Poszukiwanie najtańszego all inclusive w jak najszybszym terminie wcale nie należało do najłatwiejszych zadań na świecie, Niektóre oferty przebijały granicę 5 tysięcy złotych, a w takiej sytuacji nie można mówić raczej o niskobudżetowych wakacjach. Wraz z koleżankami z redakcji postanowiłyśmy, że pojedzie ta z nas, której miejsce zamieszkania będzie jednocześnie miejscowością najtańszego wylotu. Padło na Gdańsk.
Nasze wymagania były następujące: jak najszybciej (pierwsza połowa sierpnia), jak najkrócej (3-4 dni) i jak najtaniej. Okazało się, że 90 procent ofert spełniających warunki, to Bułgaria. W ubiegłym roku kraj ten odwiedziło 220 tys. Polaków, co daje nam pierwsze miejsce w liczbie turystów zagranicznych. Kilka kliknięć, wpisywania danych i gotowe. All inclusive jest nasze.
Tyle kosztowała nas najtańsza wycieczka fot. zrzut ekranu, archiwum prywatne
Przy procesie rejestracji biuro podróży automatycznie doliczyło 30 zł za Turystyczny Fundusz Gwarancyjny i Turystyczny Fundusz Pomocowy. Zdecydowałam się także wykupić transfer do i z hotelu na lotnisko. To dodatkowe 60 zł. Nie chciałam wybierać miejsca w samolocie (ta przyjemność kosztuje 100 zł), dodatkowego ubezpieczenia (od 100 do 332 zł) ani "ochrony po spożyciu alkoholu". Jak wskazywało biuro podróży, jest ona "szczególnie rekomendowana przy wyżywieniu all inclusive". Ale w końcu jadę do pracy, nie będzie mi potrzebna.
Łącznie za 4 noclegi w trzygwiazdkowym hotelu w małej bułgarskiej miejscowości nad Morzem Czarnym płacę 2497 zł.
Na miejsce docieram około 8, po nocnym locie. Niestety okazuje się, że pokój będzie dostępny dopiero od 14. Oszczędzę opowiadania o tym drugi raz. Jeśli jesteście ciekawi, jak to możliwe, zapraszam TUTAJ.
I choć nie spodziewam się marmurowych lwów ani nienagannego porządku, pokój nieco mnie zaskoczył. Zgodnie z opisem miało być tak: "przepiękne widoki, komfortowo wyposażone pokoje, urzekająca atmosfera". Jest: widok na basen i kupy mew, zalana lodówka, żółte plamy na materacu, zacieki na suficie i śmierdząca łazienka. Postanawiam jednak nie narzekać, przecież tylko tu śpię. Na pewno hotel ma inne świetne udogodnienia i atrakcje.
Standard hotelu pozostawia wiele do życzenia fot. archiwum prywatne
Standard hotelu pozostawia wiele do życzenia fot. archiwum prywatne
Standard hotelu pozostawia wiele do życzenia fot. archiwum prywatne
Standard hotelu pozostawia wiele do życzenia fot. archiwum prywatne
Bezsprzecznym plusem wakacji w formie all inclusive jest jedzenie. Nie musimy martwić się rano o śniadanie, przekąski są dostępne cały czas na wyciągniecie ręki. Podobnie jest z wszelkimi napojami - kawą, drinkami czy wodą. Z wielką radością założyłam więc na nadgarstek specjalną opaskę, którą otrzymałam na recepcji. To znak dla obsługi hotelu, że przysługują mi wszelkie udogodnienia związane z all inclusive.
W hotelu wyznaczono godziny posiłków ciepłych (śniadanie od 8 do 10, lunch od 12:30 do 14 i kolacja 18:30-21). Oprócz tego w określonym czasie dostępne są przekąski, napoje i "lokalne napoje alkoholowe". Pierwsze wrażenie: to nie jest kraj dla ludzi, którzy nie jedzą mięsa. Większość dostępnych dań na ciepło to kiełbaski, kotlety, szaszłyki i filety rybne. Oprócz tego świeże pomidory, sałata, pieczywo i mnóstwo pysznego arbuza.
Dania do wyboru są głównie mięsne fot. archiwum prywatne
Dania do wyboru są głównie mięsne fot. archiwum prywatne
Dania do wyboru są głównie mięsne fot. archiwum prywatne
Wrażenia? Świetne pomidory, niezłe oliwy, rozwodnione napoje, niezachęcające mięso. Na plus na pewno duży wybór, nie ma szans, żeby nie znaleźć czegoś dla siebie. Na minus niestety powtarzalność - każdego dnia w poszczególnych porach dnia dostaniemy to samo. Wielka szkoda, że niewiele jest tu tradycyjnych dań bułgarskich. Brakuje sałatki szopskiej, chlebka pyrlenki, pikantnej lutenicy czy opiekanych papryczek. Widziałam, że jednego dnia dostępny był tarator, czyli odpowiednik chłodnika na bazie kwaśnego mleka. Niestety, nie zdążyłam spróbować, kolejka do niego była zbyt duża.
Dla tych, którym nie chce ruszać się do oddalonej o prawie 60 km Warny, hotel przygotował dodatkowe aktywności. Do 23 można korzystać z basenu i leżaków, dwa razy dziennie dostępne są zajęcia sportowe (gimnastyka i wodna zumba). Dzieci mogą wziąć udział w mini dyskotekach, a dorośli w wieczornym karaoke. Dla spragnionych relaksu hotel przygotował też płatne masaże.
Hotel przygotował dla gości wiele atrakcji fot. archiwum prywatne
Mimo dostępnego niemal całą dobę jedzenia, wodnej zumby i leżaków pozwalających opalać się pod bułgarskim słońcem, nie wyobrażam sobie spędzić w hotelu całego dnia. Ruszam więc dalej sprawdzić, co mają do zaoferowania Bjała i Warna.