Artur Kot udowadnia, że nie trzeba być bogaczem, by ciekawie podróżować. "Trzeba pytać ludzi. Ja tak znalazłem kosmonautę"

Artur Kot to podróżnik, dziennikarz i fotograf. Mieszkał w sierocińcu dla słoni w Kambodży, przejechał Azory autostopem, uczył angielskiego w Korei. Był w 54 krajach, ale liczby nie mają dla niego znaczenia. "To ludzie są najważniejsi", mówi. Prowadzi program "Patent na podróż", a nam opowiedział o tym, jak zorganizować wyjazd, żeby był niezapomniany.
Artur Kot odwiedził 54 kraje. Po świecie stara się podróżować z patentem Artur Kot odwiedził 54 kraje. Po świecie stara się podróżować z patentem archiwum prywatne Artura Kota

Aleksandra Podgórska, Podróże Gazeta.pl: Od jak dawna podróżujesz? Ile podróży masz już za sobą?

Artur Kot: W pierwszą podróż pojechałem z rodzicami w latach 80., miałem wtedy chyba sześć lat. To był wyjazd do Wiednia. Coś niesamowitego. Nie wiedziałem, co się dzieje. W Polsce wtedy nie było nic, a tam - wszystko. Do tej pory pamiętam, jak zachwycałem się kolorową pastą do zębów. Albo jak kupowałem lody na patyku i chowałem je na później. Nawet wyjście do supermarketu było atrakcją.

Zapamiętałem ten wyjazd, bo wszystko było takie... kolorowe. Wtedy przekonałem się, że świat może być ciekawy.

Potem, wiele lat później, pracowałem w agencji fotograficznej, dobrze zarabiałem i dzięki temu zacząłem więcej podróżować. Pamiętam, że w tym czasie odbyłem jedyny wyjazd, który wykupiłem. Bo nigdy nie kupowałem wycieczek w biurach podróży, nie jeździłem do hoteli czy na all inclusive. A to był jedyny raz, gdy zapłaciłem komuś za to, że go zorganizował. To była podróż na Arktykę. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, myślę, że teraz już bym umiał sam zorganizować taki wyjazd. Dość wymagający, bo jest tam dość niebezpiecznie. Poza miasteczko Longyearbyen nie można na przykład wychodzić bez broni, trzeba uważać na niedźwiedzie. To była prawdziwa przygoda! To właśnie wtedy pomyślałem, że chciałbym podróżować więcej, mimo że wcześniej byłem już w dalekich podróżach. Ale to był impuls, błysk.

A ile było tych podróży? Na CouchSurfingu mam listę. Wynika z niej, że byłem w 54 krajach. Ale tak na co dzień tego nie liczę, bo nie zaliczam miejsc ani atrakcji. Nie umiałbym powiedzieć z pamięci.

Od pewnego czego podróżuje po to, aby się czegoś nauczyć lub pomóc innym Od pewnego czego podróżuje po to, aby się czegoś nauczyć lub pomóc innym G. Gumula / archiwum Artura Kota

I zawsze te podróże to były podróże z pomysłem? Z patentem?

Na pewno nigdy nie planowałem podróży tylko pod kątem oszczędności, ani nie starałem się na siłę ich "wytaniać". Raczej skupiałem się na tym, aby zobaczyć jak najwięcej fajnych rzeczy i dużo się dowiedzieć. Nigdy nie byłem fanem turystyki, ale oczywiście każdy podróżuje po swojemu i uważam, że nie ma podróży lepszych i gorszych. Ja chyba jeżdżę po to, żeby podejrzeć, jak wygląda świat z innej perspektywy. Lubię poznawać ludzi. Lubię przygody. To wszystko brzmi banalnie, ale tak właśnie jest.

A pomysły? Dwa lata temu spełniłem swoje marzenie i przejechałem całą Patagonię aż do Ziemi Ognistej. Super był ten wyjazd. Ale kiedy dotarłem do Ushuai, pomyślałem, że więcej nie chcę jeździć nigdzie tak stricte krajoznawczo, bo sporo miałem na koncie takich wycieczek. Nie miałem już na to ochoty i uznałem, że kolejne podróże muszą mieć inny cel, muszą być po coś. Najgorsze, co mnie spotykało w podróżach, to takie zwyczajne oglądanie w gruncie rzeczy bardzo podobnych miejsc i atrakcji.

Super wspominam chociażby podróż koleją transsyberyjską. Wtedy ciągle poznajesz nowych ludzi, ktoś wysiada, ktoś wsiada, ciągle zmieniają się pasażerowie - a to jadą zakonnice, a to żołnierze. I, co najważniejsze, aby poznać ciekawych ludzi, wcale nie trzeba jechać w bardzo daleką podróż. Kiedyś wymyśliłem sobie, że pojadę do Moskwy i zrobię wywiad z kosmonautą. Napisałem na jakimś forum internetowym pytanie, czy ktoś zna jakiegoś. I dostałem mnóstwo odpowiedzi. W ogóle się tego nie spodziewałem. Jedna osoba podała mi konkretne nazwisko i maila. Napisałem więc wiadomość i dostałem odpowiedź od żony tego kosmonauty, że Siergiej bardzo chętnie się spotka, ale... akurat poleciał w kosmos.

Zobacz też: Spędzają pół roku w Polsce, a zimę tam, gdzie ciepło. "Praca od 8 do 16 to byłby wyrok"

Polski podróżnik uważa, że najlepszym sposobem na ciekawą podróż, jest rozmawianie z ludźmi Polski podróżnik uważa, że najlepszym sposobem na ciekawą podróż, jest rozmawianie z ludźmi archiwum prywatne Artura Kota

Co za pech...

Ale zaproponowałem jej, czy ona nie chciałaby w takim razie ze mną porozmawiać. Zgodziła się, umówiliśmy się na wywiad, opowiedziała mi o tym, jak wygląda życie z kosmonautą od kulis. To było świetne! A przy okazji, udało mi się zdobyć przepustkę do Centrum Szkolenia Kosmonautów w Gwiezdnym Miasteczku i namierzyć panią, która jako pierwsza zajmowała się projektowaniem wnętrz statków kosmicznych i pracowała w kuli - bez sufitu i podłogi. I dla mnie ten patent to jest właśnie jakiś motyw przewodni. Wiele osób powtarza, że w podróży to droga jest ważna i to droga jest celem. Tak bywa, ale dla mnie ważniejszy jest ten pomysł. Gdy już go mam, to składa się na niego coraz więcej rzeczy, on się zaczyna obudowywać i tworzy się z tego opowieść. Jestem dziennikarzem i dla mnie te opowieści zawsze były ważne, tym zajmowałem się w pracy - opowiadaniem historii zdjęciami czy tekstami. Zawsze zależało mi, żeby jak najbardziej je pogłębić.

Kiedyś w Uzbekistanie robiłem materiał o tkaniu dywanów. Jak to się robi, co znaczą poszczególne wzory. Na pierwszy rzut trudno dostrzec na nich coś poza szlaczkami, ale kiedy ktoś ci to wyjaśni, okazuje, że na dywanach wypisane są historie ludów koczowniczych. Ale żeby naprawdę zgłębić temat, zwykle potrzeba dużo czasu. Wiele osób przychodzi do warsztatu, spojrzy na dywany, stwierdzi, że są ładne i drogie i po prostu wyjdzie. A gdy dłużej posiedzisz z tkaczami, to oni sami zaczynają opowiadać, wyciągać jakieś stare kobierce, które mają kilkaset lat, opowiadać ich historie... To zawsze jest w ludziach. Bo ludzie chcą opowiadać, chcą mówić o sobie i o swoich pasjach.

To pogłębianie zawsze było dla mnie ważne. Zarówno wtedy, kiedy pracowałem dla gazet, jak i teraz, kiedy organizuję swoje wyjazdy sam dla siebie. Stwierdziłem, że chciałbym podczas swoich podróży uczyć się czegoś nowego albo pomagać. I w programie "Patent na podróż", który prowadzę, chyba udało mi się to połączyć. Tam mieliśmy tylko jedną taką typowo krajoznawczą podróż. To był wyjazd na Azory, po których podróżowaliśmy autostopem. I to był patent właśnie na to, jak podróżować oszczędnie. Ale tam też liczyło się to, na kogo trafiłeś. Poza tym Azory są naprawdę przepiękne - żal by było ich nie zobaczyć!

Dla Artura w podróży to ludzie są największą wartością Dla Artura w podróży to ludzie są największą wartością archiwum prywatne Artura Kota

Czyli dla Ciebie w podróży najważniejsi się ludzie.

No jasne. W ogóle w życiu. Bo to z ludźmi związane są te historie, oni je opowiadają, ich dotyczą. Mnie najbardziej interesują tradycje i to, co odchodzi już trochę w przeszłość. W Hiszpanii na przykład poznałem mężczyznę, który odrestaurowuje stare wiatraki i to są nawet dokładnie te, o których pisał Cervantes. Tacy ludzie są też pełni pasji.

I tak też było podczas kręcenia programu "Patent na podróż". W pierwszym odcinku, który robiliśmy w Korei Południowej, pracowałem w kawiarence językowej i razem z grupą podróżników z całego świata uczyliśmy Koreańczyków angielskiego. Poznałem pełno ludzi, którzy chętnie o sobie opowiadali, bo w gruncie rzeczy cały pomysł na tę szkołę polegał na tym, żeby gadać i zdobywać przyjaciół. Czułem się jak ryba w wodzie. Niektórzy spędzali tam dwa, trzy, cztery miesiące i jechali dalej, do kolejnego miejsca.

Wcześniej wspomniałeś, że nigdy nie starałeś się podróżować oszczędnie na siłę.

Tak, bo też czasami po prostu nie na wszystkim da się zaoszczędzić. Jest wiele miejsc, które żyją z turystyki i siłą rzeczy takie wpraszanie się do kogoś na siłę, byleby nie płacić, nie jest fajne. Gościnność jest cudowna, wiadomo, i to się przydarza, ale nie można tego żądać. Nie mam żadnego problemu z tym, żeby płacić. Bo są takie rzeczy, za które zapłacić trzeba. Mnie zawsze udawało się podróżować tak, by na koniec roku z budżetem wyjść na zero. I nie żałuję, bo tego, co widziałem, nikt mi nie odbierze. A spanie za darmo nie jest jedynym sposobem oszczędzania w podróży.

Może zainteresuje cię też: Skąd podróżnicy biorą pieniądze na wyprawy? 'Sprzedaliśmy ubrania', 'Kupowałem paprykarz za 2,10, a nie 2,20 zł', 'Pracowałam w ogrodach'

Artur Kot w Hiszpanii podczas winobrania Artur Kot w Hiszpanii podczas winobrania archiwum prywatne Artura Kota

Skąd czerpiesz te pomysły? Jak się na przykład dowiedziałeś o kawiarence językowej w Korei?

Przy realizacji programu pracuje cała ekipa. Miałem szczęście, bo większość z tych ludzi miała na podróże taką samą zajawkę jak ja i często też zwiedziła już pół świata. Ktoś powiedział, że słyszał o tym, a ktoś, że wie, że istnieje takie i takie miejsce, jeszcze ktoś inny, że zna kogoś, kto gdzieś był. Od słowa do słowa i okazuje się, że na ciekawy pomysł można wpaść bardzo łatwo, nie trzeba szukać godzinami.

Zawsze trzeba mieć szeroko otwarte oczy. Na przykład o młynarzu, tym, który naprawiał wiatraki, dowiedziałem się na miejscu, w La Manczy. Byłem ciekaw tych wiatraków, zacząłem wypytywać i od miejscowych dowiedziałem się o Juanie, który zajmuje się ich odnawianiem. Spotkaliśmy się. Byłem u niego już trzy razy. I właśnie z tego się to bierze, z gadania, ale też zainteresowania, zagłębiania się. Bo gdy coś tylko omieciesz wzrokiem, to rzeczywistość ci nie odpowie. Miejscowi wiedzą wszystko - gdzie się dobrze je, gdzie się dobrze śpi, tylko trzeba z nimi rozmawiać. Ale nigdy nie byłem typem, który włazi komuś z aparatem do miski z zupą z pytaniem: A co pani teraz je?

Na pewno łatwiej jest, gdy podróżuje się samemu i trzeba się odzywać. Kiedy jesteś z kimś, to się zamykasz, obracasz tylko w swoim towarzystwie. Interesowanie się wieloma rzeczami też jest pomocne. Wtedy, jeszcze przed wyjazdem szukasz, grzebiesz, przekopujesz internet. Żyjemy w świecie, gdzie informacje są tak łatwo dostępne. Ja dużo czytam. A najważniejsze jest to, żeby powiązać podróż z tym, co naprawdę nas interesuje. Ktoś, kogo zupełnie nie obchodzą turkmeńskie dywany, nie będzie chciał tam siedzieć tydzień i patrzeć, jak je tkają. Trzeba znaleźć coś dla siebie. Ja lubię to nieznane. Gdy jestem w obcym miejscu, wyostrzają mi się zmysły, zwracam uwagę na rzeczy, których pewnie bym nie zauważał, gdybym mieszkał w tym miejscu. Podczas moich podróży każdy dzień jest niespodzianką. Nigdy nie wiem, gdzie będę spał, kogo poznam, gdzie i co będę jadł. I to jest strasznie fajne.

Zdaniem Kota wiele osób popełnia błąd, nie odkładając pieniędzy na wymarzoną podróż Zdaniem Kota wiele osób popełnia błąd, nie odkładając pieniędzy na wymarzoną podróż archiwum prywatne Artura Kota

To wszystko brzmi bardzo prosto. Czemu więc ludzie tak nie podróżują?

Myślę, że paradoksalnie duże znaczenie mogą mieć w tym przypadku tanie linie. Co chwilę pojawiają się nowe promocje jakichś kierunków, więc tam jedziesz, żeby skorzystać z okazji. Zamiast odłożyć pieniądze na miejsca, które naprawdę cię interesują.

Druga rzecz, to wycieczki w stylu cztery stolice w trzy dni. To wszystko dzieje się wtedy w takim tempie, że nie masz szans na to, żeby się zagłębić, dobrze poznać dane miejsce, a tym bardziej ludzi. To takie odhaczanie. A gdy masz konkretny, wymarzony cel, do którego przygotowujesz się na przykład z rocznym wyprzedzeniem i który naprawdę cię interesuje, dowiesz się dużo więcej. Ale wspominałem już wcześniej, że każdy podróżuje tak jak chce. I dobrze jest poznawać świat, nawet w takim tempie. Na pewno lepiej niż tylko przesiadywać na kanapie.

Z tego, co mówiłeś, wynika, że w twoich podróżach jest bardzo dużo improwizacji. Wielu rzeczy dowiadujesz się na miejscu. Ale nie jedziesz chyba tak zupełnie spontanicznie?

Zwykle rezerwuję sobie jako pierwszy nocleg, to lubię mieć. Mam też jakiś ramowy plan. Wiem, dokąd chciałbym pojechać i co zobaczyć. Niedawno byłem z kolegą w Kazachstanie. Chcieliśmy obejrzeć parki narodowe. Mieliśmy mapę i listę z nazwami. W sumie prosty plan. Ale to, co wynikło po drodze, to już inna historia. Skończyło się tak, że jeździliśmy jakąś przyczepą, która wiozła owce, bo nawet na dworcu nikt nam nie umiał pomóc.

Także lubię wiedzieć, co jest w danym kraju, sprawdzam, czytam jeszcze przed wyjazdem. Wydaje mi się też, że im więcej przeczyta się przed wyjazdem, tym łatwiej na miejscu zwrócić uwagę na różne rzeczy, wypatrzeć coś. Ale potem to, co dzieje się na miejscu, to często czysta improwizacja. Niekiedy nawet podczas nagrywania programów telewizyjnych. Przykładem jest odcinek, w którym odwiedziłem sierociniec dla słoni w Kambodży. Oprócz tych słoni, które udało się odratować i przewieźć do ośrodka, w okolicy mieszkały też zupełnie dzikie słonie, które niszczyły uprawy nerkowca. Dla mieszkańców wiosek były strasznym utrapieniem. Jeden z opiekunów zaproponował nam wyjazd na wspólne instalowanie fotopułapek. Nie mieliśmy tego w scenariuszu, ale pojechaliśmy je tropić. Dzięki temu udało się porozmawiać z lokalnymi rolnikami, a nawet usłyszeć te dzikie słonie, choć nie mieliśmy okazji ich zobaczyć. Moje podróże można scharakteryzować jednym zdaniem: bardzo dużo przygotowania i bardzo dużo improwizacji.

Artur często pracuje podczas swoich wyjazdów. Pracy zwykle szuka w trzech serwisach, choć czasem udaje mu się ją znaleźć na miejscu Artur często pracuje podczas swoich wyjazdów. Pracy zwykle szuka w trzech serwisach, choć czasem udaje mu się ją znaleźć na miejscu G. Gumula / archiwum prywatne Artura Kota

Gdzie szukasz ofert pracy za granicą? Chodzi mi zarówno o normalnie płatną pracę, jak i taką na przykład w zamian za nocleg.

Są trzy takie portale, z których korzystam. Jeden z nich to Work Away. Tam jest mnóstwo ogłoszeń, ale wcześniej trzeba zapłacić, żeby móc do kogoś napisać. Jest też coś takiego jak WWOOFing, czyli Work On Organic Farms. To głównie dla osób, które nie boją się pracy fizycznej. A trzeci to Anywork Anywhere, tu jest jednak sporo mniej ofert. Mi najbardziej podoba się Work Away. Wybierasz tam kontynent, potem kraj, rodzaj pracy, termin, liczbę pracowników, a system dopasowuje ci ofertę. Dziś jest mnóstwo sieci, które nas w jakiś sposób łączą.

Chociaż na pewno dużo bardziej romantycznie byłoby znaleźć taką pracę zupełnie spontanicznie: przyjechać, zapukać do miejscowej chaty i odkryć, że akurat tam ktoś potrzebuje pomocy. W sumie to ja tak miałem. W Estonii na wyspie Kihnu, która nazywana jest wyspą kobiet. Tam nie za bardzo jest co zwiedzać, przyjeżdża się raczej poznać tę kulturę. Do zobaczenia są kościół i latarnia. Rzuciłem mimochodem, że mógłbym w takiej latarni popracować. Okazało się, że jest to możliwe, więc wróciłem tam latem i pracowałem jako latarnik.

Więc nikt mi nie powie, że się nie da. Wystarczy pytać ludzi. W sumie w ten sam sposób znalazłem kosmonautę.

To też może cię zainteresować: Polka, która mieszka w Meksyku: Powiedzenie, że jest się Polakiem, otwiera wiele meksykańskich serc

Podróżnik przyznaje, że najlepiej podróżuje mu się w pojedynkę Podróżnik przyznaje, że najlepiej podróżuje mu się w pojedynkę archiwum prywatne Artura Kota

W toku naszej rozmowy przyznałeś, że lubisz podróżować sam i że to wiele ułatwia. Ale chyba nie każdy by tak chciał, w towarzystwie jest bezpieczniej. Ty się nie boisz?

Ty patrzysz na to z perspektywy, że może być jakieś zagrożenie. Ja w ogóle w ten sposób nie patrzę na podróżowanie. Raczej skupiam się na tym, że jestem sam, dzięki czemu mam spokój i nikt mi nie zawraca głowy. A po drugie tak naprawdę nigdy nie jest się samemu. O ile celowo się nie izolujesz, musisz się odezwać do lokalsów, a często i oni robią to z własnej woli: dosiadają się, zagadują, dzielą się jakimś spostrzeżeniem.

Widzę, że nie masz problemów z tym, żeby wchodzić w interakcje z innymi.

Nie, absolutnie, bardzo to lubię.

Ale w przypadku podróżowania w pojedynkę poza bezpieczeństwem zastanawia mnie też inna rzecz. Jesteś w nowym miejscu, coś cię zachwyci, chcesz podzielić się emocjami, a obok ciebie nie ma nikogo, kogo mógłbyś złapać za rękę i powiedzieć: "Patrz! Jak to świetnie wygląda!". Nie przeszkadza ci to?

To prawda, masz rację. Z kimś łatwiej się przeżywa takie emocje. Ja sporo świata przejechałem, robiąc materiały dziennikarskie, więc siłą rzeczy wiele osób poznawałem na miejscu i z nimi dzieliłem się wrażeniami. Wbrew pozorom znajomości bardzo łatwo można nawiązać. Chociażby przez CouchSurfing. Tam są grupy, które umawiają się między innymi na wspólne aktywności. W Wietnamie na przykład ciągle grałem w badmintona, bo tam wszyscy w to grali. W Moskwie z jakąś "grupą łowców przygód" skakałem po dachach, a na plaży w Argentynie poznałem starszą panią, u której później przez chwilę mieszkałem. Nie miała w domu luster, bo nie chciała patrzeć, jak się postarzała.

Ale ciągłe kontakty mogą też być uciążliwe. Poczułem to, gdy podróżowałem stopem po Argentynie. Ciągle jeździłem z nowymi kierowcami, więc bez przerwy powtarzałem tę samą historię i to już zaczynało być nużące. W końcu przesiadłem się do busów.

Raz miałem tylko niebezpieczną sytuację. W Meksyku z kolegą weszliśmy do złego baru, tam, gdzie nie chodzą gringo, czyli cudzoziemcy. Tamtejsi klienci nie byli do nas pozytywnie nastawieni. Mieliśmy nadzieję, że weźmiemy dwa piwa i uda nam się wyjść, ale okazało się, że to nie takie proste. Nie było szarpaniny, ale bardzo się nas czepiali, nie chcieli wypuścić.

Artur Kot poleca zwiedzanie Azorów. On sam przejechał je autostopem Artur Kot poleca zwiedzanie Azorów. On sam przejechał je autostopem archiwum prywatne Artura Kota

Czy po zjechaniu ponad 50 krajów umiałbyś polecić któreś osobom, które chcą samodzielnie podróżować?

Z tych ostatnich na pewno portugalskie Azory. Prosta, przyjemna, ciekawa podróż. To jest dość nowy kierunek. Oczywiście zawsze byli tam turyści, ale póki co jeszcze nie ma tłumów, choć ludzi przyjeżdża coraz więcej. Tam podróżowałem stopem, co było łatwe, bo wszyscy chętnie się zatrzymywali. O tym, że jeszcze nie ma tam przesytu turystyką, może świadczyć to, co usłyszałem od wielu kierowców, którzy mnie podwozili. Powtarzali, że uwielbiają turystów, że jest tak fajnie, gdy przyjeżdżają, bo wtedy mogą poznać ludzi z całego świata. Pewnie i to się niebawem zmieni. Polecam Azory z czystym sumieniem. Jest bezpiecznie, kempingi są za darmo.

Trudno polecić mi coś pod kątem bezpieczeństwa, bo ja się tym nie kieruję. W Kapsztadzie w RPA dochodziły mnie słuchy o zamieszkach, ale na własnej skórze tego nie odczułem. Ale pewnie w każdym kraju jest jakieś miejsce, do którego po prostu lepiej się nie zapuszczać.

Bezpieczeństwem się nie kierujesz. A czym tak?

Mam swoją listę wymarzonych miejsc. Ale na jakiej podstawie ją tworzę? Dobre pytanie.

To chyba impulsy. Coś usłyszę, coś mnie zaciekawi. Potem już nie potrafię tego wyrzucić z głowy i w końcu jadę. Staram się kierować tym, co mnie faktycznie interesuje. Teraz marzę o jakiejś bardzo długiej podróży i chciałbym znów przejechać koleją transsyberyjską. Interesują mnie też te miejsca, o których wiem, że za niedługi czas mogą całkiem zniknąć lub stać się zbyt popularne, a przez to w pewien sposób sztuczne.

Wspominałem, że po podróży do Argentyny zadecydowałem, że już nie chcę jeździć krajoznawczo. Teraz wybieram miejsca, w których mogę się czegoś nauczyć lub pomóc innym.

Artur Kot swoimi patentami dzieli się w programie "Patent na podróż", który można oglądać w poniedziałki o godzinie 22.20 na kanale Travel Channel.

Więcej o: