Najpiękniejszym i zarazem centralnym akcentem parku modernistycznego jest pomnik Fryderyka Chopina z otaczającym go rosarium. To miejsce szczególnie ważne na kulturalnej mapie Warszawy - sytuujące Łazienki, podobnie jak park w Żelazowej Woli, w gronie nielicznych w świecie ogrodów muzyki.
Chopinowska ławeczka
Ujrzymy ją tuż za bramą parkową. To pierwsza z kilkunastu ławeczek chopinowskich ustawionych wzdłuż Traktu Królewskiego. Ma siedzisko z czarnego polerowanego granitu. Gdy wciśniemy w niej metalowy przycisk, usłyszymy fragment Poloneza A-dur op. 40 nr 1. Niezwykle uroczystego i jednego z najbardziej rozpoznawalnych spośród wszystkich utworów kompozytora. Chopin, marząc o wskrzeszeniu niepodległego Królestwa Polskiego, skomponował go w 1838 r. z myślą o stworzeniu poloneza koronacyjnego.
Obchodząc pomnik i rosarium dookoła, dochodzimy do szerokiej alei biegnącej wzdłuż ogrodzenia i idziemy nią w kierunku Obserwatorium Astronomicznego.
Na naszej drodze napotkamy pomnik Henryka Sienkiewicza . Ten kameralny monument, ukryty pod sklepieniem drzew, powstał w 2000 r. i jest dziełem Gustawa Zemły. Ufundowali go Janina i Zbigniew Porczyńscy, którzy w połowie lat 80. podarowali Polsce wielką kolekcję dzieł malarstwa europejskiego. W stanie wojennym przed siedzibą Muzeum Archidiecezjalnego ustawiały się ogromne kolejki chętnych do zobaczenia arcydzieł. Szybko jednak okazało się, że kolekcja składa się w większości z kopii. W obronę jej wartości artystycznych zaangażował się ówczesny dyrektor Łazienek prof. Marek Kwiatkowski, w polemicznej książce chłoszcząc krytyków kolekcji zebranej przez Porczyńskich.
Mało kto wie, że w miejscu obecnego parku modernistycznego, pomiędzy dzisiejszym rosarium a Obserwatorium Astronomicznym, w czasach cara Mikołaja I rozważano budowę ogromnego zamku cesarskiego. Projekt przygotował architekt Adam Idźkowski. Miała to być malownicza budowla utrzymana w duchu architektury gotyku i renesansu. Najeżona licznymi wieżami, z których najwyższa miała górować nad okolicą. W budynku pełnym reprezentacyjnych sal, rotund, galerii architekt zaprojektował też ogromną oranżerię. Gdyby zamek powstał, Warszawa stałaby się jedną ze stolic cesarskich. Do realizacji jednak nie doszło. Być może dlatego, że car Mikołaj I był śmiertelnie obrażony na Polaków za powstanie listopadowe i nie zależało mu na podkreślaniu znaczenia miasta.
Nie dochodząc do ogrodzenia oddzielającego Łazienki od Ogrodu Botanicznego, skręcamy na prawo w nieco zapuszczoną alejkę biegnącą wzdłuż parkanu. Przy odrobinie szczęścia możemy się tu natknąć na jeże lub inne małe zwierzaki.
Po drugiej stronie ogrodzenia widać szklarnie Ogrodu Botanicznego . Powstał on 1818 r. W tym czasie był to właściwie teren pozamiejski. Zwarta zabudowa kończyła się w rejonie obecnego placu Trzech Krzyży. Dalej ciągnęły się sady, ogrody, parki i pola uprawne. Inicjatorem ulokowania tu ogrodu był profesor botaniki i leśnictwa Michał Szubert. Do realizacji pomysłu przyczynił się też car Aleksander I, który podczas pobytu w Warszawie w 1818 r. zwiedził nowo powołany uniwersytet. Ogród zajął aż 22,5 hektara i znalazł się na terenie należącym kiedyś do Łazienek króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W jego skład weszły również szklarnie królewskie wraz ze Starą Pomarańczarnią. Pod zakładanie ogrodu wyburzono też nieco chat i domów należących do wieśniaków, których w poprzednim stuleciu przesiedlił tu ostatni król Polski.
Założyciel ogrodu Michał Szubert opublikował wiele prac naukowych z zakresu botaniki, a na jego cześć jeden z amerykańskich gatunków drzew iglastych nazwano Schubertia disticha. Jak pisał Jerzy Miziołek w książce o Uniwersytecie Warszawskim: "Ogród podzielono na trzy części: naukową poświęconą systematyce roślin, pomologiczną - gdzie utworzono kolekcję drzew owocowych, służącą edukacji przyszłych ogrodników, i spacerową - dla szerokiej publiczności".
W 1820 r. w Ogrodzie Botanicznym rozpoczęto budowę Obserwatorium Astronomicznego , jednego z najpiękniejszych gmachów ówczesnej Warszawy. Jego projektantami byli Michał Kado, Chrystian Piotr Aigner i być może Hilary Szpilowski. Ta pełna harmonii, prawdziwie pałacowa budowla z loggią, wielkimi tarasami i dwoma narożnymi belwederami nakrytymi kopułami odwołuje się zarówno do sztuki antyku, jak i renesansu włoskiego. Najbardziej malowniczo wygląda z ławeczek ustawionych w ocienionym drzewami zakątku parku na skarpie ponad gmachem Starej Pomarańczarni.
Obchodząc półkolistą aleję, po lewej stronie ujrzymy kolumnę z orłem i tajemniczą datą 1262. Mało kto potrafi odgadnąć, jakie wydarzenie upamiętnia. A jest nim pierwsza historyczna data otwierająca dzieje Warszawy. Otóż istniał tu gród, na który w 1262 r. napadli Litwini. Gród spalili, a kierującego obroną księdza Ziemowita zabili. Zdaniem naukowców prawdopodobnym miejscem usytuowania grodu jest właśnie "taras" na skarpie, na którym ustawiono kolumnę.
Alejką dochodzimy do krawędzi skarpy, widząc po prawej dachy Wielkiej Oranżerii. W kierunku budynku schodzimy schodkami.
Stara Pomarańczarnia
By wejść do Wielkiej Oranżerii (Starej Pomarańczarni), musimy budynek okrążyć. Ten klasycystyczny gmach poprzedzony tarasem z ogrodem powstał w latach 1785-88. Składa się z właściwej oranżerii o ogromnych przeszklonych arkadach zwróconych na południe oraz ze skrzydła mieszczącego teatr dworski z zapleczem i mieszkaniami dla komedyantów. Dziś to jeden z nielicznych wciąż działających XVIII-wiecznych teatrów dworskich w świecie.
Spójrzmy na to wnętrze z centralnej loży - tak jak patrzył na nie król. By do niej dojść, musimy wspiąć się na pierwsze piętro i przejść przez fragment oranżerii. Pod nami ujrzymy widownię na 200 miejsc. Zwróćmy uwagę na ściany. Ponad rzędem prawdziwych loggii zobaczymy loggie iluzjonistyczne - wymalowane przez Jana Bogumiła Plerscha. Tam przed ponad 300 laty zastygły postaci: rokokowe damy, kawalerowie w perukach i zachodnich strojach, konserwatywny szlachcic w tradycyjnym kontuszu, z wysoko podgoloną głową. I choć niektóre damy zdają się krytycznym wzrokiem lustrować swe sąsiadki, to większość postaci kieruje wzrok ku scenie. Łatwo sobie wyobrazić, że takie towarzystwo zapełniało widownię przed 200 laty. Zapewne damy o słabszych nerwach bywały przerażone efektami specjalnymi. Do naszych czasów przetrwała rynna do robienia grzmotów. Niestety, reszta urządzeń została bezmyślnie zniszczona w 1948 r.
Nim wyjdziemy, spójrzmy jeszcze ku górze. Nad sceną ujrzymy imponujący kartusz z herbem królewskim Rzeczypospolitej i Ciołkiem Poniatowskich, zaś na suficie plafon z wyobrażeniem Apollina na kwadrydze. Tutaj też znalazły się medaliony dramaturgów, których król uważał za najwybitniejszych: Szekspira, Moliera, Sofoklesa i Racine'a.
Wróćmy do oranżerii. Jej wnętrze wypełniają dziesiątki marmurowych i gipsowych rzeźb. Są tu zarówno rzymskie kopie rzeźb greckich, kamienne i gipsowe kopie z czasów Stanisława Augusta, jak i znakomite rzeźby XIX-wieczne składające się na galerię rzeźby polskiej. W głębi znajdziemy jeszcze jedną skarbnicę sztuki - znakomitą kolekcję rzeźby polskiej dwudziestolecia międzywojennego.
Jeżeli będziemy mieli szczęście, z galerii uda nam się wyjść do założonego na tarasie ogrodu przed oranżerią. Jeżeli nie, musimy wrócić, ponownie okrążając budynek. Tu na postumentach stoją m.in. kamienne biusty cesarzy rzymskich. W czasach króla ustawiono tu rzeźby satyrów i bóstw antycznych, a latem w wielkich donicach wystawiano drzewka pomarańczowe. Warto zwrócić uwagę na ogrodzenie tarasu z ośmioma ogromnymi wazonami z marmuru oraz strzegące wejścia sfinksy.
Idąc dalej główną aleją, mijamy po prawej pękaty wodozbiór powstały w XVIII w., a przebudowany w 1777 r. oraz ponownie w dobie Królestwa Kongresowego. Dziś mieści się w nim niewielka galeria sztuki.
Książę Józef na wygnaniu
Taras przed Wielką Oranżerią w latach 50. XX w. stał się miejscem wygnania posągu księcia Józefa Poniatowskiego. To arcydzieło doby klasycyzmu autorstwa Duńczyka Bertela Thorvaldsena zostało zniszczone przez Niemców w 1944 r. Po wojnie z autentycznej formy znajdującej się w Kopenhadze władze duńskie dokonały ponownego odlewu rzeźby. Surowiec na monument dał Szczecin - był to złom z usuniętego przez Polaków pomnika cesarza Wilhelma. Nowy odlew księcia trafił do Warszawy w 1951 r. I zaczęły się problemy. Dla władz stalinowskich książę arystokrata był nie do przyjęcia. Postanowiono ustawić go tak, by nie rzucał się w oczy. Zamiast w centrum miasta umieszczono go w Łazienkach. Dopiero w 1964 r. trafił przed pałac Rady Państwa, dziś prezydencki.
Czytaj więcej w Spacerownikach Warszawskich - część I i II