Polak na wyjeździe integracyjnym: kac, zdrady i wstyd [WYZNANIA PILOTKI]

Luksusowy ośrodek wypoczynkowy, piękna plaża, arcyciekawe zajęcia zespołowe i elegancka impreza na zakończenie - tak zwykle wygląda podstawowy plan wyjazdu integracyjnego. Zabiegani pracownicy firm mają się odprężyć, zacieśnić więzy, nauczyć lepszej współpracy. ?Kończy się to najczęściej kacem, wyrzutami sumienia i potwornym wstydem? - mówi Ewa, która od lat opiekuje się grupami wyjeżdżającymi na wyjazdy integracyjne. Przeczytajcie jej historię.

Robię to już tyle lat, a nadal odczuwam pewne zażenowanie. Najgorzej było na początku. Nasłuchałam się od starszych stażem kolegów o tym, co wyprawiają ludzie na takich wyjazdach i czułam się przygotowana, ale chyba nic nie może dobrze przygotować na takie widoki, a już na pewno nie na takie zachowania.

Wyjeżdżałam z wieloma grupami, ale mogę z ręką na sercu powiedzieć, że takiego zdziczenia obyczajów, jak na firmowych wyjazdach, nie widziałam nigdzie.

Czemu tak się dzieje? Nie mam zielonego pojęcia. Z moich obserwacji wynika też, że są dwa rodzaje firm - takie, które starają się zapewnić na tyle fajne rozrywki, żeby nie było czasu na kompromitujące zdarzenia i takie, których szefowie mówią wprost, że pracownicy mają się napić i wybawić, zobaczyć, że pracodawca pieniędzy na ich rozrywki nie żałuje. Zwykle sprowadza się to do jednego - pijaństwa, zniszczeń i małych dramatów. Teraz staram się wyjeżdżać tylko ze sprawdzonymi klientami, na szczęście bywają jeszcze firmy, które potrafią zdyscyplinować swoich pracowników, ale to naprawdę niewielki odsetek.

Bez alkoholu nie ma zabawy. Zaczyna się już w autokarze

Zaczyna się klasycznie - już w autokarze lub samolocie. Wiadomo - bez alkoholu nie ma luzu. Często zdarzało się, że już po dwóch godzinach na lotnisku, prawie cała grupa była ostro wstawiona. Większość zakupów w lotniskowych sklepach, to alkohol - najczęściej otwierany tuż po zajęciu miejsca w samolocie. Uczestnicy tłumaczą się bez skrępowania: "Pierwszy imprezowy weekend od dawna, żona marudzić nie będzie, to chyba sobie mogę pozwolić? Wie pani, mam bardzo stresującą pracę...".

Często nie tłumaczą się wcale - bo po co? To dopiero początek kłopotów, bo pomijając nieprzyjemności związane z żołądkowymi konsekwencjami braku umiaru w piciu, często spotykam się także z agresją. Ekstremalną sytuacją była ta, w której pijany uczestnik podszedł w trakcie jazdy do kierowcy autokaru i usiłował mu "pokazać jak się prowadzi". Na szczęście błyskawiczna akcja współpasażerów uratowała sytuację.

Nawet kierowcy potrafią mi grozić

Kiedy zwracam uwagę, że na pokładzie autokaru nie wolno pić alkoholu, z reguły natychmiast słyszę wściekły szept jednego z organizatorów: "Nie po to płacimy, żeby mi tu pani ustalała jakieś durne zasady". Tak, wiem, oczywiście powinnam zawiadomić policję i zakończyć imprezkę już na starcie - moja koleżanka kiedyś tak postąpiła. Jak to się skończyło? Sprawą o pobicie. Mam mówić dalej? Dodam, że nawet kierowcy potrafią mi grozić - "wszystko już widzieli i na pewno sobie poradzą", a przecież zarobek przepadnie. Moi szefowie też wielokrotnie stawiali po stronie klientów - mam ogarnąć dojazd na miejsce i już. Bo jak nie, to mogę pożegnać się z dobrą opinią w środowisku. Za takie pieniądze klientowi wolno wszystko.

Banda pijanych wesołków idzie na paintball

Na miejscu jest już tylko gorzej. Większość imprez ma jakiś plan, w ostatnich latach bardzo popularne są takie rozrywki jak paintball, quady, w przypadku imprez w egzotycznych krajach - wszelkie atrakcyjne sporty wodne. I teraz proszę sobie wyobrazić, że ta banda pijanych wesołków ma w tym brać udział... Oczywiście nie istnieje opcja, że komuś się zabroni. Patrz punkt wyżej - płacę, to wymagam. Odpowiedzialna firma organizująca te przyjemności powinna zadbać o bezpieczeństwo, ale przecież każdy uczestnik jest przeliczalny na złotówki. Więc wszyscy siedzą cicho i liczą, że znowu się uda. Efekt? Na szczęście nie zdarzyła mi się prawdziwie dramatyczna sytuacja, ale drobne wypadki są na porządku dziennym. Złamania i zwichnięcia, których byłam świadkiem, liczyć mogę w dziesiątkach. Oczywiście w trakcie zabaw zespołowych picie trwa, przecież bez picia nie ma imprezy...

Wieczorem obowiązkowo musi być wielkie party, na którym alkohol lać będzie się strumieniami - pracownik musi widzieć, że szef nie oszczędza na jego przyjemnościach. A później się zaczyna...

Czasem mam wrażenie, że wyjechałam z gromadą dwunastolatków.

Stały punkt programu: oddawanie moczu do basenu

Prawie zawsze stałym punktem programu jest konkurs na oddawanie moczu do hotelowego basenu - najlepiej z balkonu. Uprzejmie nie wspomnę, co rano w owym basenie można znaleźć, proszę mi wierzyć - nie są to widoki przyjemne. Większość osób nie zawraca sobie głowy taką stratą czasu, jak wyprawa do toalety. Do tych celów służą basen, krzaki, a nierzadko hotelowa winda. No przecież tak łatwo się pomylić. To raczej nie przypadek, że nie zdarzyło mi się dwa razy pojechać na integrację do tego samego hotelu. Sporo firm organizujących takie wyjazdy już po pierwszym trafia na czarną listę hotelarzy...

Pracownicy nie owijają zresztą w bawełnę: "Nie po to tyram całe miesiące, żeby nic z tego nie mieć. Jak płaci (szef), to wypiję ile wlezie. Ja też muszę mieć coś z życia". Intrygujący sposób na ukaranie szefa, doprawdy.

Czasem myślę, że w tym nieskrępowanym finansowaniu alkoholu jest jednak drugie dno. Wystarczy posłuchać rozmów, jakie towarzyszą takim imprezom. Języki rozwiązują się szybko i słowo daję - trzeźwa osoba może wrócić z integracji z taką dawką informacji, że wystarczy do ustawienia kogoś w pionie na następną dziesięciolatkę. Kadrowa pracująca w jednej z firm, której wyjazd obsługiwałam, powiedziała mi wprost, że na wszystkich firmowych wyjazdach udaje, że ostro pije, a tak naprawdę krąży między pracownikami wyłapując zwierzenia, historyjki dotyczące różnych służbowych spraw i sprawek, a także ochoczo pomaga najbardziej pokrzywdzonym przez alkohol - wdzięczni za opiekę i wsparcie zwierzają się bowiem bez skrupułów. Niezła perfidia.

Pierwsza zasada: na wyjeździe, to nie zdrada

O orgietkach i rozluźnieniu seksualnych obyczajów na wyjazdach integracyjnych krążą setki opowieści. Chciałabym móc powiedzieć, że to co dzieje się za drzwiami hotelowych apartamentów, to tajemnica ich mieszkańców, ale byłaby to absolutna nieprawda. Bo nie sposób tych zachowań nie zauważyć - po prostu. Seks w hotelowym basenie, w przygodnych krzakach, w schowku na szczotki - norma. Filmowe sceny z ganianiem się nago po hotelowych korytarzach to nie jest wytwór wyobraźni scenarzystów, ale częsty widok na tego typu imprezach. Za przeproszeniem - w środku firmowej imprezki wyjazdowej, połowa okolicznych krzaków rusza się bardzo energicznie, a dochodzące z nich dźwięki nie pozostawiają wiele dla wyobraźni. Zdybałam niegdyś parę uprawiającą seks na leżaku przy hotelowym basenie, impreza trwała w odległości 20 metrów od nich.

Z kim się warto przespać na integracji

Panowie na papierosku wymieniają się bez skrępowania uwagami na temat swoich atrakcyjnych koleżanek, zapewniam - nie trzeba podsłuchiwać żeby dowiedzieć się, że są one doskonale skatalogowane. Wymiana doświadczeń z poprzednich wyjazdów firmowych to chyba sposób na ustalenie jakiejś towarzyskiej hierarchii. Nie zliczę, ile razy usłyszałam, kto i komu co zrobił na poprzednim wyjeździe, "jak lubi Marzenka" i ile trzeba wlać w koleżankę Sylwię, żeby zdecydowała się na amory. Nie mam pojęcia, czemu hamulce tak ludziom puszczają. Choć czasem można się dowiedzieć. Kiedyś paliłam papierosa na zewnątrz. Obok mnie stały dwie dziewczyny z mojej grupy. Stały maksymalnie dwa metry ode mnie, musiały wiedzieć, że je doskonale słyszę. Jedna doradzała drugiej, że warto przespać się z Marcinem, szefem działu sprzedawców, bo każda, którą do tej pory "zaliczył na integracji" dostawała awans w ciągu miesiąca. Powiem tylko tyle, że dwie godziny później panienka z rozmazanym makijażem i w czułych objęciach pana Marcina wracała z przyhotelowej plaży. Mam nadzieję, że jej się chociaż opłaciło...

Prośby o poranku: Alka Seltzer i ...postinor

Swoją drogą, sposoby na podryw powalają. Przy co drugim stoliku słychać klasyczne łzawe wyznania typu: "żona mnie nie rozumie, wiecznie posądza o zdradę, to sama powiedz, co nam szkodzi". Panowie wlewają w panie kolorowe drinki, obowiązkowo tłumacząc, że alkohol jest "chrzczony" i na pewno im nie zaszkodzi. Panie z kolei potrafią na parkiecie odstawić spektakl, jakiego nie powstydziłaby się tancerka erotyczna z Vegas. To jest naprawdę niewiarygodne...

Najczęstsze prośby do pilota o poranku? Alka Seltzer i... postinor. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy byłam proszona o szybkie i ciche załatwienie pigułki "po stosunku". Dowody nocnych igraszek poniewierają się po terenie ośrodków, a służba hotelowa opowiada sobie co pikantniejsze ploteczki, choć ich akurat chyba trudno zaskoczyć czymkolwiek. Brwi tylko podjeżdżają mi pod same włosy, kiedy królowe nocnych zabaw po powrocie do domu rzucają się na szyję mężom, a koguciki firmowe całują żony w łapki na lotnisku. Gdy podchodzą do mnie się pożegnać, mam nadzieję, że moje mina nie zdradza prawdziwej odpowiedzi na żartobliwe "Mam nadzieję, że mąż był grzeczny?".

Pocztówki znad krawędzi

Oczywiście istnieją jeszcze ludzie, którzy potrafią się zachować. Dla nich te wyjazdy to istny koszmar. Skazani są bowiem na zapijaczone towarzystwo, chamstwo i mało komfortowe sytuacje. Najczęściej wyrażaną prośbą jest ta o zmianę pokoju lub załatwienie nowego. Często uczestnicy gotowi są dopłacić z własnej kieszeni, żeby tylko zapewnić sobie spokój i ciszę we własnym pokoju. Bo towarzystwo potrafi nieźle dopiec. Pamiętam dziewczynę, która przyszła do mnie rano z pytaniem, czy hotel oferuje usługę prania ubrań. Okazało się, że koleżanka z działu mieszkająca z nią w pokoju po mocno imprezowej nocy pomyliła jej walizkę z toaletą. Brak słów.

Oczywiście clou wyjazdu to wycinanie współtowarzyszom numerów, o których będzie się mówiło na biurowych korytarzach przez cały rok. Poziom żartów często bywa gimnazjalny, ale wiadomo - nie bawisz się, nie żyjesz. Te wszystkie pseudodowcipy typu rozbieranie kolegi do naga i zostawianie go na plaży, robienie nieprzytomnym kolegom idiotycznych zdjęć, wyciskanie pasty do zębów na hotelowe łóżko - można by pomyśleć, że jest się na wycieczce szkolnej. Choć przepraszam - na wycieczkach szkolnych bywa z reguły dużo grzeczniej i spokojniej. Serio.

Wjazdy firmowe, to największa buceriada

Zachowania niektórych dorosłych mogą wprowadzić w ciężki stupor. Nie będę wdawać się nawet w długie opowieści o kulturze osobistej niektórych ludzi, jednak wbrew temu, co mówi się o przeciętnym polskim turyście, to na wyjazdach integracyjnych mam na ogół do czynienia z największą buceriadą. Kultura przy stole? Proszę mnie nie rozśmieszać. Na jednym z wyjazdów mieliśmy w planie całodzienną wycieczkę, wyraźnie powiedziane było, że program obejmuje też obiad w regionalnej restauracji. Na śniadaniu pojawiła się elegancka dama z równie elegancką torebeczką. Krążyła wokół szwedzkiego stołu jak samolot zwiadowczy. Okazało się, że elegancka torebeczka wyłożona jest folią aluminiową i ląduje tam co druga łyżka sałatki. Naprawdę, to chyba nawet nie zasługuje na komentarz.

Postawa "wszystko mi się należy", traktowanie obsługi hotelowej jak służących - owszem, to są przypadłości turystów ogółem, ale na wyjeździe integracyjnym, gdzie każdy stara się zaznaczyć swoją pozycję, osiąga to naprawdę szczyty. Nie wiem co kieruje tymi ludźmi, ale wiem, że gdybym była ich szefem, na następnym wyjeździe integracyjnym by ich już na pewno nie było.

Czy Polak na wyjeździe integracyjnym to pijak i cham, któremu puszczają wszelkie hamulce? Czekamy na Wasze komentarze.

Więcej o: