Titanic 100 lat po katastrofie

Kiedy 100 lat temu luksusowy parowiec Titanic wypływał w swój dziewiczy transatlantycki rejs, słowo "niezatapialny" odmieniano przez wszystkie przypadki. Gdy więc po niespełna trzech dniach podróży Titanic zatonął, pociągając za sobą przeszło 1,5 tys. ofiar, świat nie mógł w to uwierzyć. Czy po 100 latach od tragicznej nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku wiemy coś pewnego o tamtych wydarzeniach?

Wszystko trwało mniej niż trzy godziny. O 23.40 obserwator Frederick Fleet zauważył górę lodową w niebezpiecznie bliskiej odległości. Chwilę później Titanic uderzył w nią prawą stroną dziobu. O północy było już pewne, że statek zatonie w ciągu kilku godzin. Rozpoczęła się dramatyczna akcja ratunkowa. Gdy Titanic szedł na dno o 2.20, na jego pokładzie wciąż pozostawało ok. 1500 osób, które nie zmieściły się do szalup.

Błyskawiczna katastrofa

Tak tonął Titanic. Zobacz NIESAMOWITĄ ANIMACJĘ twórców filmu Avatar >>

To była błyskawiczna katastrofa, ale wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Dokładnie 31 marca 1909 roku...

Dzięki zespołowi czterech ekspertów (Dave Wilkes, Ywwende Akinola, Brendan Walker i Luke Perry), bohaterów 5-odcinkowej serii "Rekonstrukcja Titanica" (wyświetlanej w National Geographic Channel), dziś jesteśmy w stanie krok po kroku odtworzyć, jak za pomocą metod sprzed 100 lat powstawała morska legenda - wówczas największy, najcięższy, najdroższy i najbardziej luksusowy stworzony przez człowieka środek transportu. Z jakimi trudnościami zmagali się budowniczowie kolosa? Titanic zderzył się z górą lodową i w tej sytuacji był praktycznie bez szans, ale czy, abstrahując od wypadków tej nieszczęśliwej nocy, naprawdę mógł uchodzić za najbezpieczniejszy statek swoich czasów?

Kolos na stalowych nogach

Titanic mierzył 268 metrów i ważył ponad 46 tys. ton. Budowa samego tylko stalowego kadłuba parowca trwała ponad dwa lata, zaangażowanych w nią było 4 tys. robotników stoczni Harland&Wolff (pracę zaczynali punktualnie o 6.20 rano, kto się spóźnił, nie mógł już wejść, tracił pracę i wynagrodzenie, ściśle określony był czas posiłków, a na pobyt w toalecie robotnik miał siedem minut). W chwili jej ukończenia Titanic był najcięższą wykonaną ludzką ręką konstrukcją, którą udało się przenieść. Stalowe elementy połączono za pomocą trzech milionów nitów, swoistego super glue ery przemysłowej (po zamocowaniu nit krzepnie, kurczy się i tym samym zaciska). Większość nitów ręcznie umieszczały 4-osobowe zespoły nadzorowane przez specjalnego kontrolera. Płacono od nitu, więc ekipy zacięcie rywalizowały między sobą.

Tak gigantyczne przedsięwzięcie, jak zbudowanie największego pływającego obiektu na Ziemi, nie mogło obejść się bez ofiar. I nie obyło się - jeszcze nim parowiec został zwodowany, śmierć poniosło 8 osób. Dziś nas to szokuje, ale na początku XX wieku taki bilans mieścił się w normie - w roku 1910 w sektorze stoczniowym dopuszczano jeden zgon na każde wydawane na projekt 100 000 funtów. Budowa Titanica kosztowała niemal 1,5 miliona funtów, śmierć ośmiu robotników była zatem jak najbardziej "przepisowa" (bliscy ofiar nie zostawali bez środków do życia, wdowa po Robercie Jamesie Murphym seniorze otrzymała od stoczni Harland & Wolff 300 funtów odszkodowania tytułem zadośćuczynienia za śmierć męża. Ta kwota stanowiła równowartość wynagrodzenia, jakie jako mistrz nitowania Murphy otrzymałby za dwa i pół roku pracy).

Bananowa teoria na temat Titanica - Cameron pokazuje, jak zatonął Titanic za pomocą... banana. ZOBACZ!

Titanic powstawał z milionów metalowych części. Miał też największą na świecie kotwicę (przetrwała i spoczywa obecnie na pokładzie Titanica). Sam jej łańcuch mierzył ponad 600 metrów. Ciekawostką jest, że w 1910 roku produkcją kotwic zajmowały się także kobiety. Pracowały zwykle w mniejszych, wiejskich wytwórniach, a za pracę przy kowadle przez dwanaście godzin dziennie zarabiały tygodniowo kwotę odpowiadającą dzisiejszym 24 dolarom, niewielki ułamek sumy wypłacanej za tę samą pracę mężczyznom. Zarówno jedni, jak i drudzy rzadko dożywali w tym zawodzie czterdziestki.

Na pokładzie Titanica zainstalowano najbardziej zaawansowaną w historii budowy statków instalację elektryczną. Obejmowała ona między innymi elektryczne windy oraz elektryczny sprzęt do ćwiczeń. Cztery potężne generatory Titanica dawały więcej elektryczności niż większość ówczesnych elektrowni lądowych. Do każdej spośród 835 kajut prąd płynął kablami, których łączna długość sięgnęła 320 kilometrów. 10 tys. żarówek na Titanicu sprawiało, że był on w ówczesnym czasie absolutnym szczytem przemysłowych osiągnięć.

Rekonstrukcja Titanica [ZOBACZ ZWIASTUN]

Pływający pałac

Titanic był nie tylko marzeniem konstruktora, ale też prawdziwym pływającym pałacem. Na jego pokład wsiadło wielu emigrantów, ale do kupna biletów w kajutach pierwszej klasy aspirowali przede wszystkim ci, którzy w tamtych czasach chcieli (i musieli) liczyć się w towarzystwie. Dla nich cena biletu - około 500 funtów, czyli dzisiejsza równowartość 43 tys. funtów! (dla porównania bilet w trzeciej klasie w jedną stronę kosztował 36 dolarów, czyli dzisiejsze 800 dolarów) - nie grała większej roli. Czy podróż Titanikiem warta była takiej góry pieniędzy? Ocena to rzecz subiektywna, w dodatku przetrwało niewiele planów wnętrz statku (tylko czarno-białe zdjęcia wykonane na siostrzanym statku Olimpic, każące domyślać się kolorów i szczegółów zdobniczych), ale dość powiedzieć, że na pokładzie parowca funkcjonowały salony odnowy biologicznej, a wykonanie jednego tylko fotela wymagało 130 godzin ręcznej pracy wykwalifikowanych pracowników.

Osobnym tematem była kuchnia. Posiłki na Titanicu wydawano jednocześnie na siedmiu pokładach - 6 tys. dań dziennie. Jedzenie miało być ucztą, olśnić. Szef kuchni, Charles Procter, był drugim po kapitanie Smicie najlepiej opłacanym członkiem załogi statku. W kambuzach pierwszej klasy przez 24 godziny na dobę pracowała niespotykana armia ludzi. Serwowano najwspanialsze pokładowe dania. Wśród pracowników znalazł się również "kucharz hebrajski", który dla żydowskich pasażerów statku prowadził kuchnię koszerną. Sala jadalna pierwszej klasy przypominała najmodniejsze londyńskie i paryskie restauracje. Każdy element zastawy (i nie tylko) był wykonany ręcznie. Rządził wysokogatunkowy len. Liczba pasażerów i załogi Titanica sięgnęła łącznie trzech i pół tysiąca. Dla takiej liczby osób potrzebowano około 45 tys. lnianych obrusów, 18 tys. lnianych prześcieradeł oraz 32,5 tys. lnianych ręczników. Wiele wymagano także od pasażerów - panie musiały zmieniać toaletę trzy razy dziennie - rano, po południu i wieczorem. Gorset był wymagany przez cały czas, nawet podczas ćwiczeń fizycznych.

Kajuty trzeciej klasy

W kajutach trzeciej klasy było zdecydowanie "luźniej". I rzecz jasna - biedniej. Pasażerowie trzeciej klasy mieli dostęp do jadalni oferującej wliczone w cenę biletu posiłki oraz do strefy wypoczynkowej na rufie. W tej części znajdował się również salon z pianinem, mogli się tam zbierać i śpiewać swoje ulubione musicalowe szlagiery. Panował sztywny rozdział - kajuty pierwszej i trzeciej klasy leżały daleko od siebie. Kajuty rodzinne trzeciej klasy stanowiły pod względem rozmiaru 1/30 kabin apartamentowych klasy pierwszej, mimo to jedną taką kajutę dzieliło nawet dziewięcioro członków rodziny. Do dyspozycji mieli elektryczność i bieżącą wodę, ale dla nich Titanic nie miał być wykwintną salą balową, lecz wyłącznie środkiem transportu, który bez przeszkód dowiezie ich do upragnionej Ameryki.

Chwilę przed katastrofą

Jedna z teorii próbujących wyjaśnić, dlaczego na Titanicu śmierć poniosło tyle osób, mówi, że dla większości z nich zabrakło w ogóle możliwości ratunku - Titanic miał być niezatapialny, więc jeśli na czymś można było oszczędzić, to na liczbie szalup i kamizelek ratunkowych. Na Titanicu znajdowało się 20 łodzi ratunkowych i wielu badaczy twierdzi dziś, że ta liczba wcale nie była zbyt mała (były za to źle ładowane). Także każdy spośród 3,5 tys. pasażerów miał własną kamizelkę. Jednak tamta noc była wyjątkowo zimna, a woda w Atlantyku lodowata - już po kilku minutach w niej spędzonych organizm zaczynał się wychładzać. Jeszcze długo po tym, jak sam statek poszedł na dno, unosiło się nad nim morze zamarzniętych ciał.

Pierwsze ostrzeżenie o dryfujących górach lodowych Titanic otrzymał 14 kwietnia o godzinie 22.55. Wiadomość zlekceważono. O godzinie 23.35 operator stacji przekaźnikowej w Kalifornii zakończył zmianę i położył się spać. Pięć minut później Titanic uderzył w górę lodową. Stacja znajdowała się zaledwie 32 kilometry od miejsca zdarzenia. Ponieważ nikt nie pełnił dyżuru, płynące z Titanica wezwania o pomoc pozostały bez odpowiedzi. Uważa się, że ostatni sygnał ratunkowy z Titanica został wysłany o godzinie 2.17, kiedy statek już tonął. Prawie dwie godziny później do stacji telegraficznej w Ameryce Południowej dotarło ostatnie wołanie o pomoc, a na miejscu zatonięcia pojawił się parowiec Carpathia.

Jako pierwszy tę najtragiczniejszą od dziesięcioleci wiadomość podał "New York Times". Dziennikarze monitorowali wysyłki z lądowej stacji Marconiego. Przeprowadzili solidne dziennikarskie śledztwo i odkryli, że statek prawdopodobnie zatonął. Spośród pasażerów Titanica przeżyło 712 pasażerów, w tym nieliczni członkowie załogi.

Zobacz: Rekonstrukcja Titanica: W obliczu tragedii [ZOBACZ ZWIASTUN]

Czy tej tragedii dało się uniknąć?

Okoliczności zatonięcia Titanica znamy dokładnie dzięki innemu dokumentowi - "Titanic 2012: Akta sprawy" (premiera w niedzielę 15 kwietnia o godz. 14.00 i 20.00 na National Geographic Channel). Wiemy, że na Titanicu i innych statkach White Star Line wśród członków załogi zatrudniani byli specjalni obserwatorzy, których zadaniem było wypatrywanie m.in. gór lodowych. Wiemy, że w momencie katastrofy Titanica obserwatorzy zauważyli na horyzoncie rzadką mgłę, a ocaleni opowiadali o gęstym dymie unoszącym się nad statkiem. Czy jednak mgła mogła być tak gęsta, by nie dało się zauważyć gigantycznej góry lodowej? Jedna z bardziej prawdopodobnych dziś teorii zatonięcia wskazuje, że Titanic padł przede wszystkim ofiarą wyjątkowych warunków atmosferycznych, które wywołały tzw. refrakcję - mieszanina ciepłego i zimnego powietrza mogła stworzyć miraż i zniekształcić ocean, przesuwając horyzont dalej, poza górę lodową. W takich warunkach, przy wrażeniu optycznym przesunięcia horyzontu, gigantyczna bryła lodu mogła być widoczna co najwyżej przez 20 minut. Góra lodowa zderzyła się z kadłubem Titanica, powodując potężne uszkodzenia liniowca - w ciągu pięciu sekund komory wodne Titanica zostały roztrzaskane. Teoria historyka Tima Maltina próbuje wyjaśnić, jak to się stało, że dwóch doświadczonych obserwatorów w bezchmurną noc nie zauważyło gigantycznej góry lodowej, dlaczego pobliski parowiec, będący jedynie 16 km dalej, nie dotarł do tonącego statku i dlaczego nadawany morsem sygnał świetlny SOS został zignorowany.

Wyjątkowo pechowa noc

Po zapoznaniu się z pamiętnikami pasażerów Maltin stwierdza, że odpowiedź na te wszystkie pytania jest dosłownie zapisana w gwiazdach. Dwa nietypowe źródła - migoczące światła Las Vegas i miraż pustynny - wskazują, że Titanic płynął wprost na nietypowe zjawisko atmosferyczne, odpowiedzialne za oszukiwanie wielu doświadczonych żeglarzy pewnej mroźnej nocy, pośrodku północnego Atlantyku 100 lat temu. Katastrofa nie była efektem oszczędności inwestora (jedna z teorii mówi, że plany Titanica były zachwycające i bezbłędne, ale zostały natychmiast zmienione tak, by zaoszczędzić 20 tys. ton stali), spisku lub próby wyłudzenia ogromnych pieniędzy z odszkodowania. Tamtej nocy Titanic miał po prostu wyjątkowego pecha. Ale to wciąż, wprawdzie prawdopodobna, ale tylko jedna wersja wydarzeń. (Jeśli podoba wam się teoria Maltina, przeczytajcie jego książki: "101 Things You Thought You Knew About Titanic But Didn't!" ("101 rzeczy, które myślałeś, że wiesz o Titanicu... ale nie wiesz!") i "Titanic: First Accounts" ("Titanic: pierwsze relacje") oraz ostatnią "A Very Deceiving Night" ("Bardzo zła noc").

Titanic 1912: Akta sprawy - zobacz zwiastuny na kanale National Geographic Channel:

Wśród gór lodowych - czy oficjalne dokumenty na temat Titanica kłamią? >>

Hstoria przetrwania - ocalały z katastrofy Titanica opowiada o swoich przeżyciach >>

Titanic oczami Jamesa Camerona

100. rocznica zatonięcia Titanica to wielkie wydarzenie (z tej okazji odbywa się nawet specjalny bliźniaczy rejs, który ma upamiętnić historyczną trasę), ale pewnie nie emocjonowalibyśmy się nią tak bardzo i na masową skalę, gdyby nie James Cameron. Kto jeszcze jakimś cudem nie widział ponadtrzygodzinnego filmu o katastrofie statku, zdobywcy 12 Oscarów i tytułu drugiego najbardziej dochodowego (po "Avatarze", także Camerona) filmu w dziejach kina, ten za moment będzie mógł go zobaczyć w technologii 3D (obraz właśnie wchodzi do kin). Cameron, reżyser, ale też badacz, poszedł dalej. W przygotowanym dla National Geographic Channel (NGC) dokumencie "Titanic oczami Jamesa Camerona" słynny reżyser prowadzi wyjątkowe śledztwo. Cameron, który by zbadać Titanica, zanurkował do jego wraku ponad 30 razy, zebrał nie tylko ogromny materiał, ale też grono inżynierów, budowniczych statków, artystów i historyków, by wspólnie rozwiązać zagadkę: jak i dlaczego "niezatapialny" statek zatonął. Pracując na nieujawnianych dotąd dowodach sądowych, zespół dokonuje szokującego odkrycia - prawdopodobnie nim Titanic stanął pionowo w wodzie, przekroczył granicę wytrzymałości. Dlaczego Titanic się przełamał, a jego dwie części leżą tak daleko od siebie? Czy dało się uratować więcej osób? Na te pytania stara się odpowiedzieć Cameron i jego zespół, a pomagają mu w tym najnowocześniejsze, niedostępne 15 lat temu technologie oraz ogromna replika Titanica i innych rekwizytów z parowca. I znów padają wiarygodne, w dodatku okraszone fantastycznymi efektami specjalnymi i animacjami teorie. Ale jednej decydującej odpowiedzi nie mamy.

Oglądaj: "Titanic oczami Jamesa Camerona", niedziela 15 kwietnia o godz. 11.00 i 18.00 na National Geographic Channel

Titanic oczami Jamesa Camerona - zobacz zwiastuny filmu:

Fascynująca historia. James Cameron z zespołem ekspertów opowiada historię Titanica >>

Cameron ze współpracownikami odtwarza dzieje Titanica >>

Ocalcie Titanica

Titanic zatonął równo 100 lat temu, ale wciąż boryka się z kolejnymi problemami. Choć spoczął w podwodnym grobie, nie może zaznać spokoju - nawiedzają go łowcy skarbów i turyści w wykonanych na zamówienie łodziach podwodnych, żądni odkrycia tajemnicy lub - bardziej prozaicznie - zdobycia pamiątki opowiadającej historię najpierw triumfu i luksusu, a potem dotkliwej straty. A nuż coś tam jeszcze zostało? Coś, czego nikt inny dotąd nie zauważył? Miejsce spoczynku Titanica ponad 25 lat temu odkrył Robert Ballard. Dziś ten badacz-rezydent Towarzystwa National Geographic ma nowe zadanie: chronić grób statku. Film dokumentalny "Ocalcie Titanica" (premiera: poniedziałek 9 kwietnia o godz. 20.00) odtwarza powstawanie parowca i bada jego oryginalne, nigdy dotąd niefilmowane plany, aby opowiedzieć historie bohaterów, budowniczych Titanica i jego niedokończoną historię. Obecnie większość z ważnych fragmentów historycznej układanki już zniknęła, włączając bocianie gniazdo, z którego obserwatorzy zauważyli górę lodową. Jak się okazało, strącone do przedziału frachtowego przez turystyczną łódź podwodną.

Zagłębiając się w ludzki aspekt tragedii Titanica, Ballard spotyka potomków jego budowniczych - dziewięciu mężczyzn, którzy zbudowali własnymi rękoma ten wspaniały statek i dostąpili zaszczytu odbycia na nim dziewiczego rejsu. Nikt z grupy gwarancyjnej nie przeżył. Architekt Titanica Thomas Andrews był widziany, gdy podawał kamizelkę ratunkową i zachęcał innych do ewakuacji. Inny z mężczyzn widziany był po raz ostatni w maszynowni, gdy walczył o to, by utrzymać jak najdłużej światło, by pasażerowie mogli opuścić statek. Ich ciał nigdy nie odnaleziono. Nie ma nawet dowodów na to, że próbowali się ratować.

Ocalcie Titanica - zobacz zwiastuny na kanale National Geographic Channel:

Robert Ballard odkrywa wrak Titanica

Obawy o przyszłość - czarny rynek pragnie pamiątek po Titanicu >>

Z Titanica uratowało się w sumie 712 osób. W 2009 r. w Anglii zmarła ostatnia z pasażerek Milvina Dean. Uratowała się wraz z matką i bratem (ojciec został na statku i utonął), spuszczona w worku do jednej z pierwszych szalup. Przeżyła 97 lat, niedługo przed śmiercią, by opłacić koszty pobytu w domu opieki, zgodziła się sprzedać na aukcji najcenniejszą pamiątkę - walizkę podarowaną jej matce w Nowym Jorku na drogę powrotną do Anglii (media szeroko się o tym rozpisywały). Nie ma już żyjących świadków tragicznej nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 r., ale może nawet oni nie mieli jednej odpowiedzi wyjaśniającej, co tak naprawdę się wtedy stało. Bo może jedna odpowiedź na zastanawiające nas pytania po prostu nie istnieje.

Więcej o katastrofie Titanica czytaj w specjalnym numerze "National Geographic" na 100. rocznicę katastrofy

Obchody, które objęły również polską edycję "National Geographic", są elementem zakrojonej na szeroką skalę serii wydarzeń upamiętniających setną rocznicę zatonięcia Titanica, które miało miejsce 15 kwietnia 1912 r. Centralnym punktem obchodów jest artykuł okładkowy w kwietniowym magazynie "National Geographic". W artykule autorstwa Hamptona Sidesa dzięki zastosowaniu nowych technologii pokazany został niemal kompletny i zarazem niezwykle intymny portret jednego z najsłynniejszych wraków świata. "Nowe obrazy są rezultatem ostatniej wyprawy Roberta Ballarda, która odbyła się w sierpniu i wrześniu 2010 r. Miała do dyspozycji trzy automatyczne pojazdy podwodne, które przeczesywały obszar, gdzie leży wrak, przesuwając się w tę i z powrotem równoległymi, stykającymi się pasami nad obszarem dna morskiego o wymiarach 5 x 8 km. Następnie dane z kolejnych pasów zostały elektronicznie "pozszywane", co dało w efekcie ogromny obraz o wysokiej rozdzielczości, na którym określono współrzędne każdego punktu. (...) Dziś już wiemy, że wbrew wielu opisom statek nie zanurzył się majestatycznie w fale, nie opadł spokojnie. Wręcz przeciwnie. Skrupulatna analiza wraku, zastosowanie pływających modeli i symulacji komputerowych maluje portret przedśmiertnych konwulsji liniowca" . Fragmenty artykułu "Niewidziany Titanic" ("National Geographic Polska" 4/2012).

Esej Jamesa Camerona specjalnie na National Geographic

Uzupełnieniem artykułu jest esej Jamesa Camerona, zatytułowany "Spacer z duchami po Titanicu". Cameron opowiada w nim o niezwykłych przeżyciach związanych z penetracją wraku przez niewielki zdalnie sterowany pojazd podwodny wyposażony w kamery, pilotowany przez badacza z załogowego pojazdu podwodnego stacjonującego na górnym pokładzie liniowca. - Po przeprowadzeniu 33 zanurzeń do wnętrza wraku, każdym trwającym średnio 14 godzin, mogłem śmiało stwierdzić, że spędziłem więcej czasu na Titanicu niż sam kapitan Smith - wspomina Cameron.

Więcej o: