Na wstępie powiedzmy sobie coś, co każdy wiedzieć powinien: nie traktujmy zimowego dokarmiania ptaków jak pospolitego ruszenia na ratunek skrzydlatym przyjaciołom. Tak myśląc, będziemy im dawać do zjedzenia cokolwiek, byle się posiliły, choćby resztki z obiadu. Tymczasem wszystko, co solone, wędzone, gotowane i przyprawiane jest szkodliwe dla ptaków. Poza tym wiele z nich nie potrzebuje naszej pomocy. Takie sikory bogatki nawet zimą potrafią znaleźć uśpione owady, ich larwy lub jaja, i dobrze się najeść, by do nas przylecieć tylko "na deser" - najchętniej na słoninę lub słonecznik.
A my dzięki karmnikowi za oknem możemy się wybrać na zimową wycieczkę w świat ptaków, nie ruszając się z domu. Jest to o tyle wygodne, że w krótkie zimowe dni trudno się uganiać za nimi choćby gdzieś po lesie. Odpowiednio "projektując" dokarmianie, możemy ujrzeć nawet kilkanaście gatunków - wystarczy, że nasypiemy drobnego ziarna dla mazurków, wróbli i trznadli, a trochę grubszego dla sikor i kowalików. Kto wie, może na słonecznika i pestki dyni wpadną grubodzioby? Na wszelkie owoce, jak choćby pokrojone w kostkę jabłko, dadzą się namówić kosy, drozdy i gdzieniegdzie zimujące szpaki, a gdy takie jabłko powiesimy na drzewie, być może zaczną je objadać arcykolorowe jemiołuszki (wyglądają jak ptaki egzotyczne, choć pochodzą ze Skandynawii i północnej Rosji). Słonina, prócz sikor, na pewno skusi dzięcioły (u mnie zjawiają się aż trzy gatunki: średni, duży i zielonosiwy). Bywa, że na karmnikowe towarzystwo zechce zapolować krogulec, a jeśli nie, możemy spokojnie obserwować, jaką strategię przepychania się do pokarmu stosują poszczególne gatunki bądź pojedyncze ptaki. I to wszystko jedynie za cenę słoniny i paru kilogramów ziaren!
Oczywiście musimy pamiętać o tym, by utrzymywać karmnik w czystości i zaopatrywać go regularnie. Gdy temperatura skoczy powyżej zera, lepiej dokarmianie przerwać, by przyciągający wiele ptaków karmnik nie stał się rozsadnikiem chorób. Oczywiście nie chodzi tu o głośną ostatnio ptasią grypę. Tą ani ptaki, które się u nas pożywiają, ani my, pomagając im, nie mamy szans się zarazić.