach nad jeziorem nadal można dostać polskojęzyczne ulotki i przewodniki. Dziś jednak w statystykach lokalnych ośrodków informacji turystycznej dominują Niemcy, a za nimi są m.in. Austriacy, Ukraińcy i Włosi. My też jesteśmy, ale w o wiele mniejszej liczbie niż przed laty (wg węgierskiego GUS w 2012 roku Balaton odwiedziło ok. 17 tysięcy Polaków). A przecież nasz bratanek od szabli i szklanki to jeden z tych nielicznych narodów na świecie, który darzy nas szczerą sympatią. "Polak Węgier dwa bratanki i to jest prawda a nie pusty slogan. Zawsze przyjmują mnie tam przyjaźnie wręcz po przyjacielsku. Kocham ten kraj!" - pisze na forum Pol_hun. I rzeczywiście, trudno odmówić Węgrom życzliwej gościnności.

Chociaż po jednej i po drugiej stronie Balatonu można znaleźć znakomite miejsca do wypoczynku z winnicami w tle, południowy brzeg morza węgierskiego od lat zmaga się z opinią słabiej zagospodarowanego. W rzeczywistości południe Balatonu, ze stolicą w urokliwym Siófoku, łatwiej niż jego północna połówka podbija dziś serca turystów - jest bardziej rodzinne, tańsze a także płytsze. Cały Balaton zresztą głębokością nie grzeszy, bo nurkując średnio na 3,5 metra czuje się pod stopami miękkie, muliste dno, od którego węgierskie morze dostało swoje trzecie imię - Jezioro Błotne. Tym jednak, co szczególnie je wyróżnia, jest łagodna zieleń wody, która miejscami nabiera różnych odcieni koloru niebieskiego. Spacerujące nad gładką taflą słońce od czasu do czasu tworzy Srebrny Most - to charakterystyczna biała poświata, którą malarze uwieczniają na swoich obrazach.

embed

Bulwar w Siófok/fot. AJ

Zielony Balaton jest czysty, dzięki niedużej głębokości szybko się nagrzewa, a wokół niego znajduje się mnóstwo wygodnych miejsc do plażowania z punktami, gdzie można uprawiać sporty wodne. Nie bez powodu nazywany jest morzem. Tutejsze fale wysokością dorównują morskim, dlatego Balaton sprzyja żeglarstwu, windsurfingowi i nartom wodnym, których warto tutaj spróbować! Sprzyja też plażowaniu, chociaż większość plaż miejskich jest płatna. Koszt wstępu mieści się jednak w granicach polskiego portfela (w sezonie wynosi ok. 14 zł od osoby), poza tym dzięki temu plaże są utrzymane w czystości, a do dyspozycji turystów są leżaki w pakiecie z parasolami.

W kategoriach cenowych Węgry wypadają o wiele korzystniej niż ciepłe kraje nadmorskie. Ceny są tu podobne jak u nas, jeżeli nie niższe. W dobrej knajpie nad Balatonem "placek po węgiersku" w węgierskiej wersji kulinarnej, czyli langosz, kosztuje mniej niż 20 zł, a tylko trochę więcej trzeba przeznaczyć na butelkę białego wina w markecie. "Balatonfured i hotel Anabella to luksus za tanie pieniądze" - pisze Don, choć akurat w tym przypadku bywa bardzo różnie. Nie mniej ładny pokój nad jeziorem w cenie rzędu 30 euro jest do znalezienia.

embed

Plaża nad Balatonem/fot. AJ

W sezonie turystyczne życie nad Balatonem kręci się od południa do późnej nocy, a wakacyjnej atmosfery nadbrzeżnych bulwarów nie powstydziłby się żaden szanujący się kurort nad Morzem Śródziemnym. W niemal każdym większym miasteczku brzegów jeziora strzegą eleganckie hotele. Niektóre z nich, odrestaurowane, ale wciąż w starym stylu, pamiętają jeszcze (w)czasy starszych Polaków. Perełki balatońskiej riwiery po obu stronach jeziora prezentują się fantastycznie: Siófok, Balatonfured, Keszthely i chyba najładniejszy Tihany na półwyspie o tej samej nazwie.

Siofók, stolica południowego Balatonu, jest miastem Imra Kalmana, ojca operetki węgierskiej, który obok dworca kolejowego ma swój dom, a w parku - altankę i pomnik. Kiedyś kurort regularnie odwiedzali Polacy, dziś można usłyszeć tu przede wszystkim język niemiecki. Miasto przyciąga młodych, jest ładne i ma rozrywkową duszę. Przy plaży mieszczą się knajpy i port z nowoczesnymi jachtami, a tuż obok pachnie park. Jest jeszcze odrestaurowana stuletnia wieża ciśnień - stoi w samym centrum miasteczka, które z jej szczytu prezentuje się najpiękniej.

embed

Siófok z lotu ptaka/fot. AJ

Kesztheley na drugim brzegu nosi miano północnej stolicy Balatonu. Mówi się o nim też, że jest miastem muzeów, a ze wszystkich miejsc najbardziej efektownie prezentuje się trzeci co do wielkości na Węgrzech pałac rodu Festeticsów. Atmosfera barokowej posiadłości przypomina nieco rezydencję na warszawskim Wilanowie i nawet ma z Polską coś wspólnego - żoną ostatniego właściciela była Polka.

embed

Pałac Festeticsów/fot. AJ

Jeszcze bardziej urokliwy niż Kesztheley jest Tihany na półwyspie o tej samej nazwie. Na początku czerwca miasteczko wydaje się leniwe i spokojne, chociaż w sezonie, który na Węgrzech zaczyna się w połowie miesiąca, kamiennymi ulicami wzdłuż białych chałup grupkami przewijają się turyści. Najpewniej idą w dwa miejsca: do Opactwa Benedyktynów i na punkt widokowy, skąd rozpościera się bajeczny widok na północny Balaton wraz z dryfującymi po nim białymi punkcikami.

embed

Tihany: widok na Balaton (góra) i sklep z pamiątkami (dół)/fot. AJ

embed

Nie tylko Balaton

W okolicy Balatonu znajdują się przynajmniej trzy ciekawe miejsca, które warto zaznaczyć na mapie czerwonym kółkiem: mowa o Zalakaros, rezerwacie bawołów Kápolnapuszta i jeziorze w Heviz. To ostatnie - znakomite miejsce na leniwe popołudnie - jest największym naturalnym basenem termalnym w Europie, a wielkością równać się z nim może tylko islandzka Błękitna Laguna. Temperatura wody w jeziorze wynosi ok. 32 stopni C i często jest wyższa niż temperatura powietrza, na którą Węgrzy nie mogą narzekać. A zdarza się, że narzekają, bo ich zdaniem 25 stopni C w czerwcu to jakieś okrutne zrządzenie losu.

30 kilometrów dalej leży rezerwat bawołów Kápolnapuszta. Powstał po to, by chronić malejącą populację domowych bawołów, które dawniej masowo hodowali węgierscy rolnicy. Zwierzęta są oswojone, gromadzą się przy "pastuchu", godzinami pozując do zdjęć. Najlepiej prezentują się w błotnistym basenie, gdzie urządzają sobie "upiększające" i zdrowotne kąpiele.

embed

Bawoły w rezerwacie Kápolnapuszta/fot. AJ

Pobliskie Zalakaros jest słynnym na całe Węgry miastem uzdrowiskowym, które w sezonie odwiedza dziennie nawet 10 tysięcy osób. To aż pięciokrotnie więcej niż liczy ono poza wakacjami. Małe miasteczko, które w godzinę można objechać segwayem, świetnie radzi sobie z falą turystów, którym ma do zaoferowania trzynaście hoteli i kwatery prywatne. Po drugiej stronie nowoczesnej dzielnicy, pokryte winnicami wzgórza skrywają inny świat z chorwackimi pejzażami w tle - to miejsce, gdzie osiadło romantyczne, stare Zalakaros, słynące z produkcji doskonałych białych win wytrawnych.

embed

Winnice w starej części Zalakaros / fot. AJ

embed

Kąpielisko w Zalakaros ma specjalną strefę zabaw dla dzieci. To bardzo rodzinne miejsce/fot. AJ

Polak, Węgier i do wina, i do kuchni

"Wino w małej ilości jest lekarstwem, w dużej - środkiem leczniczym" - mawiają Węgrzy, którzy słyną z najlepszych win w tej części Europy. Rzeczywiście pije się je tu w ogromnych ilościach, a przechadzając się uliczkami tylko Siófoku, można się o tym przekonać jeszcze przed południem. Wbrew powszechnej opinii Węgrzy nie piją słodkich win deserowych, a legendarnemu tokajowi na Węgrzech bliżej jest do legendy niż do rzeczywistości. Owszem, trunek serwuje się turystom, ale sami Węgrzy nie mają w zwyczaju się nim upajać. "Słodkim winem - jak mawiają - nie da się ugasić pragnienia". Węgry słyną z doskonałych win wytrawnych, które produkuje się tu w trzydziestu regionach winnych. Poza winami w menu alkoholi, którymi szczycą się Węgrzy, króluje palinka. To wytwarzana bez dodatku cukru mocna wódka smakowa. Może być śliwkowa, brzoskwiniowa, jabłkowa, morelowa, truskawkowa albo z morwy, podstawą są zawsze słodkie owoce.

embed

Piwnice winne nad Balatonem/fot. AJ

"Zawsze kiedy coś jest tłuste, z mięsem, papryką i jeszcze galuszkami, to wiadomo, że węgierskie" - pisze Ozonka. Węgrzy jedzą tłusto, ostro i kalorycznie. Tak samo jak my, uwielbiają schabowe i leczo. Mimo że kuchnia tego kraju odruchowo kojarzy się nam z plackiem po węgiersku, Węgry mają z nim niewiele wspólnego. A jeżeli o jakimś placku mowa, to tylko o langoszu, potrawie z mąki i tłuczonych ziemniaków. Z czosnkiem smakuje wyśmienicie. Nad Balatonem trzeba spróbować jeszcze gocsei, czyli mięsa wieprzowego z kiełbasą, czosnkiem i cebulą, oraz obowiązkowo - gulaszu (pörkölt).

embed

Gocsei - mięso faszerowane kawałkami kiełbasy, cebuli i czosnku/AJ

embed

Przepyszną metą kulinarnej podróży na południe Węgier będą serowe knedle w śmietanie albo naleśniki z owocami, które w tym kraju przygotowuje się chyba najlepiej na świecie. Wyśmienita kuchnia w doskonałych cenach to chyba najsilniejszy atut Węgier. Dlatego Balaton będzie jeszcze modny...

Więcej o: