Być może już niedługo w całej Unii Europejskiej będą obowiązywały przepisy, które znacząco wpłyną na pracę przewoźników kolejowych. Projekt zakłada, że w razie ponad dwugodzinnego spóźnienia pociągu, pasażerowi będzie należał się zwrot pieniędzy w wysokości ceny biletu. Co więcej, przewoźnicy będą musieli zakupić kolejny bilet, jeśli przez opóźnienie podróżujący nie zdąży na zaplanowaną przesiadkę. Za nową regulacją opowiedziała się już unijna Komisja Transportu. Projekt trafi niebawem pod obrady Parlamentu Europejskiego.
Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ >>
Jednak wielu osobom wprowadzenie takich przepisów w naszym kraju wydaje się nierealne. Istnieje wiele tras, na których spore opóźnienia pociągów są wręcz normą. Przypominają o tym komentarze, które pojawiły się pod tekstem na temat zapowiadanych zmian:
Jak z wypłatą odszkodowań za opóźnienia przewoźnicy radzili sobie do tej pory? Okazuje się, że uzyskanie zwrotu pieniędzy nie zawsze jest łatwe.
Na forum Fly4free toczy się dyskusja na temat odszkodowań za opóźnione pociągi. Z niektórych wypowiedzi wynika, że koleje często odrzucają reklamacje pasażerów.
Oprócz tego, oczekiwanie na zwrot czasami trwa bardzo długo.
Jeszcze inni nie otrzymali żadnej odpowiedzi.
A co w kwestii odszkodowań przewidują regulaminy przewoźników? Przykładowo, w PKP Intercity odszkodowania za opóźniony przyjazd pociągu są znacznie niższe niż przewiduje unijny projekt. Podróżny może otrzymać jedynie 25 procent ceny biletu, jeśli opóźnienie wyniosło od 60 do 119 minut. Z kolei, jeśli było dłuższe niż 120 minut, możemy otrzymać 50 procent zwrotu.
Ze strony Urzędu Transportu Kolejowego dowiadujemy się także, że odszkodowanie jest przyznawane tylko w sytuacjach, gdy jego kwota nie jest niższa niż 4 euro (około 16 złotych). Dlatego osoby, które płacą za bilet 30 złotych i mniej, nie mają szans na uzyskanie pieniędzy - nawet przy wielogodzinnych opóźnieniach.
- Mój pociąg do Białegostoku miał być opóźniony siedem minut. Gdy po godzinie nadal go nie było, postanowiłam wsiąść do następnego - opowiada Marta. - Niestety był to pociąg innego przewoźnika, więc musiałam dokupić bilet wraz z dopłatą u konduktora. Zapłaciłam znacznie więcej niż za pierwszy, który kosztował 30 złotych. A że odszkodowania poniżej 16 złotych nie są wypłacane, to nie dostałam żadnego - dodaje.
- Zdenerwowało mnie to, bo pamiętam, że gdy byłam uczennicą podstawówki, mój tata musiał zapłacić mandat w pociągu za brak stempla na mojej legitymacji. A przecież w Polsce jest obowiązek szkolny do 18. roku życia - wspomina nasza rozmówczyni. - Koleje łapią pasażerów, na czym się da, a same mają kłopot z wypłatą odszkodowań w przypadku własnych błędów - dodaje.
Duże opóźnienia pociągów PKP. Pasażerowie mogą ubiegać się o odszkodowanie >>
Pod tekstem na temat unijnego projektu pojawił się komentarz, który trafnie opisuje jeszcze inny problem związany z odszkodowaniami. Czytelnik pisze m.in. o tym, że aby je uzyskać, należy "nabiegać się między różnymi kasami, odstać w kolejce, spisać reklamacje, czekać na zwrot przekazem".
Liczne procedury związane z reklamacjami zniechęcają więc pasażerów do ubiegania się o należne im pieniądze. Wie o tym Daria, która jest studentką i od kilku lat średnio dwa razy w miesiącu podróżuje na trasie Warszawa - Suwałki. - O ile poranne pociągi jeżdżą bez zarzutu, o tyle popołudniowe rzadko kiedy są na czas. Jeśli pociąg spóźnia się pół godziny, to jestem szczęśliwa. Bo niestety często są to znacznie większe opóźnienia - opowiada Daria.
- Nie chce mi się za każdym razem ubiegać o odszkodowanie. Poza tym mój studencki bilet jest na to chyba za tani - mówi nasza rozmówczyni. - Procedury zniechęcają do składania reklamacji, ale to działa także w drugą stronę. Bo opóźnienia zniechęcają do pociągów. Ja przerzuciłam się już na autobusy. I muszę przyznać, że od czasu, gdy otworzono obwodnicę Marek, jest to znacznie lepsza opcja na mojej trasie - podsumowuje Daria.
Problemy z uzyskaniem odszkodowania miała także Agata. Tym razem nie chodziło jednak o opóźnienia. Jej pociąg w ogóle nie pojechał, co znacznie skomplikowało podróż.
- Miałam dwa bilety wykupione przez internet na pociągi skomunikowane ze sobą. Nie otrzymałam żadnej informacji o utrudnieniach. Rodzice zawieźli mnie na stację, a tam okazało się, że pociągu nie będzie, bo na trasie był wypadek - opowiada Agata. - Nie przygotowano żadnej komunikacji zastępczej, co w przypadku pociągów skomunikowanych ze sobą wydaje się oczywistością - zaznacza nasza rozmówczyni.
- Ojciec zawiózł mnie samochodem na następny pociąg. To była trzygodzinna podróż do innego miasta. W ogóle tego nie planowaliśmy. Na szczęście zdążyliśmy i dotarłam na miejsce - opowiada Agata.
Następnego dnia po stresującej podróży Agata złożyła wniosek o odszkodowanie. Postanowiła ubiegać się nie tylko o zwrot pieniędzy za bilet na pociąg, który nie jechał, ale także za koszt benzyny.
- Odezwała się do mnie w tej sprawie jakaś wystraszona pani. Wydaje mi się, że ktoś zrzucił na nią wykonanie tego niewdzięcznego zadania. Pani zasugerowała w rozmowie, że domagam się zbyt dużej kwoty - mówi Agata. - Ostatecznie dostałam pieniądze tylko za bilet. Szczerze mówiąc, to nie chciało mi się już dłużej walczyć o zwrot kosztów dojazdu do innego miasta. Ale to oburzające, że przewoźnik miał z tym problem, zwłaszcza że nie zorganizował żadnej komunikacji zastępczej - podsumowuje Agata.
Czy mieliście problem z uzyskaniem należnego wam odszkodowania? Jesteśmy ciekawi waszych historii. Piszcie do nas na adres podroze@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy i nagrodzimy książkami.