Turyści opowiedzieli nam o swoich rozczarowaniach. "Nie widziałam tak smutnego miasta"

Zaśmiecone ulice, speluny zamiast klimatycznych knajpek, drogo, mało atrakcji. Czasem miejsca, które miały zachwycać, okazują się dużym rozczarowaniem. Zapytaliśmy polskich turystów, które kraje i miasta najbardziej ich zawiodły.
Czasem niestety zdarza się, że miejsce, do którego jedziemy, nie spełnia naszych oczekiwań Czasem niestety zdarza się, że miejsce, do którego jedziemy, nie spełnia naszych oczekiwań Shutterstock

Miało być pięknie, a wyszło odwrotnie

Czasem, kiedy jedziemy do kraju czy miasta, od którego dużo oczekujemy (bo ktoś był tam wcześniej i się zachwycił, bo ma dobre opinie w internecie, bo "jest kultowe i trzeba je zobaczyć"), na miejscu spotyka nas rozczarowanie. Nie jest to oczywiście regułą i absolutnie nie zachęcamy do rezygnowania z wyjazdu do miejsca, o którego zobaczeniu marzycie od dawna. 

Postanowiliśmy jednak zapytać polskich turystów o to, jakie były ich największe turystyczne rozczarowania. W przypadku których krajów i miast wcześniej przeczytane lub zasłyszane opinie nie do końca pokryły się z rzeczywistością, co im się nie spodobało i negatywnie ich zaskoczyło, które podróże okazały się zupełnym niewypałem. Swoimi dwoma rozczarowaniami podzieliła się też autorka tego tekstu. Podkreślamy, że są to oczywiście całkowicie subiektywne opinie osób, które odwiedziły dane miejsca i wcale nie musicie się z nimi zgadzać. Zachęcamy do dyskusji!

W Mediolanie nie czuć klimatu włoskiego miasta W Mediolanie nie czuć klimatu włoskiego miasta Shutterstock

Mediolan - ze świecą szukać pizzy i makaronu

Na wyjazd do Mediolanu czekałam długo. W końcu to jedno z najsłynniejszych włoskich miast. Oczekiwałam więc, że zachwyci mnie jak właściwie każde inne miasto czy miasteczko w tym kraju. Kraju, który naprawdę uwielbiam. Miałam nadzieję, że znów poczuję ten włoski klimat, zachwycę się architekturą. Było, niestety, zupełnie odwrotnie.

Mediolan wydał mi się bardzo nudny i niezbyt urokliwy. Niewiele jest tam tak naprawdę do zobaczenia. Katedra, plac Duomo, Galeria Vittorio Emmanuele II. Poza tym słynna La Scala i "Ostatnia Wieczerza". I to by było na tyle. Włoskiego klimatu, o którym pisałam wcześniej, jak na lekarstwo. 

Moje niezadowolenie pogłębiły problemy ze znalezieniem restauracji z włoską kuchnią w pobliżu placu Duomo. Miałam ochotę na pizzę, ewentualnie makaron, a dookoła tylko burgery i sushi, burgery i sushi. Byłam tym naprawdę zaskoczona. Być może ktoś mi zarzuci, że powinnam odejść dalej od turystycznych miejsc. Ale czy to nie przy turystycznych miejscach powinno się serwować właśnie takie dania? Czy ktoś, kto przyjeżdża do Mediolanu z zagranicy, zwiedza, ewentualnie idzie na zakupy, naprawdę ma później ochotę na sushi...? Jeśli tak, trochę szkoda. Źle trafiłam.

Zobacz też: Te miejsca w Polsce pozytywnie zaskakują turystów. 'Wracam tam kolejny raz i wciąż odkrywam coś nowego'

Paryż wygrał z portalem Booking w sądzie Paryż wygrał z portalem Booking w sądzie Shutterstock

Paryż - o co tyle hałasu?

Kolejnym takim miejscem, które mocno mnie rozczarowało, był Paryż. Miasto często określane jako jedno z najpiękniejszych na świecie, stolica mody, miasto zakochanych, "bohater" niezliczonych filmów. Wydawać by się mogło, że aż żal nie zobaczyć.

Jadąc do stolicy Francji, byłam więc bardzo podekscytowana. I niestety - czar prysł. Obraz, który miałam w głowie, okazał się zbyt wyidealizowany. Miasto mnie przytłoczyło. Nie wiem, czy liczbą turystów, zabytków, czy jednym i drugim. Byłam tam pierwszy raz, więc oczywiście na mojej liście znalazły się wszystkie najważniejsze atrakcje. I to chyba właśnie ten pęd, przepychanki i tłok sprawiły, że Paryż wywarł na mnie tak złe wrażenie.

Słynna "Mona Lisa" oglądana z odległości dobrych kilku metrów ponad głowami dziesiątek turystów, wieża Eiffla tak zatłoczona - i z bliska w zasadzie niezbyt urodziwa - że nie do końca wiedziałam, po co właściwie tu przyszłam (przy okazji była wtedy paskudna pogoda, więc z podziwiania panoramy miasta nici) czy słynny plac Pigalle, na który zareagowałam po prostu: "Aha, ok, tak to wygląda". Co do romantyzmu zaś, na wieży Eiffla stałam obok eleganckiego mężczyzny, który z płaszcza wyjął dwa kieliszki i butelkę szampana i postanowił poświętować z ukochaną. Biorąc pod uwagę okoliczności: totalny ścisk, tłok, mgłę i siąpiący deszcz, nie był to chyba najlepszy wybór. Choć tamta kobieta wyglądała na raczej zadowoloną.

Nie miałam szansy poczuć tej niesamowitej atmosfery wąskich, kameralnych uliczek usianych uroczymi bistrami. Pospacerować wieczorem nad Sekwaną. Usiąść gdzieś w spokoju, by móc po prostu chłonąć atmosferę miasta. Bez pośpiechu, bez nerwowego sprawdzania, gdzie iść dalej, do której otwarte jest muzeum i czy bilet nie jest aby za drogi.

Być może popełniłam błąd, źle układając plan zwiedzania i upychając niemalże kolanem kolejne atrakcje. Dlatego zamierzam w przyszłości dać Paryżowi drugą szansę.

Kasi nie spodobało się w Belgradzie Kasi nie spodobało się w Belgradzie Shutterstock

Belgrad - "Nie widziałam nigdy tak smutnego miasta"

O Belgradzie opowiedziała nam Kasia. Jeżeli szukacie urokliwego miasta na weekend, Belgrad, jej zdaniem, nie będzie dobrym wyborem.

- Dawno nie widziałam tak brzydkiego i smutnego miasta - opisuje. - Myślę, że mogłabym zaliczyć je do grona najbrzydszych stolic. Panuje tam bardzo dziwna atmosfera, jest ponuro, atrakcji nie ma właściwie żadnych.

Kasia negatywnie ocenia też połączenia komunikacyjne z innymi częściami Bałkanów.

- Dostanie się z Belgradu do Bośni i Hercegowiny graniczy z cudem - przekonuje i dodaje, że jedynym miejscem, które rozczarowało ją w podobnym stopniu, był Berlin. 

Może zainteresuje cię: Teraz jest najlepszy czas na planowanie wakacji. Które kraje nie zrujnują waszych portfeli?

Stolica Niemiec na długo zniechęciła Kasię do wyjazdów Stolica Niemiec na długo zniechęciła Kasię do wyjazdów Shutterstock

Berlin - "Zniechęcił mnie na długo do wyjazdów"

- Berlin to moje pierwsze młodzieńcze rozczarowanie - wspomina Kasia. - Na długo zniechęcił mnie do wyjazdów, odczarował to dopiero Rzym. Stolica Niemiec była dla mnie smutna i niezbyt ładnie prezentowała się wizualnie. Jeśli dobrze pamiętam, to koszmarnie droga była komunikacja miejska.

Turystka mówi, że w ogóle nie potrafiła wczuć się w atmosferę, którą opisywały osoby zachwycone Berlinem. Nie rozumiała, co inni podróżni w nim widzą.

- Byłam tam pięć dni, a już od drugiego czekałam na powrót do domu - wspomina. - Chyba nigdy w życiu nie cieszyłam się tak bardzo, że już skądś wyjeżdżam. Ale podobnie miałam z Mediolanem, a potem pomieszkałam tam dłużej i moje podejście zupełnie się zmieniło. Może z Belgradem i Berlinem byłoby tak samo, gdybym spędziła tam więcej czasu i przeżyła coś ciekawego? - zastanawia się.

To też może cię zainteresować: Bilety lotnicze tanie jak barszcz, ale na miejscu drogo jak diabli. 'Piwo kosztuje 35 zł, ale najgorszy był rachunek za telefon'

Ocean Drive w Miami Ocean Drive w Miami chensiyuan/flickr.com/CC BY-SA 4.0

Miami - "Kult sztuczności, ludzie chwalą się samochodami"

Paulina niedawno odbyła podróż po wschodniej i południowo-wschodniej części Stanów Zjednoczonych. Jednym z punktów jej podróży była Floryda, a tam - Miami, które pozostawiło po sobie nie najlepsze wspomnienia.

- Floryda jest świetna, ale samo Miami przereklamowane - opowiada. - Przed wyjazdem byłam bardzo pozytywnie nastawiona, spodziewałam się efektu "wow". Ale się rozczarowałam. Przede wszystkim jest tam bardzo drogo. Myślałam, że będzie ekskluzywnie, a w rzeczywistości ceny były przesadzone, zupełnie nieadekwatne. Lepsze rzeczy i za mniejsze pieniądze jadłam w Nowym Jorku i w Waszyngtonie.

Jej zdaniem na tle innych miast w tej części USA Miami wypada bardzo blado.

- Jest takie nijakie, wyblakłe - wspomina. - Nowy Jork jest na przykład bardzo kolorowy. W Miami panował kult sztuczności. Ludzie chwalili się drogimi samochodami, nosili złote łańcuchy na szyi. Myślałam, że takie rzeczy to już przeszłość.

Nasza bohaterka uważa, że w Miami ludzie mają tendencję do kiczu.

- Da się to zauważyć chociażby w hotelach czy hostelach - mówi. - Nasz był urządzony w stylu barokowym, wręcz ociekał złotem, a tuż obok tego wszystkiego, w hotelowym lobby znajdował się... jeden z popularnych fast foodów. Przecież to nijak do siebie nie pasuje.

Turystka rozczarowana była również plażami i słynną drogą Ocean Drive.

- W filmach pokazywana jako piękna, wspaniała i długa, w rzeczywistości jest króciutka i nie robi wielkiego wrażenia - wspomina z rozczarowaniem. - Zatrzymała się trochę w latach 90. i widać, że czasy świetności tej okolicy już minęły.

- Zawsze, gdy wyjeżdżam, chcę poznać historię i kulturę danego miejsca, zagłębić się w nie - wyjaśnia Paulina. - W Miami tego nie było. Żadnego tego typu miejsca, placówki, muzeum.

Podkreśla, że do Miami ludzie przyjeżdżają głównie z nastawieniem na imprezowanie.

- Ogólnie rzecz biorąc, to jedna wielka i droga impreza - kwituje.

Stare Miasto w Bratysławie Stare Miasto w Bratysławie Richard Mortel/flickr.com/CC BY 2.0

Bratysława - "Przywitały nas brudne, zaśmiecone uliczki"

- Dla mnie takim miejscem była Bratysława - wspomina Agata. - Moje wrażenie jest zupełnie inne niż wszystkie opinie, które wcześniej przeczytałam o tym mieście. Przywitały nas strasznie brudne, zaśmiecone uliczki, a zamiast klimatycznych knajpek - speluny.

W stolicy Słowacji zatrzymała się na nocleg podczas podróży do Włoch.

- Hotel był świetny, trochę w klimacie restauracji z książki "Obsługiwałem angielskiego króla" - opowiada. - Ale kiedy wyszliśmy na miasto... Oczywiście poszliśmy na starówkę, ale nie jestem pewna, czy nie doszliśmy tam, bo tak było nieciekawie, czy z innego powodu. Jedno jest pewne - była niedziela, godzina 19.00, a tam wszystko było zamknięte. Do tego mnóstwo pijaków i dziwnych grup młodzieży. Liczyłam na klimat, małe knajpki pokryte bluszczem, piękne kamienice, ale niczego takiego nie pamiętam.

Turystka dodaje, że spodobał jej się zamek, który znajduje się w mieście. Budowla wznosi się na szczycie wzgórza nad brzegiem Dunaju i prezentuje się rzeczywiście imponująco. W XIX wieku zamek uległ zniszczeniu w trakcie pożaru i został odbudowany dopiero w latach 50. XX wieku. Obecnie można oglądać tam eksponaty historyczne.

- Twierdza faktycznie wywarła na mnie duże wrażenie - mówi Agata. - Ale przecież nie spędziłabym całego dnia w zamku, nie mogłam tam siedzieć w nieskończoność.

Dubai Marina Dubai Marina Ole Bendig Kvisberg/flickr.com/CC BY 2.0

Dubaj - "Kicz, szpanerstwo, brak gustu"

Karolinie nie spodobał się Dubaj. Przyznaje, że nie czekała na ten wyjazd z niecierpliwością i nie wiązała z tą podróżą bardzo dużych nadziei. Wiedziała też, czego kulturowo może spodziewać się po tym mieście.

- Wybrałam się tam z mężem do bardzo przyzwoitego hotelu - relacjonuje. - Po wyjściu z taksówki, kiedy wyjmowaliśmy walizki z samochodu, podbiegła do nas obsługa hotelowa. Rzucili się do pomocy mojemu mężowi, wyrywali mu z rąk walizki, do mnie nikt nie podszedł, walizkę przejął ode mnie mój mąż. W restauracjach przy stoliku byłam ignorowana. Kelnerzy zawsze najpierw pytali mojego męża, na co ma ochotę, co zamawia, a potem chcieli odchodzić od stolika. Byli zdziwieni, że chcę sama zamawiać potrawy dla siebie. Raczej czekali na to, że to mój mąż zamówi mi to, co uzna za stosowane - wyjaśnia.

- Drażniły mnie jednak nie tylko obyczaje, lecz także przesadzona architektura, parada luksusowych samochodów ze złotymi klamkami i sklepy z futrami - swoją drogą, po co komu futra w Dubaju? Kicz, szpanerstwo i brak gustu - komentuje. - Absolutnie nic w Dubaju mi się nie podobało poza plażą i pogodą. Ale to oczywiście moja opinia i rozumiem, że nie każdy musi ją podzielać.

Zobacz też: Tanie linie lotnicze wcale nie takie tanie? Jest kilka haczyków, o których lepiej wiedzieć. 'Wydałam więcej niż na sam bilet'

Plaża w Siófok nad Balatonem Plaża w Siófok nad Balatonem archiwum prywatne

Siófok nad Balatonem - "Pierwszy widok? Zdechła ryba"

- Na myśl o miejscu, które nie spełniło moich oczekiwań, przychodzi mi Balaton i miejscowość Siófok - rozpoczyna historię Anna. - Ale nie marzyłam, żeby tam jechać. Mieliśmy nad Balatonem przystanek w drodze powrotnej z Chorwacji. Magię Balatonu roztaczał przede mną mój mąż, który jeździł tam na wakacje ze swoimi rodzicami i na wycieczki z kolegami, kiedy już był starszy. Mówił, że tam jest niesamowicie, że wspaniałe jezioro, że cudownie, że będę zachwycona.

Wspomina, że hotel wyglądał, jakby czas się w nim zatrzymał w latach 70.

- Ale to akurat miało swój urok - dodaje. - Jednak potem było gorzej. Jezioro po naszej stronie miało wybetonowany brzeg. Woda była po kolana przez 150 metrów, dalej już nie wchodziłam, więc nie wiem. Wokół jeziora i na jeziorze infrastruktura nastawiona była na zamach na nasz budżet: rowery wodne, dmuchany tor przeszkód, miasteczko z automatami, maszyny z kulkami, budki z lodami, ciuchcia. Dzieci chciały skorzystać z każdej atrakcji.

Ania do tej pory pamięta, co było pierwszą rzeczą, którą zobaczyli po przyjściu na kąpielisko.

- To była wielka, zdechła, biała ryba - wspomina. - Leżała tak sobie malowniczo na wodzie, kołysząc się na falach. Była ogromna. Potem był klops z kolacją, bo we wszystkich restauracjach serwowano okropne smażeliny. Nawet langosz, którego uwielbiam, był nieudany. Ale jakiś urok Balaton musi mieć, skoro dzieci do dzisiaj, a minęło już półtora roku od tamtego pobytu, pytają, czy jeszcze kiedyś tam pojedziemy - kończy.

Na Bali trzeba uważać na taksówki Na Bali trzeba uważać na taksówki Shutterstock

Bali - "Wyciągnie pieniędzy na siłę"

Martyna z kolei nie wspomina dobrze wyjazdu na Bali.

- Problemy zaczęły się już na początku, kiedy chciałyśmy pójść na plażę - opowiada. - Nikt z miejscowych nie potrafił nam wskazać, gdzie ona jest i którędy trzeba iść. Po dotarciu na miejsce moja mama powiedziała: "To nie plaża, to wodospad". Ja na to odparłam, że to nie wodospad, tylko po prostu droga całkowicie zalana wodą. Chociaż to akurat był taki wątek humorystyczny.

Gorzej było z komunikacją i przemieszczaniem się z miejsca na miejsce.

- Wybrałyśmy się zobaczyć słynną świątynię Uluwatu - wspomina Martyna. - Na miejscu oczywiście tłumy turystów i mnóstwo agresywnych małp, ale nie to było najgorsze. Najgorzej było się stamtąd wydostać. Chciałyśmy dalej pojechać autobusem. Pani, która sprzedawała bilety, podała nam godzinę odjazdu. Gdy autobus przyjechał, okazało się, że nie chcą nas do niego wpuścić. Mogą nim jeździć tylko miejscowi, my jako turystki nie miałyśmy wstępu.

Postanowiły więc zamówić Ubera. Po mapie przejazdu zorientowały się, że kierowca celowo jedzie okrężną drogą, aby więcej zapłaciły. Ostatecznie dotarły do restauracji, w której poprosiły o zamówienie taksówki z oficjalnej korporacji Blue Bird Group, w której zamontowany jest licznik i na jego podstawie płaci się za przejazd.

- Wsiadamy do środka, a kierowca od razu mówi, ile będzie nas kosztować kurs. - opowiada z oburzeniem. - Powiedziałyśmy, że ma włączyć licznik, ale tego nie zrobił. Okazało się, że to wcale nie była taksówka z tej oficjalnej korporacji. Strasznie denerwowało mnie takie wyciąganie pieniędzy z turystów.

A jakie są wasze największe turystyczne rozczarowania? A może wcale takich nie macie i wszędzie, gdzie do tej pory byliście, wam się podobało? Piszcie w komentarzach i na adres podroze@agora.pl.

Więcej o: