Łazienki Królewskie: Biały Dom. Część II [SPACEROWNIK]

Zachwycą nas wnętrza Białego Domu. Tapety z pejzażami chińskich miast w bawialni i jedyna zachowana XVIII-wieczna sypialnia w Warszawie ozdobiona malowidłami strzelb i ptactwa do odstrzału.

Od wodozbioru schodzimy w dół szeroką promenadą w stronę kwadratowej fontanny. Aleja nazwana "Preomenade du roi" wytyczona została w 1777 r. i łączyła Pałac na Wyspie z Białym Domem. Ten ostatni widzimy po naszej prawej stronie

Zwiedzając Biały Dom koniecznie trzeba wejść do środka pawilonu. Zachwyci nas od pierwszego wejrzenia. Wiele przedmiotów od ponad dwóch stuleci wciąż stoi na swoim miejscu. Ale nie brak też nowszych.

Z sieni wchodzimy do dużej sali. To pokój stołowy . Ściany zdobią wyrafinowane arabeski wymalowane w 1777 r. przez Jana Bogumiła Plerscha. Zdaniem Marka Kwiatkowskiego, to pierwszy znany w Polsce przykład zastosowania takiej groteskowej dekoracji, wzorowanej na malowidłach Logii Watykańskich Rafaela. Można się zabawiać w wypatrywanie rozmaitych przedstawień. A to medalionów z wizerunkami "komedyantów", a to zapracowanych wieśniaków, znaków zodiaku itd. Śmieszny słoń symbolizuje Afrykę a wielbłąd, koń i struś - Azję, Europę oraz Amerykę. Zwróćmy jeszcze uwagę na XIX-wieczny komplet mebli. - To pamiątka po cesarzu Austrii Franciszku Józefie. Ponoć kupiona przez władze polskie w latach międzywojennych na aukcji - słyszymy.

Zachwyci nas sąsiedni pokój bawialny . - Proszę spojrzeć na ściany ozdobione pejzażami i widokami chińskich miast. To tapety. Ale tam, gdzie się kończą, malarz domalował na ścianie resztę - mówi przewodnik po Białym Domu. "Zwyczaj wklejania chińskich tapet szczególnie popularny był w pałacach angielskich, dokąd trafiały one prosto z Dalekiego Wschodu" - pisał prof. Marek Kwiatkowski. Królowi do Białego Domu udało się zdobyć dwie tapety. W bawialni są jednak trzy ściany do udekorowania. "Zaradził temu Plersch, malując własną kompozycję w stylu chińskim" - pisze Kwiatkowski.

Jednak największe wrażenie wywrze na nas sypialnia . Jedyna taka XVIII-wieczna, jaka zachowała się w Warszawie w pierwotnym wyglądzie. Zdobią je boazerie i delikatne malowidła. Współpracownik Plerscha - Jan Ścisło wymalował sypialnię w motyle, strzelby myśliwskie i ptactwo do odstrzału. Tematyka nie była przypadkowa. Strzelba symbolizuje myśliwego. Barwny ptak to jego ofiara, która w sypialni staje się bezradna.

W sypialni wciąż zobaczymy łoże z czasów króla Stanisława Augusta, a na jego oparciu atrybuty Amora.

Obok w maleńkiej sionce stoi raczej przerażający XVIII-wieczny bidet dla pań.

Do sypialni przylega buduar wymalowany w romantyczną altanę. Na kominku, obok portretu pięknej Rozalii Lubomirskiej, stoją dwa XVIII-wieczne termosy do lodów, pomocne w studzeniu namiętności. Co oglądały ściany tego pokoju? Możemy się tylko domyślać. W Białym Domu mieszkały piękne kobiety, m.in. żona Stanisława Augusta Elżbieta Grabowska, królewska siostra Izabela Branicka, kasztelanowa Ludwika Maria Zamoyska, wreszcie matka księcia Józefa Poniatowskiego - Teresa Hurla z Kinskych.

Biały Dom dla Ludwika

Był taki czas, że serce monarchistycznej Francji biło w Łazienkach. W maju 1801 r. w Białym Domku zamieszkał król Francji Ludwik XVIII, brat ściętego Ludwika XVI. W tym czasie Warszawa znajdowała się pod panowaniem pruskim, a Łazienki były własnością króla Prus. Po upadku Napoleona Ludwik XVIII miał doczekać się restauracji dynastii Bourbonów i odzyskać władzę. Jego uroczysty wjazd do Paryża w lipcu 1815 r. będzie tryumfem tak wielkim, że odstąpi od etykiety i wejdzie w tłum wiwatujących poddanych.

Jednak w 1801 r. w pruskiej Warszawie był zwykłym emigrantem, rezydującym na obczyźnie pod przybranym imieniem hrabiego de Lille. Do miasta przybył w ponury marcowy dzień. Zamieszkał w kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu. Musiało minąć kilka miesięcy, nim hrabina Zamoyska udostępniła mu swój pałac przy kościele św. Anny, zaś pruski gubernator Warszawy za zgodą swego króla pozwolił wygnańcowi na korzystanie z Białego Domku w Łazienkach. Ludwik rezydował tu do 1804 r. Otaczał go dwór złożony z 60 osób. Pieniędzy brakowało, a wydatki były ogromne: na pensje dla ministrów nieistniejących ministerstw, dworzan, na bale i stół. Ludwik żył z jałmużny, pożyczek warszawskich bankierów i hojności polskiej arystokracji. Napoleoński minister policji, wysłał do Warszawy szpiega Gallona Boyera, przedstawiającego się za kupca i literata. Ten raportował do Paryża: "Hrabia de Lille prowadzi żywot odosobniony, wychodzi rzadko na miasto, a gdy się to zdarza, zawsze w warunkach najskromniejszych, bez ostentacji i bez orszaku. Mówią, że nagradza sobie ów przymus w zaciszu mieszkania, gdzie się pozwala traktować jak monarcha." I dodaje, że najbardziej zaufane kółko hrabiego stanowią tu księżna d Ángouleme i jej małżonek: "Księżna wielce jest ulubiona w mieście, gdzie pełni czyny miłosierdzia, rozdając jałmużnę. Hrabia pracuje w swoim gabinecie, ze swymi ministrami. Reszta dnia poświęcona jest dewocji, czytaniu, biesiadowaniu."

Franciszek Józef prosi o pomoc

W maju 1849 r. podczas spotkania cara Mikołaja I z cesarzem Franciszkiem Józefem w Łazienkach przypieczętowano wyrok na Powstanie Węgierskie. Młody Franciszek Józef I (reakcjonista, nie mający jeszcze nic wspólnego z obrazem dobrotliwego cesarza z końca XIX w.) zjechał do Warszawy 21 maja koleją wiedeńską. W Łazienkach czekał już car Mikołaj I oraz zdobywca Warszawy w 1831 r. ks. Iwan Paskiewicz. Każdego wieczoru w Starej Pomarańczarni obaj władcy przyglądali się baletowi, operom, słuchali koncertów. 23 maja występował Stanisław Moniuszko, który z rąk następcy tronu rosyjskiego otrzymał "brylantowy pierścień znakomitej wartości".

Mikołaj I odgrywał przed Franciszkiem Józefem swoisty teatr. Grali w nim prawdziwi aktorzy scen warszawskich. Policmajster i zarazem dyrektor teatrów warszawskich Ignacy Abramowicz nakazał aktorom spacerowanie po Łazienkach. Za darmo wożeni tam byli dorożkami. W "pięknych ubraniach i jasnych rękawiczkach" mieli leniwie przechadzać się w pobliżu Pałacu na Wodzie. Treścią rozmów Franciszka I z carem była pomoc wojska rosyjskiego w stłumieniu Powstania Węgierskiego. Młody cesarz Austrii uzyskał to, czego chciał. Jeszcze przed jego wyjazdem z Warszawy ogłoszono manifest carski, kierujący 200-tysięczną armię rosyjską pod wodzą Iwana Paskiewicza na Węgry.

Biały Dom obchodzimy dookoła.

Z tyłu, tuż przy elewacji południowej ujrzymy zegar słoneczny o tarczy dźwiganej przez mocno zmęczonego satyra. Ustawiono go w 1777 r.

Wracamy do promenady, przechodząc przez wyasfaltowaną Chińską Aleję przecinającą Łazienki z południa na północ.

W czasach króla Stanisława Augusta Poniatowskiego na skrzyżowaniu obydwu alei wznosiła się niezwykła budowa zwana Bramą Chińska lub Mostem Chińskim, pełniąca zrazem funkcję altany. Powstała po 1779 r. i odpowiadała ówczesnemu gustowi artystycznemu, tak chętnie posiłkującemu się egzotyczną sztuką dalekich Chin. Król, spacerując w większym towarzystwie, chętnie zapraszał gości do altany. - Ten most chiński swym kształtem nawiązywał do jednego z mostów w ogrodach letnich pałacu cesarskiego w Pekinie - mówi Tadeusz Zielniewicz.

Tak docieramy do widocznego po prawej stronie, niezwykle zgrabnego, klasycystycznego pawiloniku Trou-Madame. Dziś to kawiarnia. Tu kupimy lody, usiądziemy przy stoliku w ogródku. Pawilonik powstał w 1779 r. według projektu królewskiego architekta Dominika Merliniego, a jego dach pierwotnie miał charakter chiński i pomalowany został na zielono. Francuska nazwa pochodzi od gry, w którą zabawiało się towarzystwo u schyłku XVIII w. Poległa ona na wrzucaniu kulek z kości słoniowej do bramek. Gra szybko się jednak znudziła i pawilon przekształcono w teatr o dwóch stałych dekoracjach. Odbywały się tu przedstawienia aż do chwili powstania teatru w Pomarańczarni. W końcu w 1788 r. pawilon przebudowano, pozbawiono chińskich dekoracji i zamieniono w wartownię dla żołnierzy strzegących siedziby króla.

Czytaj więcej w Spacerownikach Warszawskich - część I i II

Więcej o: