Jeszcze do połowy lat 70. Cieplice były osobnym miasteczkiem, które potem wchłonęła Jelenia Góra. I choć dziś są jej dzielnicą, zachowały odrębny, uzdrowiskowy charakter. To niewielka enklawa spokoju, okolona rzekami Wrzosówką i Kamienną, której główną oś wyznacza plac Piastowski. Mam wrażenie, że zakaz wjazdu samochodów, który tu obowiązuje, jest jednocześnie zakazem pośpiechu, hałasu, chaosu i bylejakości.
Trzy okrągłe, połączone ze sobą niecki z marmuru wyglądają jak liść koniczyny. W każdym z zabytkowych, niemal stuletnich basenów, ćwiczy kilka osób. Rehabilitant nadaje rytm, a chorzy, trzymając się poręczy, gimnastykują się w wodzie. Kąpią się w najgorętszych źródłach w Polsce: termy mają niemal 90 stopni i dwa razy dziennie, podczas wymiany wody w basenach, trzeba odczekać, aż jej temperatura spadnie do tej zbliżonej do ludzkiego ciała. Ciepła woda rozszerza pory, ułatwiając wnikanie cennych składników mineralnych. Fluorkowo-krzemowe wody silnie rozgrzewają i wzmacniają kości, powodując ich remineralizację, co pomaga przy osteoporozie. Kuracjusze korzystają także z trzech bezpłatnych ujęć wody, która rozpuszcza kamienie nerkowe i zapobiega próchnicy (zaleca się pić litr dziennie).
Wśród znamienitych gości, którzy korzystali z dobrodziejstw Cieplic, była Marysieńka Sobieska. W 1687 r. zjechała z licznym orszakiem, by pozbyć się kobiecych schorzeń. Przypadłości, które dokuczały królowej, już się nie leczy, ale termy pomagają w chorobach reumatologicznych, neurologicznych, dróg moczowych i w stanach pourazowych.
To jedyne w Polsce uzdrowisko wykorzystujące wody także w okulistyce. Aerozole fluorkowo-krzemowe, którymi nawilża się oczy, przynoszą ulgę w tzw. zespole suchego oka, przewlekłym zapaleniu spojówek i po operacjach usunięcia zaćmy.
Ciepłe źródła są znane od wieków, stąd wcześniejsze nazwy miejscowości: niemieckie Bad Warmbrunn, łacińskie Callidus fons, polskie Cheplewode. - Jesteśmy najstarszym uzdrowiskiem w kraju - zapewnia Robert Moskwa z zarządu. - Co prawda Lądek-Zdrój powstał też w 1281 r., ale my ruszyliśmy kilka miesięcy wcześniej.
W jego gabinecie wisi hasło: "Tu gorąca woda na słabości skutkuje". Wszystkie budynki są ogrzewane gorącą wodą mineralną, w tym główny Dom Zdrojowy o ciekawej modernistycznej architekturze z lat 30.
Na życiodajną wodę trafił podobno podczas polowania Bolesław Wysoki. Wycieńczona sarna, którą gonił, zanurzyła się w ciepłym źródle i wyskoczyła stamtąd pełna sił do dalszej ucieczki. Tyle legenda, faktem jest akt nadania źródeł i ziem zakonowi joannitów.
- Kontynuujemy tradycje zakonników, którzy już w XIII w. czerpali z tutejszych ujęć - mówi Moskwa. - Z tym że mieli zapewne dostęp tylko do tych płytkich, o temperaturze 40 stopni, a my sięgamy do dwukrotnie gorętszych. Marmurowe okrągłe baseny znajdują się w tym samym miejscu, gdzie zażywano leczniczych kąpieli już w średniowieczu.
- W cembrowanych drewnem basenach, osobnych dla kobiet i mężczyzn, siadało się na ławeczkach pod wodą, w płóciennych koszulach do ziemi i po same nadgarstki - opowiada przewodnik sudecki Antoni Witczak. - Obowiązkowym wyposażeniem kuracjuszy sprzed wieków był modlitewnik - zanurzeni po pachy w wodzie śpiewali nabożne pieśni, które miały podnieść skuteczność terapii. Siedzieli po sześć godzin dziennie, więc musieli mieć końskie zdrowie. Zresztą dla koni był także Koński Zdrój - w wodzie bogatej w bakteriobójczą siarkę moczono ich kopyta, lecząc je z otarć i ran.
Królowa Marysieńka, która przyjeżdżała do Cieplic dwukrotnie, za każdym razem bawiąc ponad miesiąc, zatrzymywała się w rezydencji Schaffgotschów. To najbardziej reprezentacyjna budowla przy cieplickim deptaku - fasada z dwoma wejściami, nad którymi widnieją rodowe kartusze, liczy 81 m! W barokowo-klasycystycznym pałacu z XVIII w. zaraz po wojnie stacjonowali Rosjanie. Podobno za wódkę sprzedawali obrazy, meble, sztućce. Potem umieszczono w nim szpital, ośrodek harcerski (przyjeżdżali pionierzy z Chin i Rosji), szkołę, wreszcie Politechnikę Wrocławską, która ma tu filię od lat 70.
Dość osobliwe jest to połączenie uczelni i pozostałości pałacu. Sekretariat mieści się w sali lustrzanej, z masywnymi meblami i owalnym piecem ze zdobnymi kaflami. Dyrektor urzęduje w gabinecie pokrytym XIX-wiecznymi boazeriami i efektowną mozaiką parkietową, a jego zastępca w sali z kryształowymi żyrandolami i intarsjowanym stołem.
Większość wnętrz została ogołocona z bogactw Schaffgotschów, ale zachowało się kilka pomieszczeń, które warto obejrzeć. Są w nich oryginalne meble, piece, posadzki, plafony, boazerie, obicia, z których część zastąpiono jedwabiem tkanym na zamówienie w Milanówku. Szczególne wrażenie robi sala balowa, zwana Błękitną, bogata w sztukaterie, intarsje, lustra, medaliony, na których widnieją antyczne boginie.
Na przekąskę warto wpaść do położonego naprzeciw Bio Baru, odmiennego od licznych kawiarenek na deptaku - serwują tu wegetariańskie przysmaki, a warzywa pochodzą z certyfikowanych gospodarstw. Zwiedzanie pałacu po uzgodnieniu z sekretariatem uczelni, tel. 75/75 515 99, www.pwr.jgora.pl
Za pałacem rozciągają się dwa parki, Zdrojowy i Norweski, przenikając się, tworzą wielką zieloną przestrzeń. Pierwszy z nich, 200-letni, był przypałacowym parkiem w stylu angielskim z położonym centralnie teatrem dworskim połączonym z galerią, która służyła za czytelnię, palarnię cygar i salon towarzyski. Klasycystyczny gmach z kolumnowym portykiem, który służył rodzinie Schaffgotschów i zaprzyjaźnionym arystokratom, to dziś Zdrojowy Teatr Animacji - właśnie dobiega końca jego gruntowna rewitalizacja. Spektakle lalkowe są grane w zabytkowym, wyłożonym drewnem wnętrzu o balkonach zdobionych efektownymi tapiseriami.
Lipowo-klonową aleją wiodącą obok teatru dochodzimy do parku Norweskiego, którego dominantą jest pawilon norweski. W 1909 r. Eugen Füllner, właściciel fabryki maszyn papierniczych w Cieplicach, zafundował miastu budynek z ciemnych bali wzorowany na restauracji koło Oslo, nawiązujący do ludowego budownictwa norweskiego, którym był zafascynowany. W domu z karkonoskiego granitu i świerków, ozdobionym smoczymi głowami niczym łodzie wikingów, działała do wojny popularna restauracja. Dziś to pięknie położone nad stawem Muzeum Przyrodnicze z imponującą kolekcją ornitologiczną. Na największej takiej stałej wystawie w Polsce (pół tysiąca eksponatów w witrynach, drugie tyle w magazynach, wiele z połowy XIX w.) ujrzymy kolibry, kiwi, ptaki rajskie, kazuary.
Z tyłu muzeum stoi kilkanaście nietypowych, dwumetrowych uli w kształcie apostołów, młodej pary, pijaka, Mojżesza, żołnierza, Jezusa, nagiej panny z warkoczem, biskupa. Pasieka figuralna zaczęła się nietypowo, od pewnego misia.
- Wyrzeźbiono go niedawno, z drzewa liściastego znad Nysy Łużyckiej, pokaleczonego pociskami podczas forsowania rzeki w czasie II wojny światowej - opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego. - Dolnośląscy pszczelarze postanowili zrobić zeń prezent dla Jerzego Szmajdzińskiego, wówczas szefa MON.
Minister nigdy go nie odebrał i miś, wciąż ze śladami kul, stanął za muzeum, dając początek kolekcji. Jej pierwowzorem był zbiór niemieckiego pszczelarza, który do 1945 r. posiadał cenną kolekcję uli figuralnych, nawet z XVII w. (obecnie w zbiorach Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu).
- Niektóre z tych oryginalnych postaci były rzeźbami w śląskim klasztorze - dodaje dyrektor. - Po jego sekularyzacji rzeźby sprzedano i ktoś przerobił je na ule.
Większość ptasich eksponatów w Muzeum Przyrodniczym pochodzi ze słynnych zbiorów Schaffgotschów. Najpotężniejsza rodzina szlachecka na Śląsku, do której Cieplice należały od średniowiecza aż do I wojny światowej, posiadała imponującą kolekcję. Prowadzona od XVI w. zawierała okazy przyrodnicze (Schaffgotschowie zatrudniali własnych preparatorów zwierząt), zbroje, grafiki, płótna, minerały, osobliwości. Udostępniano je początkowo tylko znajomym i specjalnym gościom, m.in. naukowcom. - Wincenty Pol przyjeżdżał tu studiować polonica z bogatego zbioru liczącego 80 tys. książek - mówi dyrektor Firszt. - Zawierającego takie rarytasy jak choćby pierwsze wydanie kronik Długosza.
Od 1920 r. do końca wojny kolekcja była otwarta dla wszystkich w Długim Domu. Można było obejrzeć krokodyle, tureckie siodła, tarcze i czapraki zdobyte pod Wiedniem (dziś na Wawelu), obrazy, broń. Po wojnie muzealnicy zajęli kolekcję jako mienie poniemieckie i rozproszyli po muzeach i bibliotekach.
Długi Dom należał niegdyś do cystersów i był pierwszym budynkiem sanatoryjnym. Znamienici goście przechodzili do basenów zadaszoną kładką przerzuconą nad drogą. Obiekt zajmowany dziś przez dyrekcję uzdrowiska, to fragment kompleksu pocysterskiego. W tej najstarszej części miasta, wywodzącej się ze średniowiecza, obecnie o barokowym kształcie, pozostał klasztor przejęty przez pijarów i jednonawowy kościół św. Jana Chrzciciela z 1714 r., z bogato rzeźbioną amboną i ołtarzem z obrazem Matki Boskiej, którego autorstwo przypisuje się artyście z kręgu Michaela Willmanna, najwybitniejszego śląskiego malarza baroku. Mur otaczający kościół wyłożono renesansowymi płytami epitafijnymi Schaffgotschów
Na przeciwległym krańcu deptaka góruje Kościół ewangelicko-augsburski Zbawiciela o elipsoidalnym drewnianym wnętrzu. Spokój i harmonię potęguje dominująca biel: dwa rzędy empor, ołtarz z portretem Chrystusa (w tle widać Karkonosze i zamek Chojnik), rzeźbione ławki, prospekt organowy - wszystko ze złotymi wykończeniami. Centralne miejsce zajmuje wolno stojąca ambona. - Takie położenie wskazuje na wagę głoszonego Słowa Bożego, kazanie pełni wyjątkowo ważną rolę w nabożeństwie - mówi ks. Sebastian Kozieł, proboszcz parafii.
Najstarszym elementem bogatego zdobionego wnętrza jest chrzcielnica z 1742 r. pochodząca z wcześniejszego szachulcowego domu modlitwy, który stał w tym samym miejscu. W 1742 r. Śląsk przyłączono do Prus i dzięki królowi Fryderykowi Wielkiemu ewangelicy otrzymali wolność religijną. Po długim okresie kontrreformacji mogli znów odprawiać nabożeństwa, przyjmować komunię pod dwiema postaciami (ciała i krwi Chrystusa) oraz budować domy modlitwy. Musiały jednak zostać postawione w ciągu roku, z nietrwałych materiałów, bez wieży. Pierwszy wybudowano w Cieplicach zaledwie w półtora miesiąca.
- Niestety, powstał ze źle wysuszonego drewna, które się rozeschło i po 32 latach trzeba było budynek rozebrać i rozpocząć budowę nowego - opowiada proboszcz.
Obecny, murowany gmach pochodzi z drugiej połowy XVIII w. i wciąż służy ewangelickiej społeczności Jeleniej Góry i Szklarskiej Poręby. W okresie budowy zbór był tak prężny, że postawiono kościół dla 1200 wiernych, a przy każdej ławce jest jeszcze wysuwana dostawka. Przed II wojną światową parafia w Cieplicach liczyła 8 tys. dusz, dziś jest niewielka.
Przez całe wakacje od poniedziałku do soboty świątynię można zwiedzać trzy razy dziennie (godz. 10, 14, 17). Przewodnik opowiada o historii obiektu i ewangelików na Śląsku, w języku polskim, angielskim, niemieckim, czeskim i macedońskim.
Wakacyjną atrakcją są Cieplickie Koncerty Organowe (w tym roku od 24 lipca do końca sierpnia w każdą niedzielę, godz. 19.15) - polscy i zagraniczni muzycy grają na niemal stuletnich organach.
- Akustyka jest tak doskonała, że nie używa się aparatury nagłaśniającej - zapewnia ks. Kozieł.
Artykuł pochodzi z Gazeta Turystyka - sobotniego dodatku do Gazety Wyborczej