Kacper: Ja w Polskich Liniach Lotniczych LOT pracuję od dwóch lat. Wcześniej przez rok pracowałem w firmie czarterowej.
Michał: Łącznie latam już siedem lat. Wcześniej w innych liniach pracowałem cztery lata, a od trzech jestem w LOT-cie.
Kacper: W moim przypadku nie. Zawsze chciałem być pilotem. Już w liceum kształciłem się w tym kierunku, potem przez cztery lata studiowałem pilotaż samolotowy. Ale na drugim roku studiów stwierdziłem, że bardzo chcę zobaczyć, jak wygląda praca po drugiej stronie drzwi kokpitu. Poszedłem więc na rekrutację do firmy czarterowej, o której wspomniałem, i dostałem się. Latałem przez sześć miesięcy, sezon się skończył i wtedy zaproponowano mi przedłużenie kontraktu i wylot na miesiąc na Teneryfę. Zgodziłem się i jednocześnie podjąłem próby pogodzenia studiów z pracą, ale okazało się to bardzo trudne. Po roku stwierdziłem że nie do końca odpowiada mi taki tryb życia, kiedy spędzałem na przykład dwa miesiące w jednym kraju - a czartery mają to do siebie, że tam, gdzie jest praca, tam się leci. Postanowiłem więc spróbować przejść do LOT-u, bo to bardziej stabilna praca. Udało się, jestem tutaj już dwa lata i jestem bardzo zadowolony.
Michał: Ja też nie marzyłem o tym, żeby być stewardem. Nie umiałem znaleźć pomysłu na siebie, nie wiedziałem, co chcę robić. Na jednej z imprez sylwestrowych poznałem stewardessę, która opowiedziała mi o swojej pracy i zaczęła zachęcać, żebym i ja spróbował. Poszedłem więc na rekrutację. Wyglądałem zupełnie inaczej niż pozostali mężczyźni, którzy przyszli na spotkanie. Miałem za duży garnitur, do niego założyłem szeroki, różowy krawat, włosy miałem potargane. Widać było, że nie wiem, o co chodzi. Ale chyba urzekłem komisję, skoro znalazłem się wśród 20 wybranych osób. Teraz jestem zadowolony ze swojej pracy, ale czuję, że już długo jestem stewardem i chciałbym zacząć robić coś więcej, rozwijać się dalej. Dlatego szkolę się, aby w przyszłości zostać pilotem.
Kacper: Ja jestem tą osobą, która od dziecka chciała latać. Jeśli odczuwałem dreszczyk emocji związany z lataniem, to bardziej w pozytywnym znaczeniu. I teraz, kiedy jestem członkiem personelu pokładowego, cieszy mnie to, że jestem w powietrzu. Może to wynika z tego, że nie traktuję latania jak pracy. To bardziej styl życia.
Michał: Ja nigdy się nie bałem. Latałem wcześniej samolotami i zawsze mi się to podobało. Ale w programie "No to lecę" na Travel Channel, którego jesteśmy bohaterami, jest fragment, kiedy nasza koleżanka Olga przyznaje, że gdy dostała tę pracę, uświadomiła sobie, że boi się latać. Bardzo szybko zmieniła jednak zdanie i pokochała pracę w chmurach. Są osoby, które przychodzą na rekrutację, a nigdy wcześniej nie leciały nawet samolotem. Ale pewnie większości z nas przynajmniej raz zdarzyło się oglądać film i pomyśleć, że fajnie byłoby zostać pilotem czy stewardessą.
Wciąż można spotkać się z przekonaniem, że kandydaci na członków personelu pokładowego muszą spełniać ściśle określone kryteria pod względem fizycznym, mieć konkretne wymiary. Rzeczywiście tak jest?
Kacper: Są wytyczne dotyczące wzrostu, ale jest to związane jedynie z tym, że trzeba dosięgać do półek ze sprzętem awaryjnym, które są nad głowami pasażerów. Takie wymagania nie mają absolutnie na celu dyskryminowania kogokolwiek, a są podyktowane tylko względami bezpieczeństwa.
Michał: Kandydat nie może mieć tatuaży w widocznym miejscu, powinien mieć także dobrą kondycję fizyczną.
Kacper: Jedną z pierwszych rzeczy, którą trzeba zrobić po dostaniu się na szkolenie, jest wyrobienie sobie certyfikatu medycznego. Chodzi tutaj o nasz stan zdrowia, żeby badania wykazały, że nie ma żadnych przeciwwskazań do latania - czy na przykład nie będą nam się zatykały uszy.
Michał: Albo czy ze wzrokiem jest wszystko w porządku. Z pewnymi jego wadami w ogóle nie można latać zarówno jako steward czy stewardessa, jak i jako pilot.
Kacper: Poza tym przechodzimy szereg szkoleń wewnętrznych, ze znajomości przepisów i procedur. Najważniejszym aspektem, pod kątem którego jesteśmy szkoleni, jest oczywiście bezpieczeństwo. Na egzamin praktyczny latamy do Zurychu i tam gasimy pożary na pokładzie, walczymy z dekompresją, ewakuujemy samolot - ogólnie mówiąc, symulujemy różne zagrożenia, które mogą się wydarzyć w rzeczywistości. Ćwiczymy to również po to, żeby wiedzieć, jak reagować w stresie, który jest dodatkowym elementem utrudniającym, gdyby coś z tego, o czym mówiłem, wydarzyło się w samolocie.
Michał: Ćwiczymy wiele różnych sytuacji, np. pożar jednego z silników czy wodowanie.
Kacper: Uczymy się też pierwszej pomocy, w razie gdyby ktoś jej potrzebował w trakcie lotu. Ale praktycznie zawsze zdarza się, że na pokładzie wśród pasażerów jest lekarz.
Kacper: Jeśli chodzi o godzinę meldowania, to wszystko zależy od typu samolotu, którym lecimy. Na przykład w przypadku Embraera musimy się stawić najpóźniej na godzinę przed odlotem. Ale za każdym razem w grafiku mamy podawaną dokładną godzinę, o której musimy być na miejscu. Zanim jednak dojedziemy na lotnisko, musimy się przygotować, wyprasować strój służbowy, zadbać o wygląd....
Michał: ...zaplanować korki na mieście. Generalnie szykujemy się jak do normalnego dnia pracy.
Może zainteresuje cię: To prawdopodobnie najstarsza stewardessa na świecie. Lata samolotami od 60 lat i nie myśli o emeryturze
Michał: Zanim wejdziemy do samolotu, mamy briefing z szefem pokładu. Na takim spotkaniu ustalamy, jak będzie wyglądał serwis, poruszane są zagadnienia odnośnie do procedur i ewakuacji, omawiamy lot i to, co będzie się na nim działo. Jesteśmy przydzielani na konkretne pozycje, aby każdy wiedział, co ma robić. Zazwyczaj jest to zgodne ze stażem pracy.
Kacper: Po wejściu do samolotu sprawdzamy, czy sprzęt na pokładzie jest w odpowiednim stanie. Mamy specjalną listę, według której postępujemy. Jednym z takich kroków jest na przykład sprawdzenie czy w butlach jest odpowiedni poziom tlenu.
Kacper: Sam nie wiem, jak określić nasz tryb pracy? Jako zmianowy? Około dwóch tygodni wcześniej dostajemy po prostu grafik i musimy się do niego dostosować. Jeśli mamy jakieś specjalne życzenia, możemy je zgłaszać na półtora miesiąca przed ustaleniem grafiku.
Michał: Możemy poprosić o dodatkowe cztery dni wolne w danym miesiącu.
Kacper: Ciężko przeżywam powroty ze wschodu. Wtedy w nocy w ogóle nie mogę zasnąć.
Michał: Ja nie odczuwam tego w szczególny sposób. Jestem po prostu zmęczony, więc odsypiam.
Kacper: Ale ludzie radzą sobie różnie, wszystko zależy od organizmu. Niektórzy po powrocie zza Oceanu Atlantyckiego, gdy są na nogach przez ponad 24 godziny, od razu w domu zasypiają, nawet w ciągu dnia. Są też i tacy, którzy przemęczą się jeszcze do wieczora, byleby tylko zasnąć zgodnie z czasem lokalnym. Ja natomiast nie mam jednej, sprawdzonej metody. Czasem po prostu upadam na łóżko i zasypiam, po czym budzę się po dwóch godzinach i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. A bywają dni, kiedy mam bardzo duży spadek energii tuż przed lądowaniem, ale zaraz po zejściu na ziemię powraca mi witalność, mam cały dzień przed sobą i jeszcze nawet w nocy nie mogę zasnąć.
Michał: Czasami musimy walczyć ze swoim zmęczeniem, bo mamy też inne obowiązki poza pracą. Niektórzy mają rodziny, trzeba zawieźć dzieci do szkoły albo je odebrać, czasem jest jakieś szkolenie. Wtedy musimy zacisnąć zęby. Latanie to nie wszystko.
Michał: W takich sytuacjach, gdy ktoś odczuwa silny lęk, staramy się zrozumieć tę osobę, wczuć się w jej położenie. Doskonale rozumiem, że część nietypowych zachowań wynika prawdopodobnie ze stresu, który związany jest z lataniem. Każdy odreagowuje na swój sposób. Więc gdy zdarza się, że ktoś zachowuje się agresywnie, podchodzę do tego z dystansem, bo może ta osoba po prostu się boi.
Kacper: Szczera rozmowa jest dobrym sposobem na uspokojenie. Pamiętamy, żeby podchodzić do takich osób tak, jak sami byśmy chcieli, żeby do nas się zwracano. Nie można kogoś zostawić samemu sobie i udawać, że go nie widzimy.
Może zainteresuje cię: Pasażer zażądał miejsca przy oknie. Stewardessa w zabawny sposób wybrnęła z sytuacji
Kacper: Ja bardzo lubię turbulencje, takie delikatne czy nawet trochę silniejsze kołysanie to dla mnie przyjemność. To oczywiście moje odczucie, bardzo subiektywne i wiem, że niektórym takie kołysanie może nie odpowiadać. Dla mnie turbulencje są porównywalne do wstrząsów, które odczuwa się, jadąc na przykład starym autobusem.
Michał: Dla mnie już nie jest stresująca, to wchodzi w krew.
Kacper: Organizm musi funkcjonować w warunkach wzmożonego hałasu, szumu, odczuwa wibracje, przebywa w zamkniętym pomieszczeniu czasem nawet z 250 osobami. To wszystko oddziałuje na człowieka, nawet podświadomie. Jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do latania, może zacząć go to irytować. Natomiast po latach pracy przestaje się na to zwracać uwagę. Dla mnie teraz przebywanie w samolocie jest odprężające. Ale wspominałem już, że ja nie traktuję tego jak pracy. Latanie jest moją pasją, a kontakt z ludźmi mnie odstresowuje.
Michał: To też uzależnia. Mam znajomych, którzy już nie latają. Śmiejemy się, że "zeszli na ziemię". I kiedy przelatuje nad nimi samolot, patrzą w górę i tęsknią. Marzą o tym, żeby znów znaleźć się w powietrzu i pracować na pokładzie.
Michał: To chyba cię zaskoczę, ale jednak wolę spędzać czas w domu przez to, że tak dużo latam. Pojechać na działkę, rozpalić grilla.
Kacper: W lutym nie będzie mnie 12 dni, czyli prawie przez połowę miesiąca. Więc kiedy jestem w domu, bardzo cieszę się z każdego takiego dnia i mam ochotę po prostu pomieszkać: zrobić pranie, rozwiesić je, posprzątać w mieszkaniu. Bo nie mam tego na co dzień.
Michał: Wiele zależy od tego, na jakim etapie życia się jest. Gdy byłem singlem, uwielbiałem być poza domem. Latałem, dużo zwiedzałem, spędzałem czas ze znajomymi. Ale od kiedy mam rodzinę, wolę być w domu. Chciałbym wychodzić rano do pracy i wracać wieczorem. Im dłużej mnie nie ma, tym dla mnie gorzej.
Zobacz też: Boisz się turbulencji? Pilot tłumaczy, gdzie usiąść, aby praktycznie ich nie odczuwać
Kacper i Michał: Tak, za każdym razem. Nie rezygnujemy z tej możliwości, bo przesiadywanie w hotelu jest bez sensu.
Kacper: Na zwiedzanie zwykle mamy dobę. Ale musimy umiejętnie rozdzielić ten czas, aby wystarczyło go na odpoczynek przed kolejnym lotem.
Michał: Optymalna długość takiego pobytu to dwa dni. Jest jeden pełny dzień na to, żeby coś zobaczyć i jednocześnie czas na wypoczynek, jeżeli powrót jest następnego dnia wieczorem.
Kacper: Zdecydowanie nie jesteśmy tylko od nalewania kawy czy herbaty.
Michał: Tak, ludzie nie wiedzą, czym się tak naprawdę zajmujemy.
Kacper: Ktoś może pomyśleć, że chodzimy tylko w tę i z powrotem po korytarzu, a może my już w tym momencie coś robimy? Może sprawdzamy kabinę? Mamy wiele obowiązków, o których pasażerowie nie wiedzą, a które służą zapewnieniu bezpieczeństwa i komfortu ich podróży. W sytuacji awaryjnej naszym głównym zadaniem jest wyprowadzić pasażerów na zewnątrz w 90 sekund.
Michał: Wielu rzeczy można dowiedzieć się z programu "No to lecę". Tam rozwiewamy wszelkie wątpliwości. Moja teściowa nie miała na przykład pojęcia, że my siedzimy obok drzwi, bo nigdy nie leciała samolotem. Nie wszyscy latają, więc dzięki temu możemy pokazać, jak wygląda nasze lotnicze życie.
Program "No to lecę!" na kanale Travel Channel możecie oglądać w soboty o godz. 10.50.