Najlepsze w Polsce: Warmia i Mazury - cuda natury i kultury

Wielkie Jeziora Mazurskie, Kanał Elbląski, Święta Lipka i Reszel i inne perły w koronie zielono-błękitnych Mazur - oto cuda, które można zobaczyć podczas wycieczek po Polsce.

W przeciwieństwie do górali, którzy prawie nie bywają w górach, bo po co, kiedy owiecek praktycznie się nie wypasa, na zbój nie trza chodzić, wystarczy ceprów oskubać, my, ludzie z Warmii i Mazur, codziennie śmigamy po naszej krainie w drodze do pracy, do domu, do przyjaciół czy wedle innych potrzeb. Są naprawdę wielkie, gdyż razem z innymi akwenami regionu zajmują 35 proc. powierzchni wszystkich polskich jezior. Choć ukuto dla nich slogan "Kraina 1000 jezior", jest ich ponad 3 tys.! Mamry, Niegocin, Ryńskie, Tałty, Mikołajskie, Bełdany, Nidzkie i - największe - Śniardwy połączone kanałami są pięciogwiazdkowym szlakiem polskiego żeglarstwa. To dla nich powstały nowoczesne mariny, np. Wioska Żeglarska w Mikołajkach z 200 miejscami do cumowania i wszelkimi wygodami. Jak ktoś nie chce kołysać się przy kei, może przenocować w eleganckich apartamentach na nabrzeżu (w cenie pobytu pełna oferta: od śniadania w Sielawie do Wi-Fi). Również w Giżycku, nad jeziorem Niegocin, powstała ekomarina (138 miejsc do cumowania): pole kempingowe, restauracja, miejsce na grillowanie, plac zabaw dla dzieci , zaplecze sanitarne z natryskami. Jak Wielkie Jeziora, to i wielkie jachty . "Tango", "Fortuna", "Sportina" sunące po bezkresnej przestrzeni Śniardw przypominają dumną i wielką armadę wyruszającą na podbój Anglii. Królują nowoczesne jachty kabinowe, gdzie się obozuje, stołuje i oczywiście żegluje od mariny do mariny, zaglądając do Mikołajek, Węgorzewa, Rucianego Nidy. Węgorzewo, niegdyś pięknie nazwane "Bramą do Mazur", to dziś Port Keja całodobowo monitorowany, z pełną infrastrukturą (sklep, bar, grill). Prócz świadczenia usług portowych czarteruje łodzie . Wieczorem w tawernie można poszantować, a nawet oddać się sztuce karaoke. Trzeba pamiętać, że to teren ważny nie tylko dla ludzi, ale także dla ptaków, jego pierwotnych mieszkańców. To dla nich powstały rezerwaty, jak Jezioro Łuknajno czy Siedem Wysp na jeziorze Oświn. Płytkie, porośnięte gęsto trzcinami Łuknajno przypomina tajemniczy ogród. W środku upalnego lata, stojąc na mostku nad kanałem łączącym to bagniste bajoro z królewskimi Śniardwami, słyszy się tylko szum trzcin, cykanie świerszczy, pogawędki kaczek, odległe gderanie perkoza. Żyjące tu łabędzie nieme, jak sama nazwa wskazuje, gwarantują ciszę. A cisza jest produktem turystycznym, którego nikt do tej pory nie zmierzył i zważył. Chwalić Boga, miejscami można się nią jeszcze delektować. Pełna nazwa brzmi: Kanał Elbląsko-Ostródzki, albo, jak upierają się ostródzianie, Kanał Ostródzko-Elbląski. Do pierwszej pochylni w Buczyńcu (i z powrotem) w czerwcu wyruszały kiedyś obowiązkowo dzieci z okolicznych szkół. Dla nas, wychowanych nad jeziorem, nie była to żadna atrakcja. Dzieciństwo upływało nam nad wodą lub w wodzie. Tak jak Norwegowie, którzy podobno przychodzą na świat z nartami, my, Mazurzy nowej generacji, rodzimy się błonami pławnymi przynajmniej na dolnych kończynach. Cudowność kanału zasadza się właściwie na owych pięciu pochylniach, dzięki którym statki pokonują różnicę poziomów do ponad 100 metrów. To wielka frajda, gdy biała jednostka sunie majestatycznie po trawie, przypominając trochę sceny z filmu "Fitzcarraldo" Wernera Herzoga. Holenderski inżynier Georg Steenke miał głowę nie od parady. Oprócz inżynierskiej precyzji nie zbywało mu na fantazji, bo inaczej nie wymyśliłby niesamowitego systemu tworzącego za pomocą śluz i równi pochyłych komunikację wodną od bulwaru nad Jeziorem Drwęckim w Ostródzie aż po bulwar rzeki Elbląg w Elblągu. Dwa lata temu pokonałam ten szlak od strony Elbląga. Jezioro Drużno wyciągnęło nas na pokład, mimo że siąpił deszczyk. Zachwyciły nas widoki, zapach wody, mewy i rybitwy. Mijaliśmy wyspy grążeli i grzybieni, obserwując wyrywające się ponad taflę wody ryby, tajemnicze nury, perkozy, tłumy kaczek. Rezerwat jeziora Drużno to niezwykłe miejsce, jako światowe dziedzictwo przyrodnicze włączone do Europejskiej Sieci Obszarów Specjalnej Ochrony Natura 2000. Podobno na jego wschodnim brzegu, w pobliżu Janowa, kryją się pozostałości po legendarnym grodzie Truso, założonym bodajże przez wikingów. Najwcześniejszy piśmienny ślad na ten temat wyszedł spod ręki umyślnego wysłannika króla Anglii Alfreda Wielkiego, który zapędził się w te strony na długich łodziach. W miejscu, gdzie teraz kumkają żaby, pluskają szczupaki i sandacze, w VIII w. (a pewnie i wcześniej) mieściła się słynna rzemieślniczo-handlowa faktoria obsługująca bursztynowy szlak wiodący ze Skandynawii do Rzymu.

Z wielu szlaków dla kajakarzy na Mazurach pierwszy przychodzi na myśl słynny szlak Krutyni - od Jeziora Lampackiego do Bełdan 90 km, a do Guzianki ponad 100. Niesamowita podróż! Amatorów zachęcam do skorzystania ze organizowanych spływów i usług kompetentnego pilota, bo w zależności od pogody na jeziorze Mokre przy silnym wietrze możemy spotkać się nawet z dwumetrową falą. Na pewno jednak raz w życiu warto przebyć tę trasę - i z powodu przyrody, i kultury. W leśniczówce w Piersławku urodził się Ernst Wiechert, niemiecki pisarz, posępny, choć wrażliwy piewca mazurskiego krajobrazu. Melchior Wańkowicz z nastoletnim Tirliporkiem pokonał część szlaku ze Spychowa do Pisza latem 1935 r. Koniecznie trzeba odwiedzić klasztor Staroobrzędowców (zwanych też filiponami) w Wojnowie. Polecam mało znany szlak rzeką Kośną - najczęściej płynę od miejscowości Purdka do jeziora Kośno. Jak jest dużo wody, trzeba liczyć się z tym, że od czasu do czasu będziemy się rozpłaszczać na kajaku, by nie zawadzić głową o mosty i mosteczki, których niezbyt kurczowo czepiają się wodne pająki. Zdarza się, że trzeba wysiąść i przenieść sprzęt. Rzeczka płynie przez las, który miejscami przypomina ten siedmiomilowy z "Kubusia Puchatka", a o zmierzchu widuje się tu także sowy mądre głowy. Uwielbiające sąsiedztwo wody olchy czarne mieszają się z rozłożystymi świerkami. Przewaga tych dwóch gatunków drzew nadaje okolicy mrocznego charakteru, zwłaszcza tam, gdzie las przylega do rzeki odcięty tylko pasem jasnozielonych szuwarów. Miejscami trzeba wymijać powalone, przykryte wodą drzewa. Ale te drobne trudności nie przeszkadzają w podziwianiu widoków. W czystej wodzie falują łąki okrężnicy, rdestnicy i moczarki kanadyjskiej. Rzeczka obfituje w płotki, okonie, wzdręgi (krasnopiórki). Są łabędzie, cyranki i krzyżówki, czaple i perkozy. Czasem przeleci kormoran, rybitwa, albo kolorowy zimorodek, który pojawia się i znika w ułamku sekundy. W ten sposób docieramy do jeziora Kośno. Liczy ponad 550 ha i wraz z otaczającym je starym borem ma status rezerwatu. Można poobserwować młode orły, a gdy odlecą, popłynąć dalej, radując się ciszą... To dwie perły w koronie zielono-błękitnych Mazur. Droga z Olsztyna w kierunku Kętrzyna, od Barczewa przez Jeziorany dostarcza wielu wrażeń. Są tu aleje, długie leśne odcinki, wsie często nieznane turystom. Poza Jeziorem Luterskim nie ma większych akwenów, ale szlak ukazuje pełnię krajobrazu warmińsko-mazurskiego, z rozległymi widokami na łagodnie pofałdowane okolice, wykończone na horyzoncie koronką sosen. Mija się pałac w Łężanach (w dobrej kondycji) nad Jeziorem Legińskim w otoczeniu rozległego parku. Święta Lipka, jak na cud przystało, pojawia się niespodziewanie - zaskakuje doskonała barokowa architektura w regionie najczęściej kojarzonym z przyciężkim ceglanym gotykiem. Cudowny był też początek tego miejsca. Skazańcowi czekającemu na śmierć w kętrzyńskich kazamatach ukazała się we śnie Matka Boska, prosząc, by wykonał rzeźbę przedstawiającą ją z Dzieciątkiem. Musiał to być prawdziwy rzeźbiarz, skoro poradził sobie z tematem w ciągu jednej nocy, a efekty jego pracy tak zaskoczyły sędziów, że darowali mu życie. Artysta wyruszył w kierunku Reszla, gdzie znalazł lipę, na której usadowił rzeźbę, co też było życzeniem Maryi. Z czasem drzewo obudowano kapliczką, a miejsce zasłynęło cudami. Najczęściej były to uzdrowienia, które opisują łacińskie inskrypcje na medalionach we wnętrzu kościoła. Na teren sanktuarium, zbudowanego według zamysłu Tyrolczyka Georga Ertliego, wchodzi się przez piękną bramę ręcznie wykutą przez reszelskiego mistrza kowalskiego Schwartza. Kościół otaczają krużganki z narożnymi kaplicami, które zdobią liczne polichromie, m.in. Macieja Meyera. Odbywają się tu wspaniałe koncerty organowe na XVIII-wiecznym instrumencie królewieckiego organmistrza Jana Mosengela. Dzieci zachwycają figurki aniołów, które w trakcie koncertu nagle ożywają i muzykują. Świętolipski prospekt organowy zalicza się do najpiękniejszych przykładów barokowego wzornictwa. Zdecydowanie mniej gustownie prezentują się stragany po drugiej stronie szosy, na których królują gadżety made in China i góralskie kierpce. Zaledwie parę kilometrów dalej mamy Reszel, miasteczko niezwykłe pod względem architektury i położenia - raz wznosi się, raz lokuje w zacisznych grajdołkach. Widok z wysokiego gotyckiego mostu nad rzeką zwaną Sajną lub Cyną przypomina górski pejzaż. W miejskim założeniu Reszla nic się nie zmienia. Wokół kwadratowego rynku z ratuszem rozchodzą się regularnie wykrojone uliczki. Warto odwiedzić aptekę Pod Orłem z wężem eskulapa na elewacji, od stuleci mieszczącą się w tym samym miejscu. Wnętrze nawiązuje do czasów, gdy piguły i mikstury wyrabiało się w atmosferze tajemnicy właściwej dla produkcji kamienia filozoficznego. Mnie zauroczył XIX-wieczny ryglowy spichlerz przy ul. Spichrzowej. Są pokaźne fragmenty dawnych murów, jest kościół - gotycka trójnawowa hala z 65-metrową wieżą. Z galerii w latarni hełmu na wysokości 52 m świetnie widać całe miasteczko. Mnie najbardziej wzrusza stojąca w pobliżu barokowa plebania o wygiętym ze starości mansardowym dachu przykrywającym chylący się ku ruinie budynek. Chyba się zapłaczę, kiedy obróci się w pył i zniknie w gęstwinie zapuszczonego ogrodu. Wtedy przepadnie pamięć o miejscu spotkań braci Krasickich: Ignacego, biskupa i poety, oraz Michała, skromnego reszelskiego proboszcza.

Więcej o: