Więcej historii ze świata znajdziesz na naszej stronie głównej Gazeta.pl.
Sprawa dotyczy hotelu Ozone w Tajlandii. Jego klientka, która podpisała się jako "pani Khing", oceniła obiekt na 6 punktów na 10 możliwych. Jak przekonywała w swojej opinii wystawionej w grudniu, hotel jest zdecydowanie za drogi.
"Pokój nie wyglądał na nowy, jak sugerowały zdjęcia. Ponadto, zauważyłam problemy z czystością. Nie mogłam też dodzwonić się do recepcji i musiałam sama zejść do niej z pokoju. Pracownicy nocnej zmiany nie byli zbyt pomocni" - napisała w recenzji.
Choć jej recenzji nie można uznać za zbyt entuzjastyczną, nie należała ona do najbardziej krytycznych. Choć turystka miała zastrzeżenia do czystości i wysokich cen, w podsumowaniu stwierdziła, że jeśli władze hotelu poprawią stosunek cen do jakości - chętnie odwiedzi obiekt ponownie.
Jak relacjonują lokalne media, władze obiektu zdecydowanie zareagowały na niepochlebne słowa pani Khing. Choć początkowo jedynie opublikowano uprzejmą odpowiedź na jej opinię, niedługo później pojawiło się... ultimatum.
Przedstawiciele hotelu zażądali od kobiety usunięcia komentarza i wypłacenia olbrzymiego odszkodowania w wysokości 3 mln THB (około 360 tys. zł). Dodatkowo, poinformowano, że jeśli tego nie zrobi, nałożone zostaną odsetki w wysokości 50 tys. THB (6 tys. zł) za każdy dzień zwłoki. Gdyby ktoś uznał, że to już dużo - mógłby się zaskoczyć. Władze obiektu zażyczyły sobie również przeprosin, które miałyby się ukazywać codziennie przez 7 dni w 5 największych tajskich dziennikach.
Komentarz pani Khing zniknął już z sieci, ale kobieta postanowiła się bronić. Jak relacjonował jej prawnik, opinia została opublikowana w dobrej wierze, a turystka zwyczajne miała nadzieję, że kierownictwo zostanie w ten sposób zmotywowane do ulepszenia ośrodka. Autorka komentarza nie tylko nie zamierza zapłacić olbrzymiej kary, ale zdecydowała się też na pozwanie serwisu Agoda, gdzie wystawiła opinię, za przekazanie przedstawicielom hotelu jej danych. Pisząc komentarz miała bowiem przeświadczenie, że publikuje go anonimowo.
Przykład pani Khing nie jest jedynym obrazującym spięcia na linii turyści-hotele w Tajlandii. W 2020 roku świat obiegła historia Amerykanina, któremu za wystawienie negatywnej opinii groziło więzienie. W swoim komentarzu mężczyzna napisał bowiem, że zetknął się z "nieprzyjemną obsługą", która zachowywała się "jakby nikogo tu nie chciała". Oskarżył też hotel o "współczesne niewolnictwo".
Źródło: fly4free.pl