Dokąd spieszą zakochani? Werona i Mantua [WŁOCHY]

Werona i Mantua, w których toczy się akcja szekspirowskiego dramatu, to jedne z najbardziej romantycznych miast na świecie. Oferują jednak znacznie więcej niż tylko historię Romea i Julii.

Dlaczego Werona?

Tak jak we Włoszech wszystkie drogie prowadzą do Rzymu, w Weronie wiodą one do domu szekspirowskiej Julii. Żeby tam trafić, wystarczy pójść za tłumem: pomarańczowo-różowy budynek z oknami o pięknym kształcie i cegłami, z których opadł tynk, znajduje się przy ul. Capello 23, która odchodzi od serca historycznej części miasta - placu Erbe. Na dziedzińcu wrze jak w ulu - zarówno na balkonie, z którego Julia miała wygłosić kwestię: " Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo! Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę! " i pod nim, z którego on miał odpowiedzieć: "..miłość nie zna żadnych tam i granic. A co potrafi, na to się i waży, krewni więc twoi nie trwożą mię wcale". Wszędzie ustawiają się kolejki chętnych do pamiątkowych zdjęć. Jedni kłębią się przed posągiem z brązu nieszczęśliwej kochanki, wierząc, że pogłaskanie jej piersi przyniesie im szczęście w miłości - dotykana tysiącami rąk lśni jak wypolerowana, natomiast inni przystają przed ścianą w bramie, próbując znaleźć skrawek wolnego miejsca, by napisać na nim wyznanie miłości.

Miasto, romantyczne nawet na co dzień, w prawdziwą stolicę miłości zamienia się w połowie lutego: na ulicach, placach i w parkach odbywają się romantyczne koncerty, przedstawienia szekspirowskiej sztuki, konkursy i zabawy dla zakochanych. Miejsca, gdzie na święta Bożego Narodzenia wiszą lampki i bombki, 14 lutego zdobią czerwone łańcuchy i serca, a kucharze prześcigają się w tworzeniu dań na bazie afrodyzjaków. I choć piękna, pełna renesansowych kamienic, bogatych pałaców, ozdobnych balkonów i kamiennych mostów Werona ma turystom naprawdę wiele do zaoferowania, nawet gdyby się chciało, od Romea i Julii uciec w niej nie sposób.

Werona. Pod balkonem, którego nie było

Jeśli wierzyć legendzie romantyczna historia Werony sięga wiele lat głębiej niż dzieje nieszczęśliwych kochanków. Meandrująca rzeka Adyga, na brzegach której powstało przed wiekami miasto, miała się tak rozkochać w tutejszych wzgórzach, że jako symbol zakreśliła nurtem literę "s" jak "sposa", czyli narzeczona. Za czasów Romea i Julii Werona była już potężna, bogata i mogła się poszczycić możnymi rodami - w archiwach miejskich zachowały się nazwiska wpływowych rodzin Monticoli i Cappelli. Wedle opowieści spisanych w kilku włoskich pismach w XIV wieku dzieci zwaśnionych, walczących o wpływy familii zapałały do siebie gorącą miłością, co jak się skończyło - wszyscy wiemy. To właśnie nimi zainspirował się Szekspir, który sam w Weronie nigdy nie był, tworząc jedną z najsłynniejszych historii miłosnych świata.

Słynną kamienicę przy Via Capello zbudowano w XIII w. dla bogatej rodziny Cappelli. To najpewniej od niej powstało fikcyjne nazwisko Capuletti, w związku z czym na początku ubiegłego wieku w średniowiecznej budowli umieszczono "Dom Julii". W tym czasie gmach nie miał żadnego balkonu, ale ponieważ pytali o niego kolejni, coraz liczniejsi turyści, jeszcze przed wojną postanowiono go dobudować: ozdobiony dwoma rzędami łuków znajduje się na dwupiętrowej pierzei zamykającej podwórze z prawej strony. W latach 70-tych pojawił się brązowy posąg Giulietty naturalnej wielkości - ten, który przybysze głaszczą na szczęście. Ponieważ w tamtych czasach wyznania miłosne można było pisać wszędzie, z czasem karteczkami oraz napisami "Cozzo ti amo", "David&Katja i serduszkami przebitymi artystycznie strzałami zostały zabazgrane wszystkie mury otaczające podwórzec. Dzisiaj już ich nie ma, a miejsce na miłosne wyznania pozostawiono jedynie na białej ścianie bramy. Kiedy się przez nią wyjdzie wystarczy krótki spacer, aby znaleźć znacznie rzadziej odwiedzany dom Romea. Dlaczego umiejscowiono go właśnie w pałacu przy Via Arche Scaligere, zdobiąc fasadę cytatem: "Ach, gdzie jest mój Romeo?" - nie wiadomo. Wiadomo, że piękna XIV-wieczna budowla niegdyś należała do możnych - ale nie mających nic wspólnego z rodem Monticoli, ani tym bardziej Montecchich - książąt.

Na uboczu i nieco dalej - ale nie tak daleko, żeby nie dojść tam pieszo, bo stara część Werony w obrębie murów miejskich jest raczej kompaktowa - znajduje się grób Julii. To sarkofag z różowego marmuru w krypcie kościoła San Fransesco al Corso, który kiedyś znajdował się zupełnie gdzie indziej. Jest oczywiście pusty, co romantycznym zwiedzającym nie przeszkadza sądzić, że naprawdę spoczęła w nim po śmierci fikcyjna bohaterka dramatu, a pannom młodym zostawiać przy nim ślubnych bukietów na szczęście. Grobowcowi zakochani zawdzięczają także inną tradycję: to właśnie jego pierwszy kustosz zaczął odpisywać na listy zaadresowane: "Julia, Werona". Z czasem było ich coraz więcej i napływały z najdalszych zakątków świata, a ich nadawcy dzielili się z nieszczęśliwą dziewczyną swoimi miłosnymi dylematami i nadziejami. Żeby żaden nie pozostał bez odpowiedzi, założono "Klub Julii", w imieniu której potrzebującym dobrego słowa zakochanym odpisują wolontariusze. Klub organizuje coroczny konkurs na najpiękniejszy list, przyznając w Walentynki nagrodę "Cara Giulietta" - "Droga Julio".

Werona. Nie tylko Julia

Położona u stóp Alp Weneckich, na brzegach meandrującej Adygi Werona oferuje jednak dużo więcej niż samą legendę o Romeo i Julii. Ma także wspaniałe kościoły i pałace z różnych epok, fontanny i wieże, kolorowe kamieniczki nad rzeką, puste podwórza, czy zewnętrzne koślawe schody prowadzące na piętra wiekowych domów.

Miasto zamieszkałe już w czasach prehistorycznych urosło w siłę i rozkwitło w okresie rzymskim, o czym można się przekonać i dzisiaj, podziwiając budowle z przełomu er, choćby kamienny łukowy most Pietra, Teatr Rzymski z czasów Augusta odkryty dopiero w połowie XIX w., bramy w potężnych wielokrotnie umacnianych i przedłużanych murach, a przede wszystkim - Arenę: starszy od rzymskiego Koloseum, dobrze zachowany, jeden z największych amfiteatrów świata. Chociaż jego zewnętrzna część została zniszczona w czasie dwóch trzęsień ziemi w XII w., nadal jest widownią dla ponad 20 tys. widzów - miejsce starożytnych "chleba i igrzysk" dziś zajmują koncerty.

"Scenografia" Areny jest dosyć nietypowa, bo wiekowe mury z dwoma rzędami łuków otacza dziś modne centrum Werony: gwarny, kolorowy i elegancki plac Bra. Trzeba skręcić w via Mazzini, czyli pełen eleganckich butików i bogatych witryn deptak handlowy, żeby po półkilometrowym spacerze dotrzeć do placu Erbe (wł. erbe - zioła). To dawne serce Werony, na którym znajdowały się Kapitol i bazylika, dziś jest chyba jej najbardziej malowniczym zakątkiem. Wyłożony marmurowymi płytami, otoczony zdobionymi freskami kamienicami, w średniowieczu został zamieniony na targ warzyw i ziół, które z czasem zaczęły wypierać stoiska z mniej lub bardziej kiczowatymi pamiątkami z czerwonymi serduszkami, weneckimi maskami i wisiorkami w roli głównej.

Na tle zatłoczonej Werony niedaleka Mantua, która stała się miejscem zsyłki Romea po tym, gdy zabił jednego z Capulettich, wydaje się wręcz oazą spokoju. To jedno z najpiękniejszych miast Lombardii otoczone zakolem rzeki Mincio przepływającej tu przez trzy sztuczne jeziora. Pachnie świeżą ziemią, po wodzie niesie się dźwięk kościelnych dzwonów, a na nabrzeżach, pod wiekowymi murami o pięknych oknach i balkonach, dostojnie przechadzają się łabędzie. W kilku miejscach nad przecinającym miasto kanałem przy odrobinie wyobraźni można się nawet poczuć jak w Wenecji: okalające go kamienice zdają się wyrastać wprost z wody. Są jednak mniej dostojne i bardziej swojskie, a częściej niż pranie suszące się na rozciągniętych między oknami sznurach, można zobaczyć połacie plakatów zasłaniających zrujnowane fasady z powiększonymi zdjęciami prezentującymi jak tu było dawniej.

Świetność i historia Mantui wiąże się nierozerwalnie z wielkim i wpływowym rodem Gonzagów panującym w niej przez cztery wieki. Pozostawili po sobie piękną architekturę z okresu renesansu, a dwiema sztandarowymi budowlami są ich pałace. Palazzo Ducale (Pałac Książęcy) to ogromny kompleks złożony z ok. 500 pomieszczeń oraz kilkunastu dziedzińców, wewnętrznych uliczek, podwórek i ogrodów powstałych początkowo jako osobne budowle w starej części miasta. Był rezydencją rodu do 1707 r. kiedy ostatni książę został wygnany z miasta. Zupełnie inny jest Palazzo Te, zbudowany nieco na uboczu, wówczas na małej wysepce oddzielonej od reszty miasta przez kanał Rio. W komnatach zdobionych pięknymi freskami książęta spędzali wolny czas i wydawali przyjęcia. A jeśli o jedzeniu mowa: nie można wyjechać z Mantui nie próbując tutejszych przysmaków - tortellini faszerowanych dynią z szałwią oraz słodkiej tarty sbrisolona z solidnym dodatkiem chrupiących migdałów.

Więcej o: