Nie bierz konserwy na wakacje - poznaj najlepsze smaki Grecji, Hiszpanii i Maroka

Nic tak nie pozwala poczuć i zrozumieć kraju, jak wspólny posiłek z jego mieszkańcami. Jedzenie zbliża, przełamuje lody, z drugiej strony - po prostu cieszy, jest ucztą dla zmysłów. Przy jedzeniu i piciu zawiązują się przyjaźnie i wybucha miłość. Poczuj miętę do Maroka nad szklaneczką miętowej herbaty, w gorącej Grecji spróbuj najlepszej, białej jak śnieg (i jedynej oryginalnej) fety, a w Hiszpanii zamocz świeży chleb w najzdrowszej oliwie z oliwek. Poczuj słońce na twarzy, uśmiechnij się do sprzedawcy na targu - czy trzeba więcej do szczęścia?
Smaki Hiszpanii: oliwki i oliwa z oliwek w Andaluzji / fot. Shutterstock Smaki Hiszpanii: oliwki i oliwa z oliwek w Andaluzji / fot. Shutterstock Smaki Hiszpanii: oliwki i oliwa z oliwek w Andaluzji / fot. Shutterstock

Smak Hiszpanii: oliwki i oliwa z oliwek

Smak Hiszpanii: oliwki i oliwa z oliwek

Na świecie rośnie ponad 800 milionów drzew oliwnych. To 10 milionów hektarów ziemi, z czego aż 2,5 miliona przypada na Hiszpanię. A większość z tych 2,5 miliona - na Andaluzję, oliwkową ojczyznę.

Kto raz był w Andaluzji, musi ją pokochać. Polacy już to wiedzą - jeżdżą, wracają, uwielbiają. Za białe plaże śródziemnomorskiego wybrzeża Costa del Sol i piękne miasta: Sewillą, Kordobą, Granadę, Kadyks, wyrastające w przejrzystym powietrzu niczym bogate teatralne dekoracje. W pakiecie z oliwkowymi plantacjami, które ciągną się tu kilometrami, i gdy wszystko po drodze się zmienia - pozostają stałym elementem krajobrazu. Największy region Hiszpanii to też istny róg hiszpańskiej obfitości - z corridą, fiestami, flamenco, wszystkim, co hiszpańskie. I oczywiście z doskonałym, bo prostym i naturalnym jedzeniem i piciem.

Hiszpanie nie mają wątpliwości, że oliwki to ich skarb (gdyby Polacy potrafili tak szczycić się ziemniakami!). Pewnie każdego dnia dziękują w myślach Fenicjanom, którzy przywieźli je tu jako symbol pokoju i Rzymianom, którzy rozpowszechnili ich uprawę. Na ścianie Muzeum Oliwy w Hacienda La Laguna, niedaleko andaluzyjskiego Jaen, wyryta jest sentencja: "Ten, który sadzi drzewo oliwne, ma na co czekać". Dużo w tym mądrości, ale też zwykłej przyziemnej prawdy, gdy wie się, że musi upłynąć przynajmniej pięć lat, nim drzewko oliwne wyda pierwszy owoc (za to potem odpłaca się z nawiązką, dożywając nawet 2 tysięcy lat!). Z powodu niezwykłej żywotności drzewek, które je rodzą, ale też wspaniałego wpływu na zdrowie i wygląd spożywających (i używających) oliwki nazywane są ?owocami długowieczności?.

Hiszpańskie oliwki zbiera się jesienią (te służą do jedzenia) i zimą (wyciska się z nich oliwę). Tradycyjnie ręcznie, ale coraz częściej też bardziej wydajnymi od ludzkich rąk specjalnymi "odkurzaczami" (z jednego drzewka można uzbierać 150 kg owoców). Oliwki, jakie możemy jeść w Polsce, to tylko skromna kropla w morzu rodzajów, kształtów i smaków, w które obfitują hiszpańskie targi - oprócz oliwek czarnych i zielonych można tam kupić chociażby oliwki różowe czy czerwono-brązowe, solone, marynowane, z pestkami (te nie mają zbyt wiele zastosowań w daniach, bo trudno się je je, ale zdaniem znawców - są najsmaczniejsze) i faszerowane: kawałkami cytryn, serkiem, migdałami, anchois... Odmian andaluzyjskich oliwek są setki, wśród nich najpopularniejsze to: Manzanilla (mała, delikatna, po względem smaku kwintesencja oliwkowatości), Queen (duża, mięsista i pulchna oliwkowa królowa, idealna do farszu i w asyście owoców morza), Picual (świeża i pieprzna, to z niej wytwarza się połowę hiszpańskiej oliwy). Warto spróbować odmiany Hojiblanca (z daleka drzewka wydają się prawie srebrne!), Arbequina (rodzi małe owoce z nutami różnych innych roślin, np. jabłka lub karczocha) i wielu, wielu innych. Jak będziecie w Hiszpanii, to kupować i jeść garściami, bo oprócz tego, że oliwki są pyszne, to także megazdrowe i niskokaloryczne. No i oczywiście po to, by znaleźć swoje ukochane.

Inna rzecz to hiszpańska oliwa z oliwek (której w Hiszpanii jest ponad 250 rodzajów). Najlepsza i najdroższa pod względem metody powstania jest oczywiście znana i u nas oliwa ?extra virgin?, czyli z pierwszego tłoczenia - o wyrazistym smaku świeżych owoców (formalnie oliwa to sok owocowy). Inne popularne określenie, czyli "tłoczenie na zimno", oznacza, że w czasie obróbki oliwa nie została podgrzana do temperatury wyższej niż 27 stopni Celsjusza, dzięki czemu nie straciła większości właściwości zdrowotnych.

Każda świeżo wytłoczona oliwa oceniana jest przez kipera, podobnie jak ocenia się wina. To ostatnia, ale niezwykle ważna faza produkcji. Kolejne łyki oliwy kiper wypluwa i przegryza jabłkiem, by przygotować kubki smakowe na następny smak. A smaków oliwy są pewnie setki tysięcy. By oliwa uznana została za najlepszą (ekstra), musi zdobyć 9-10 punktów od 10 kiperów, najgorsza oliwa nazywa się lampante.

Kupując oryginalną oliwę w Hiszpanii, bierzcie taką w ciemnej butelce i z napisem "Aceito de oliva virgo extra" - jest najlepsza. Można ją przechowywać przez trzy lata (byle w ciemnym miejscu). A jak testować oliwę na targu? Wylać odrobinę na talerzyk i zamoczyć w niej kawałek bułki posypanej solą. Niebo w gębie.

Smak Maroka: miętowa herbata / fot. Shutterstock Smak Maroka: miętowa herbata / fot. Shutterstock Smak Maroka: miętowa herbata / fot. Shutterstock

Smak Maroka: miętowa herbata

Smak Maroka: miętowa herbata

Berberowie mówią na nią: "berberyjska whiskey". Nie ma wiele wspólnego z whiskey, ale z miętowymi trocinami z saszetek, jakie można dostać w Polsce, jeszcze mniej. Miętowa herbata w Maroku to nie napój, to instytucja - ikona gościnności mieszkańców (mówi się, że jeśli na początku podróży po Maroku zostaniemy poczęstowani miętową herbatą - co jest prawie pewne - podróż będzie udana, a im herbata będzie słodsza i piękniej zaserwowana, tym dla nas lepiej), przerywnik, towarzysz wszystkich spotkań - od tych w gronie najbliższej rodziny (jeśli zostaniemy zaproszeni np. do marokańskiego domu, co również nierealne nie jest, herbatą zostaniemy poczęstowani już od progu), po uprzejme targi na suku ze sprzedawcą nad stertą kolorowych dywanów. Miętowa herbata nazywana jest w Maroku również "płynem życia", a każda szklanka, którą zostaniemy poczęstowani, to wyraz szacunku i przyjaźni. Nie jest smakiem lokalnym, wypijecie ją i w Marrakeszu, i Agadirze, nad oceanem, i w górach Atlas. I na pustyni też.

Składniki "berberyjskiej whiskey" są proste, ale rytuał dopracowany i istotny. Najpierw długo zaparza się herbatę (zieloną lub zwykłą czarną) w czajniczku, doprowadzając ją do wrzenia razem z cukrem (to ważny etap, który nadaje herbacie charakterystyczny smak), a dopiero potem łączy ze świeżymi liśćmi mięty (w czajniczku lub w szklankach). Zwykle jest słodsza na północy niż południu Maroka, a jak na europejskie gusta - bardzo słodka w każdej części kraju. Ale taka właśnie ma być.

Bardzo ważny jest też rytuał serwowania herbaty. Z imbryka (często wspaniale inkrustowanego srebrem) herbatę nalewa się z wysoka, tak by w niewielkich szklaneczkach w kształcie tulipanów utworzyła się pianka. Tradycyjnie herbata serwowana jest trzy razy. Dlaczego? Pięknie wyjaśnia to algierskie przysłowie: "Pierwsza szklanka jest tak łagodna, jak życia, druga - tak silna, jak miłość, a trzecia - tak gorzka, jak śmierć". Nie pozwólcie, by cokolwiek Was ominęło.

Smak Grecji: oryginalny ser feta / fot. Shutterstock Smak Grecji: oryginalny ser feta / fot. Shutterstock Smak Grecji: oryginalny ser feta / fot. Shutterstock

Smak Grecji: oryginalny ser feta

Smak Grecji: oryginalny ser feta

Wracasz do domu i kupujesz do sałatki greckiej fetę. To nie feta. W Bułgarii zamawiasz szopską sałatkę z białawym serem, jakimś takim fetopodobnym. To też nie feta. Jak to? Ano tak, że jedyna feta będąca prawdziwą fetą musi być wyprodukowana w Grecji, reszta to zwykłe podróbki (przynajmniej tak w 2002 orzekł sąd). I słusznie, bo z popularności greckiego boskiego sera chcieli skorzystać wszyscy, a może lepiej, że ten wyjątkowy, jedyny w swym rodzaju smak można poczuć tylko na wakacjach.

Prawdziwa, grecka feta to miękki biały ser solankowy robiony z mleka owczego lub owczego z mlekiem kozim, lecz nigdy krowiego, jak w produktach fetopodobnych. Nie zawiera żadnych środków konserwujących ani zmieniających kolor, a nim zostanie spałaszowana, musi dojrzewać przez trzy miesiące. Od fety najwyższej jakości wymagana jest kremowa konsystencja, z aromatami owczego mleka, masła i jogurtu. W ustach grecka feta jest lekko słona (nie tak słona, jak "feta", którą znamy ze zwykłych polskich sklepów!), ale też pikantna, odrobinę kwaśna, z wykończeniem o smaku imbiru i pieprzu, do tego nieco słodkawym. Trudno to wszystko uzyskać, dlatego proces produkcji fety w Grecji jest poddawany bardzo częstym i szczegółowym kontrolom.

Nie dziwi jednak, że Grecy tak ją kochają - zajadają się wszak fetą już od trzech tysięcy lat, pojawia się nawet w "Odysei" Homera. To w ogóle jeden z najstarszych serów znanych ludzkości! Ser do dzielenia się, jedzenia razem. Nie może być przypadkiem, że w antycznej grece słowo "feta" oznacza "kawałek".

Jeśli będziecie mieć szczęście, dostaniecie prawdziwą grecką fetę w polskim, dobrze zaopatrzonym sklepie z kuchnią świata (niech jednak nie zdziwi Was jej wysoka cena). Mimo wszystko polecam jednak rozsmakować się w niej u źródeł: na jednej z greckich wysp, np. Rodos, Kos lub Krecie. Zamknąć komputer, jechać, usiąść na greckiej plaży z przyjaciółmi, butelką wina, kawałkiem fety, oliwkami i chlebem. Uh, smacznego!

Więcej o: