W Polsce pierwsze tanie linie lotnicze pojawiły się na początku lat dwutysięcznych. I od tego czasu ich popularność nie maleje. Jednak w ostatnim czasie coraz częściej możemy usłyszeć głosy, że oferowane przez nie usługi stają się coraz droższe. Dyskusje na ten temat wywołują m.in. nierzadkie zmiany polityki bagażowej.
Jednak dodatkowe opłaty za bagaże to nie jedyna kwestia, która oburza klientów. Okazuje się, że istnieje wiele haczyków, na które przewoźnicy próbują złapać podróżujących. I gdy im się to udaje, wycieczka przestaje być nagle taka okazyjna.
Zebraliśmy historie kilku osób, które przekonały się na własnej skórze, że w tanich liniach nie zawsze jest tanio. Na co powinniśmy szczególnie uważać?
Gdy podróżujemy regularnymi liniami, bagaż nie jest problemem. Możliwość jego przewozu zazwyczaj wliczona jest w cenę biletu. W tanich liniach musimy jednak zachować ostrożność. Bo ich polityka bagażowa zmienia się w ostatnim czasie bardzo często. A gdy nie znamy najnowszych przepisów, możemy sporo dopłacić.
Magda leciała w lipcu z Barcelony jedną z tanich linii. Siedziała obok starszej pani, która musiała dopłacić za walizkę, którą wnosiła na pokład. - Kobieta była bardzo zdziwiona, bo nie dotarła do niej jeszcze wiadomość o zmianach w polityce bagażowej tej linii - opowiada Magda. - Co ciekawe, gdy kilka dni wcześniej leciałam z Polski, załoga jedynie przypominała pasażerom o nowych zasadach. Żadna z osób z dodatkowym bagażem nie musiała dopłacać - dodaje.
Zobacz też: Ryanair i Wizz Air wprowadzają zmiany. W Ryanairze duży bagaż podręczny już nie będzie bezpłatny
Samoloty tanich linii bardzo często latają z mniejszych lotnisk, które są oddalone od większych miejscowości. Wynajem ich jest tańszy niż w dużych miastach, dlatego loty także często są niedrogie. Jednak już w trakcie kupowania biletów warto zwrócić uwagę na to, gdzie dokładnie znajdują się nasze lotniska. Bo może czekać nas niemiła niespodzianka.
Wiktor wybrał się kilka lat temu z kolegami na jeden dzień do Sztokholmu. Za bilety w dwie strony zapłacili kilkadziesiąt złotych. Byli wówczas studentami. Wydawało im się więc, że to świetna okazja dla osoby, która nie dysponuje dużym budżetem. Okazało się jednak, że lotnisko w Skavsta, na którym wylądowali, znajduje się dosyć daleko od Sztokholmu. A koszt transportu autokarem jest bardzo wysoki. - Wieczorem mieliśmy lot powrotny, więc uznaliśmy, że podróż za kilkaset złotych nie wchodzi w grę. Poza tym nie dysponowałem chyba wówczas nawet taką kwotą - opowiada Wiktor.
Z kolei Ada, która kupiła bilety na podróż jedną z tanich linii w listopadzie, kwestią dojazdów z lotniska zainteresowała się znacznie wcześniej. Będzie musiała dokupić aż cztery bilety, bo oba lotniska są znacznie oddalone od miast. - Po podliczeniu wszystkich kosztów okazało się, że nie jest to wcale taka tania wycieczka. Musieliśmy zapłacić nie tylko za transport, ale także za bagaże, bo lecimy aż na tydzień, a teraz przecież wszystko poza małą torebkę kosztuje - opowiada Ada.
- Co ciekawe, gdy porównałam ostateczny koszt z ceną biletu w regularnej linii, okazało się, że w tym drugim przypadku jest tylko o 30 złotych drożej. I to tylko dlatego, że jest to listopad. Bo na przykład w okresie sylwestrowym ceny są już bardzo podobne - dodaje Ada.
Wiele osób, które szukają okazyjnych ofert, trafia na różne wyszukiwarki lotów. To m.in. dlatego, że pierwszymi wyszukaniami Google są zazwyczaj tego typu strony.
Na wyszukiwarki jesteśmy także przekierowywani przez reklamy. Zazwyczaj są to korzystne oferty lotów, którymi ostatnio się interesowaliśmy. Patrycja, gdy została w ten sposób przekierowana na wyszukiwarkę, o mało nie kupiła na stronie biletów na Sycylię. Powstrzymała ją jednak ostateczna cena, która była znacznie wyższa niż w reklamie.
- Do atrakcyjnej początkowo ceny doliczono prawie 150 złotych. Zrezygnowałam, bo wyszło dwa razy drożej. Potem mój chłopak doradził mi, bym kupiła bilety na stronie przewoźnika. I tam zapłaciłam tyle, ile wynosiła cena w reklamie - opowiada Patrycja.
- W wyszukiwarce musiałam płacić za jakieś podatki i ubezpieczenia pokładowe. Nazwy brzmią na tyle poważnie, że pewnie wiele osób się na to godzi. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby było to 10-15 złotych. W końcu wyszukiwarki też muszą jakoś zarabiać. Ale te dopłaty są często wyższe niż ceny samych biletów - dodaje.
Zobacz także: Miał krótkie spodenki, więc nie wpuszczono go do samolotu. Czy podobna sytuacja byłaby możliwa w Polsce? Sprawdziliśmy
Chyba wszystkie tanie linie wprowadziły zasadę darmowej odprawy online. Musimy to zrobić do 3-4 godzin przed lotem. Mimo to wiele osób nadal nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Gdy byłam dzieckiem, podróżowałam głównie z rodzicami regularnymi liniami i zawsze odprawialiśmy się na lotnisku. Nie przyszłoby mi więc nawet do głowy, że w którejś linii może być inaczej - opowiada Agnieszka, która ostatnio zapłaciła za odprawę na lotnisku aż 158 złotych. - Wydałam więcej niż na sam bilet - dodaje.
Naszą rozmówczynię zaskoczyło coś jeszcze. - Początkowo zrzuciłam to na moją nieuwagę. Bo gdy opowiedziałam kilku koleżankom o tych zasadach, nie były zaskoczone. Jednak, gdy wracałam z Mediolanu, okazało się, że nie tylko ja o tym nie wiedziałam. Byłam świadkiem, jak czterech panów dopłaca za odprawę na lotnisku - dodaje nasza rozmówczyni.
Historia Edyty zaskakuje wszystkie osoby, którym ją opowiada. W jej przypadku także było już za późno na odprawę online.
- Musiałam zapłacić za to, że mój bilet był zwykłym PDF-em w smartfonie! Argumentacja była dosyć dziwna. Podobno nie był to bilet mobilny, bo taki można wygenerować tylko na aplikacji przewoźnika - opowiada Edyta.
- Nawet gdybym ściągnęła aplikację, to było już za późno na samodzielną odprawę. Musiałam więc zapłacić za nią ponad 150 złotych - mówi.
- Nadal jednak latam tanimi liniami, bo rzeczywiście często możemy trafić tam na świetne okazje. Teraz jednak jestem znacznie ostrożniejsza - podsumowuje Edyta.
Czy doświadczyliście podobnych sytuacji w trakcie podróży? Jesteśmy ciekawi waszych historii. Piszcie do nas na adres: podroze@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy i nagrodzimy książkami.