Ja, bóbr

Kiedy byłem małym chłopcem, Lechosław Hertz, znakomity przyrodnik i autor przewodników po okolicach Warszawy, zaproponował mi wycieczkę na bobry

Wyjechaliśmy jeszcze za dnia. Przed zmrokiem usiedliśmy nad brzegiem jakieś rzeczki i z zapartym tchem czekaliśmy do rana. Pamiętam, że było strasznie zimno, ale nie wolno się było ruszyć, żeby nie spłoszyć bobrów. Czy coś widziałem? Przesunął się jakiś cień, na wodzie pojawiły się fale i coś chlupnęło. I to wszystko. Ale ja byłem zachwycony, bo przecież chlupnięcie oznaczało, że ten wielki gryzoń był tuż-tuż. Miałem się czym chwalić przed kolegami. Wówczas bobry były rzadkością, o tym, że jest ich za dużo, że zalewają łąki albo przekopują wały przeciwpowodziowe, nikt nie wspominał.

Minęły lata i bóbr jest niemal wszędzie w północno-wschodniej Polsce. Ba, pojawia się nawet w Warszawie. Jeden mieszka niemal w centrum Białegostoku, inny wlazł do gospodarstwa i zamieszkał w składziku na drewno. Choć bóbr nie jest już rzadkim zwierzęciem, nadal mnie fascynuje. Głównie dlatego, że jest to chyba jedyny zwierz, który potrafi dostosować środowisko do własnych potrzeb. Bobrowe rodziny z mułu, gałęzi, a podobno nawet z kamieni budują tamy, aby podnieść poziom wody przy swych domkach, czyli żeremiach. Kopią kanały, by łatwiej im było ściągać smakowite gałązki ze ściętych drzew. Jednym słowem, to prawdziwi inżynierowie naszej fauny. No dobrze, ale kiedy i jak podglądać je przy pracy? Najlepiej właśnie teraz, wczesną wiosną. Bobry to zwierzęta nocne i latem bardzo trudno je zobaczyć. Nie tylko dlatego, że zabierają się do pracy, gdy jest ciemno. Nad małymi rzeczkami rośnie mnóstwo gęstych i wysokich roślin, przez które nie sposób cokolwiek wypatrzyć. Teraz nie ma jeszcze krzaków, a bobry zabierają się za intensywne żerowanie, i to nawet za dnia. Czasami wychodzą na żeremia, by pogrzać się w słońcu.

W Warmińsko-Mazurskiem i Podlaskiem są prawie na każdej małej rzeczce. Wycieczkę musimy rozpocząć od poszukania świeżych zgryzów, czyli miejsc, w których bobry albo ścinały drzewo, albo jadły gałązki nadrzecznych zarośli. Jeżeli znajdziemy jeszcze żeremie i kawałek wolnej od lodu wody, to właśnie jest najlepsze miejsce na bobry. Nie stójmy nad samą rzeką - bobry są czujne. Najlepiej się nieco oddalić, stanąć na jakimś mostku i bacznie obserwować wolne od lodu miejsca, najlepiej przez lornetkę. Nie wolno się gwałtownie ruszać i hałasować, bo wtedy się nie pojawią. Jeżeli będziemy cierpliwi, to może zobaczymy największego w naszym kraju gryzonia (może ważyć nawet 30 kg!). Przy bobrzych miejscach często kręcą się wydry i norki, więc przy okazji możemy zaliczyć inne ziemno-wodne. A jeśli nie zobaczymy bobrów, pozostaje nam podziwianie wspaniałej architektury. A jest co podziwiać. Dzięki tamom bobry mogą zmienić poziom wody w rzeczkach o ponad metr. A żeremia po prostu rzucają na kolana! Znam takie, które wystają prawie dwa metry ponad lustro wody. Prawdziwe bobrze pałace.