Święta i sylwester 2011. Sylwester w lesie

Nie wiem, co będę robił w sylwestra. Ale chyba wcześnie pójdę spać, żeby nazajutrz ruszyć do lasu

Kilka lat temu zamiast balować do upadłego, poszedłem do łóżka zaraz po północy. Zjedliśmy tylko z Nurią 12 winogron w takt uderzeń dzwonu wybijającego północ w Madrycie. To taki hiszpański zwyczaj, który ma przynieść szczęście i zapewnić pomyślność w nadchodzącym roku.

***

Polski zwyczaj, o którym wiem od babci, nakazywał, by 1 stycznia zrobić to, co by się chciało robić przez cały rok. Dlatego w sylwestra nie baluję wcale (albo bardzo umiarkowanie) i nazajutrz, wyspany i wypoczęty, ruszam do lasu.

Tego dnia jest on naprawdę niesamowity! Ci, którzy spacerowali po nim jeszcze wczoraj, śpią smacznie na kwaterach i w hotelach, zmęczeni całonocnymi szaleństwami. Człowiek ma uczucie, że cały las należy do niego, no i oczywiście do zwierząt. Byle tylko oddalić się jak najbardziej od wsi i osad, w których minionej nocy wystrzelono setki, a nawet tysiące petard i fajerwerków.

Nie lubię i naprawdę nie pojmuję tego zwyczaju. Fajerwerki są fajne w miastach, gdy zajmują się nimi zawodowi pirotechnicy. Wtedy wyglądają przepięknie i są prawdziwą sztuką. Bezładna i trwająca w nieskończoność kanonada amatorów to nieporozumienie (każdy stara się być lepszy od sąsiada, narobić więcej huku, wyżej i więcej wystrzelić). Płoszą się dzikie zwierzęta, które boją się strzałów i błysków, cierpią domowe psy i koty. Ludzie też mają dosyć, bo owa "zabawa" ciągnie się nieraz parę godzin.

Byłoby wspaniale, gdyby w Polsce respektowano przepisy o strefie ciszy i przynajmniej w niektórych miejscach świętowano Nowy Rok bez petard. Podobno zresztą Białowieża jest taką strefą, ale nikt się tym nie przejmuje. A szkoda, bo przecież wielu ludzi wyjeżdża z miast w poszukiwaniu spokoju.

***

Choć nad ranem nikt już nie strzela, zwierzaki i tak są przepłoszone - w pobliżu osad nie ma czego szukać. Trzeba więc udać się na dłuższą wyprawę, by móc spotkać dziki, żubry, jelenie, a nawet wilki. Ja marzę o tym, by podczas nadchodzącej zimy natknąć się na rysia...

Mam nadzieję, że wkrótce spadnie śnieg i będę mógł wybrać się do lasu na nartach. Dla mnie bowiem nie ma nic lepszego i przyjemniejszego niż szusowanie i połykanie przestrzeni na nartach z wolną piętą, tak zwanych śladowych. Czyli szerszych niż biegowe, z wyższym butem i mocniejszym wiązaniem. Pozwalają one poruszać się nawet tam, gdzie śnieg na drogach nie jest ubity. Dotrzemy na nich niemal wszędzie, pokonując znacznie więcej kilometrów niż podczas zwyczajnej wędrówki.

Polecam wszystkim ten sport. Warto wykorzystać nań każdą chwilę ze śniegiem - to świetny sposób na poruszanie się w leśnej głuszy i znakomity trening dla organizmu.

Najlepszym noworocznym prezentem będzie więc dla mnie poranna wyprawa na nartach do lasu. Gdyby udało mi się wyruszyć w ten sposób na spotkanie ze zwierzętami, byłbym wniebowzięty.

***

A jeśli zima okaże się łagodna - ruszę bez nart. No cóż, czasami nie można mieć wszystkiego. Ale naszym Czytelnikom życzę spełnienia wszelkich życzeń, niesamowitych wypraw i spotkań z fascynującymi zwierzakami.

Artykuł pochodzi z "Gazeta Turystyka", sobotniego dodatku do Gazety Wyborczej

Więcej o: