Uchodzi za prawdziwy klejnot Czech, a jej historia sięga wczesnego średniowiecza. Rozkwitła w XIV wieku, dołączając do grona najbogatszych miast Europy. A to za sprawą złóż srebra, z których bito mocny pieniądz akceptowany na całym kontynencie - grosze, talary, denary.
Legenda mówi, iż pewnemu zakonnikowi z klasztoru Cystersów drzemiącemu na łące przyśniło się, że zamiast trawy rośnie wokół srebro. Gdy się obudził, znalazł nawet jego grudkę. I tak to się zaczęło...
Kutná Hora nazwę wzięła od licznych kopalń (czes. kutat - wydobywać, hora - góra), które drążono w okolicy prawdopodobnie już pod koniec X wieku. Tutejsze ziemie nadal rodzą kruszce, ale nie opłaca się już ich pozyskiwać.
Rozłożyła się na niewielkich wzgórzach otoczonych przez sady i pola, gdzieniegdzie przycupnęły winnice. Jej historyczne centrum liczy ponad 300 zabytków. Wraz z dwoma królującymi nad miastem katedrami w 1995 r. trafiło na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Przybywamy tu z Pragi, pokonawszy busikiem 65 km, wprost do starej dzielnicy Sedlec, dziś na przedmieściach Kutnej Hory. Tu bowiem w 1142 r. cystersi założyli swój klasztor, pierwszy na terenie Bohemii (łacińska nazwa Czech), i wkrótce za ich sprawą miejsce to niezwykle się rozwinęło.
Wciąż można podziwiać należącą do cysterskiego kompleksu katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Bladożółtą fasadę zdobi olbrzymie okno wysokie na 14 m oraz dziobate wieżyczki. To największa i najstarsza taka budowla w Czechach. Powstawała od 1290 do 1320 r. Ale już sto lat później zniszczyli ją husyci, obracając też w ruinę klasztor (zginęło 500 mnichów, ich szczątki spoczywają w niszach świątyni).
Opuszczona na trzy stulecia odzyskała sakralny charakter na przełomie XVII i XVIII w. Włoch Jan Błažej Santini-Aichel przebudował ją w stylu barokowego gotyku (niespotykany w innych krajach, pojawił się wraz z rekatolicyzacją Czech), zachowując jednak dawną aurę. - I tak zrodziła się splendissima basilica - mówi nasza przewodniczka Jirina Vokrouhliková.
Strzelista budowla na planie krzyża łacińskiego ma imponujący portal i bardzo wąskie nawy (długa na 92 m, szeroka na 29, wysoka na 27). Światło wpada przez 106 ostrołukowych okien z jasnego szkła. Pod filarami olbrzymie malowidła na płótnie. Wśród nich dzieła Michaela Willmanna, wybitnego przedstawiciela śląskiego baroku. M.in. "Męczeństwo św. Filipa i Jana", "Pożar klasztoru w Sedlecu", "Św. Bernard wstępujący do zakonu cystersów".
Wciąż unosi się tu cysterski duch pokory i wstrzemięźliwości. Tylko piękna barokowa kaplica tuż obok absydy błyszczy od marmurów, stiuków i złoceń. Na tle fresków jaśnieje w ołtarzu figura Matki Boskiej w bombiastej koronie.
Niedaleko stąd do malowniczego cmentarza, którego początki sięgają połowy XIII w. W jego sąsiedztwie wśród drzew i traw wiekowe domki kryte dachówkami, murki i bramy, gdzieniegdzie także barokowe fasady kamienic. Choć wiele budowli popadło niemal w ruinę, i tak prezentują się ślicznie. Tym bardziej że niebo jest dziś wprost bajeczne, z piramidami białych chmur na ostrym błękicie.
Za cmentarną bramą wznosi się mała świątynia Wszystkich Świętych z początku XIV w., ozdobiona dwiema wieżami. Jej głęboka krypta podobna do pięknie sklepionego kościoła może przyprawić o dreszcze - na suficie, ścianach i filarach girlandy czaszek, piszczeli, obojczyków. Z nich również powstały żyrandole, świeczniki, herbowe tarcze, monstrancja.
Obecny kształt świątyni i ossuarium (in. kaplica czaszek) - barokowy gotyk - zrodził się na początku XVIII w., a nadał go Santini-Aichel. Dzieła dopełnił w 1784 r. snycerz Franciszek Rint, tworząc wiele dekoracji z kości (wtedy zresztą zostały one zdezynfekowane i wybielone). Szacuje się, że to wspólny grobowiec ok. 40 tys. osób.
W XIII w. w kościele rozsypano ziemię przywiezioną z grobu Jezusa - w ten sposób zyskał aurę Ziemi Świętej. Nie brakowało więc ludzi chcących spocząć tu na wieki; nie tylko z najbliższych okolic, ale także z zagranicy, także z Polski. Grzebano tu również ofiary epidemii (według kronik w 1318 roku pochowano w Sedlcu 30 tys. ofiar dżumy) i wojen husyckich (1419-34).
Kości z likwidowanych z czasem grobów składowano właśnie w ossuarium. W 1511 r. pewien ociemniały mnich zaczął je układać w piramidy. I tak powstało wyjątkowe "memento mori" mające przypominać o nieodwołalnym kresie ludzkiego życia i wzbudzać bojaźń bożą z nadzieją na zmartwychwstanie.
Do najeżonej wieżyczkami i iglicami katedry św. Barbary mamy z Sedleca spory kawałek. Wyrosła bowiem na skarpie nad rzeczką Vrchlicą, na samym skraju starego miasta. Należy do szczytowych osiągnięć czeskiego późnego gotyku. Zaczęto ją wznosić w 1388 r., ze składek górników (św. Barbara to przecież ich patronka) i datków patrycjuszy. Prace trwały bardzo długo, przerywano je na wiele lat. Ostateczny neogotycki kształt zyskała za sprawą przebudowy na przełomie XIX i XX w.
Wiedzie do niej ulica Barbarska, która przechodzi w szeroki taras z kamiennych płyt ułożony na skraju zbocza porośniętego winoroślą. Flankujący go murek zdobi 13 figur świętych (m.in. Józef, Florian, Nepomucen, Franciszek Ksawery) - architektoniczne nawiązanie do praskiego mostu Karola. Stworzył je na początku XVIII w. Franciszek Baugut, świecki członek zakonu jezuitów.
Katedra to kolejny symbol dawnej potęgi miasta. Kształtem przypomina wykutą w granicie i piaskowcu cesarską koronę. Wrażenie to potęgują podobne do dziobatych namiotów dachy okolone pinaklami.
Nad prezbiterium (najstarsza część świątyni) mamy sklepienie sieciowe, nad nawami - gwiaździste, z wyraźnie zaznaczonymi żebrami. Ożywiają je kolorowe herby regionów i miast.
Trzy nawy dzieli 20 grubych, piętrowych filarów zwieńczonych ostrołukami. Niesamowicie wyglądają ulokowane na belkach pomiędzy nimi cztery statuy. Światło wpada przez 50 wielkich okien, w nich kolorowe witraże z początku XX w. projektu Franciszka Urbana. Te nad chórem akurat prześwietla zachodzące słońce, co daje wyjątkowy efekt. Podobnie jak towarzysząca nam organowa muzyka (nie szkodzi, że z płyty).
W ołtarzu głównym poliptyk z Ostatnią Wieczerzą wyrzeźbiony na początku XX w. na wzór pierwotnego późnogotyckiego, który swego czasu usunęli jezuici. Na ścianach sporo pięknych fresków o spłowiałych barwach, najstarsze pochodzą z końca XV w. Wśród nich herby Władysława Jagiełły, ukrzyżowanie i gigantyczna postać św. Krzysztofa z Jezusem na ramieniu.
Nie brak też malowanych symboli, a nawet całych scen z udziałem mincerzy i górników. Postaci w kolorowych nogawicach dzierżą młoty i kowadła, rozsypują monety. Wysoko nad nimi unoszą się anioły.
Wiele pięknych ozdób wykuto w piaskowcu. Jak choćby "przyklejonego" do kolumny górnika z latarenką wśród skał. Takie postaci - wraz ze św. Barbarą - można wypatrzyć i na zewnątrz, w gęstwinie pinakli. Legenda głosi, że owa święta, męczennica z III w., uciekając przed ojcem poganinem rozsierdzonym z powodu jej konwersji, znalazła schronienie w skale, która się przed nią rozstąpiła.
W barokowej części świątyni w kaplicy św. Franciszka Ksawerego duży fresk z Ignacym Loyolą, który właśnie staje się "dobrym jezuitą" ("dajcie mi chłopca, a uczynię z niego mężczyznę" - brzmiało hasło zakonu).
Z katedrą sąsiaduje zresztą imponujące kolegium jezuickie. Barokowy trzykondygnacyjny budynek w kształcie odwróconej litery F zaprojektował w 1667 r. Włoch Giovanni Domenico Orsi. Odnowiony kilka lat temu mieści Galerię Województwa Środkowoczeskiego.
Te sakralne budowle byłyby o wiele skromniejsze, gdyby nie Włoski Dwór (nazwa od ściągniętych z Włoch mistrzów) w sercu starego miasta. Dawna mennica, a dziś muzeum numizmatyczne - neogotycka rekonstrukcja z XIX w. Przypomina zamek, bo też i wyrosła z warownej twierdzy.
Powstała w XIII wieku. W 1300 r. król Wacław II wydał edykt "Ius regale montanorum", czyniąc Kutną Horę jedyną oficjalną mennicą Królestwa Czeskiego. Wtedy również rozpoczęto bicie nowej monety - srebrnego praskiego grosza. Było to ulubione miejsce Wacława IV, który zlecił wybudowanie w Dworze paradnych komnat - prywatnych i ceremonialnych - oraz wieży, w której ulokowano skarbiec koronny. On również w 1409 r. wydał kutnohorski dekret dający Czechom przewagę nad Niemcami na uniwersytecie praskim.
Miasto kwitło, stając się również areną ważnych wydarzeń. M.in. tu właśnie w 1471 r. wybrano na czeskiego króla Władysława II Jagiellończyka.
Jednak z czasem złoża kruszcu się wyczerpały i w 1726 r. mennicę zamknięto.
Piękny dziedziniec z małą fontanną i paroma drzewkami otacza czworobok murów. Zwiedza się m.in. salę audiencji, kaplicę i zrekonstruowane warsztaty mincerzy z upozowanymi figurami. Około 15 osób pracowało w jednej izbie, bijąc monety (co to musiał być za hałas!), zarabiając 6 groszy na tydzień. Ciekawa obrazkowa tablica pozwala porównać ceny ówczesnych dóbr m.in. w groszach właśnie. Obok faksymile edyktu "Ius regale...". W gablotach monety sygnowane przez kolejnych władców w ciągu 250 lat.
Położony nieopodal gotycki Hrádek z początku XV w. mieści zaś Czeskie Muzeum Srebra. Można tu poznać historię miasta oraz zwiedzić fragment średniowiecznej kopalni.
Pomiędzy Dworem a Hrádkiem strzela w górę tzw. wysoki kościół pod wezwaniem św. Jakuba Większego apostoła, patrona wielu rzemieślników (także górników). Ma tylko jedną wieżę, za to sięgającą aż 86 m; budowę drugiej zaniechano z racji zbyt bliskiego sąsiedztwa górniczych wyrobisk. Zaczęto go wznosić w 1330 r. i była to pierwsza kamienna świątynia w Kutnej Horze
Jak niemal w każdym czeskim mieście natkniemy się tu również na morową kolumnę i fontanny. Ta najcenniejsza, gotycka, powstała w 1495 r. i jest dziełem Macieja Rejska - placyk, na którym stoi, nosi dziś jego imię. Niestety, akurat spowiły ją płachty kryjące rusztowania, nie sposób więc się przyjrzeć oryginalnej dwunastokątnej budowli i wykutym w kamieniu ozdobom. Swego czasu służyła za centralny zbiornik pojąc też inne fontanny w mieście (odgałęzienie docierało również do Włoskiego Dworu, zwano je "haustem wody dla króla"). To wspaniały zabytek nie tylko z racji urody, ale także walorów technicznych.
Kolumnę zaś wzniosło miasto w latach 1713-15 "od zarazy miłością maryjną oswobodzone", czyli po ostatniej epidemii dżumy. Wysoka na ponad 16 m jest dziełem wspomnianego Franciszka Bauguta. Na jej szczycie figura Marii Panny Niepokalanej.
Wędrując po brukowanych stromych uliczkach, łatwo zauważyć, jak wiele już zdziałali konserwatorzy zabytków. Jednak dekady, a nawet wieki zaniedbań sprawiły, że sporo pięknych budowli straszy wybitymi szybami, liszajami odpadającego tynku i dziurami po ozdobach.
20-tysięczna Kutná Hora wydała mi się też najbardziej sennym spośród miast, które poznałam za miedzą. Aż trudno uwierzyć, że przed wiekami konkurowała z Pragą. O szóstej po południu niemal wszystko zamknięte, z wyjątkiem piwnych knajpek. Ulice świecą pustkami, ale sporo głów widać w oknach - przyglądają się nielicznym o tej porze turystom. Samochodów niewiele (ruch na starówce ograniczony do minimum), żadnych hałasów.
- Mieszkańcy zachowali obyczaje z czasów Franciszka Józefa - mówi nasza Jirina. - Wstają bardzo wcześnie i wcześnie kładą się spać.
Cóż więc nam pozostaje? Biesiada w gospodzie Dacicky - wiekowej piwnicy z tradycyjną czeską kuchnią. Będzie gulasz z dzika i nieodzowne knedliki.
Artykuł pochodzi z "Gazeta Turystyka", sobotniego dodatku do Gazety Wyborczej