Jedni kradną pieniądze i cenne przedmioty, inni wolą przewodniki turystyczne, słoiki z przetworami i używaną szczoteczkę do zębów. Złodzieje z całego świata wciąż wymyślają nowe metody kradzieży, a ich ofiarami padają nie tylko turyści.
Parkingowa kradzież
Swoją historią na forum.gazeta.pl podzieliła się Polka, która z całą rodziną przeniosła się na stałe do Hiszpanii. - Obecnie jesteśmy w Cabopino. Ale niestety, po drodze na parkingu skradziono mi torebkę. Miałam w niej cztery paszporty, mój dowód osobisty, kasę, karty kredytowe i płatnicze, karty do ubezpieczenia zdrowotnego i mnóstwo innych rzeczy. Do tego mąż stracił wszystkie wizy amerykańskie potrzebne mu do pracy - pisze rudzikowa. - Mąż miał swój dowód osobisty i prawo jazdy, ale ja z dziećmi nic - dodaje. Kobieta zastanawiała się, czy bez dokumentów, a jedynie na podstawie tymczasowych paszportów, będzie mogła zapisać dzieci do szkoły, wykupić ubezpieczenie i legalnie zamieszkać w Hiszpanii. Obawiała się też, że procedury będą na tyle skomplikowane, że będą musieli wrócić do Polski, a ich przeprowadzka do Hiszpanii przesunie się o kolejny rok.
Kilka dni później użytkowniczka napisała jednak, że udało się w ciągu kilkunastu dni wyrobić paszporty. - Paszporty dostaliśmy tego samego dnia, w którym zjawiliśmy się w konsulacie. Została szkoła, ubezpieczenie zdrowotne i jak już będzie N.I.E. (Numer Identyfikacyjny Obcokrajowca - przyp. red.), to meldunek - dowiadujemy się z jej komentarza.
Zdarzają się kradzieże na tyle dziwne i absurdalne, że nie wywołują gniewu i rozżalenia, a raczej śmiech. - Nam kiedyś z loggi ukradli suszące się... majtasy. A to były lata 80. i
nikt koronkowych czy stringów nie nosił... Takie zwykłe bawełniane. Ale mieliśmy rano polewkę... A mieszkanie na parterze i z kratami. Ktoś wsadził łapkę i ściągnął wszystko to, do czego sięgnął... - opisuje Mika na forum.gazeta.pl w wątku o dziwnych kradzieżach.
Swoją historię, ku przestrodze zasypiającym w pociągu, opowiedziała inna komentująca. - Kiedyś przysnęłam w pociągu i złodziej połaszczył się na mój plecak. Rozbebeszony plecak znalazł się w sąsiednim przedziale. Straciłam tubkę pasty do zębów, szczoteczkę, napoczęty żel do mycia twarzy - jakiś czyścioch, i słoik grzybów marynowanych, który był prezentem od koleżanki. Zostawił za to nowiusieńki plecak i śpiwór - pisze.
Jednymi z najpowszechniejszych kradzieży są kradzieże przedmiotów z piwnic w blokach mieszkalnych. Zwykle złodzieje zabierają znajdujące się tam rowery i inne cenne sprzęty, czasem ich łupem padają też przechowywane w piwnicach opony samochodowe. Zdarzają się jednak tacy, których dużo bardziej interesują ustawione na półkach... przetwory. - Mojej ciotce, dobrych kilka lat temu, włamano się do piwnicy. Nie pamiętam, czy zginęło coś wartościowego, niemniej złodzieje uprzyjemnili sobie kradzież, wyjadając przetwory ze słoików. Ciotka robiła zawsze masę kompotów/ogórków kiszonych itd. Zostawili po sobie pootwierane słoje z niedojedzoną zawartością oraz napis na ścianie 'Dziękujemy, jeszcze przyjdziemy' - pisze na forum osoba o pseudonimie Aen.
- A mnie ukradli sedes z piwnicy, ale w sumie nowy był, krótko używany. Kupiliśmy
mieszkanie, sedes był na wyposażeniu, tylko nam się nie podobał, więc wymieniliśmy na nowy, a tamten powędrował do piwnicy. W sumie dobrze, że go wzięli, bo co bym z nim zrobiła? - zastanawia się inna forumowiczka.
A kiedy ktoś ma szczęście, może trafić na złodziei uczciwych i uprzejmych. Jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi. - Mnie kiedyś napadło dwóch wyrostków na Dworcu Wileńskim w Warszawie (...). Chcieli na piwo 3 zł, miałem całe 5 zł, więc koleś stwierdził, że mi wyda resztę i wyciągnął z kieszenie garść monet, i wcisnął mi w łapę, zabierając 5 zł. Po podliczeniu owych drobniaków wyszło 5 zł i 35 groszy - czytamy w jednym z komentarzy.
Są też tacy, którym niewiele potrzeba, a pozostawiony przez kogoś przedmiot traktują jak okazję, aby uzupełnić deficyty w swoich zbiorach. - Zostawiłem telefon z zestawem słuchawkowym na stole w barze, przypomniałem sobie po chwili i zawróciłem. Telefon był, słuchawki też, tylko gąbeczki ktoś ściągnął i zabrał. No chyba, że w uszach mi zostały i do dziś tam tkwią... - opowiada forumowicz tymon99.
Okazuje się, że również włamania do samochodów nie zawsze muszą wiązać się z utratą cennych elementów wyposażenia auta. - Okradali nasz samochód kilka razy (panel CD + płyty), ale hitem był ostatni raz, czyli wybita tylna szyba i ukradziony... pusty, blaszany kanister po benzynie. Nadmieniam, że w środku pozostały: panel, płyty, aparat cyfrowy i laptop - brzmi jeden z komentarzy w dyskusji dotyczącej nietypowych kradzieży.
- Dwa razy włamano nam się do samochodu i skradziono: reklamówkę z trzema starymi książkami (jedna wybita szyba), a za drugim razem etui do okularów, skrobaczkę do szyb, śrubokręt, szmatę do szyb, apteczkę z bandażem i kilkoma plastrami - wymienia inna osoba.
Zdarzają się też złodzieje-kolekcjonerzy, których kuszą unikatowe części. Najlepiej takie, których próżno szukać w innych samochodach.
- Koleżance skradziono fotel kierowcy z malucha. Fotel pasażera pozostał nieruszony - pisze forumowiczka leonia.
- Miałem kiedyś starego Poloneza, którego można było otworzyć śrubokrętem, ale że
samochód stary i nic w nim cennego nie trzymałem, to się tym faktem nie bardzo przejmowałem. Pewnego dnia stwierdziłem, że wymienię akumulator, bo stary 'słabował'. Udałem się do sklepu i zakupiłem nowy, ale nie miałem czasu na wstawienie, więc stwierdziłem, że zrobię to w weekend. Ale jako, że akumulator nowy był, to go wziąłem ze sobą. Jednocześnie martwiłem się, co zrobię ze starym (...). W sobotę rano schodzę sobie na podwórko, śrubokręty, klucze wszystko w gotowości, nowy akumulator w łapie. Podchodzę (...), patrzę - drzwi otwarte, maska też. Sprawdzam, co ukradli i ze śmiechu pokładam
się na asfalcie, bo jedyne, co zabrali, to ten STARY akumulator. No po prostu wymiękłem - wspomina swoją historię na forum inna osoba.
Bardzo często ofiarami kradzieży padają turyści. Paulina została okradziona w Hiszpanii, w popularnym wśród turystów kurorcie Lloret de Mar. - Ja i mój ówczesny chłopak zostaliśmy okradzeni w hotelu. Budynek miał cztery piętra, my mieszkaliśmy na trzecim. Wychodząc wieczorem na miasto, zostawiliśmy otwarte drzwi balkonowe, przez które weszli włamywacze. Okradli też parę, która mieszkała nad nami - opowiada Paulina, która straciła telefon komórkowy i kilka mniej wartościowych drobiazgów. - Para mieszkająca piętro wyżej miała więcej pecha, ponieważ im ukradli aparat - mówi.
Turystka dodaje, że na szczęście zdarzyło się to ostatniej nocy ich pobytu, ale niesmak pozostał. Przekonuje, że dostała nauczkę na całe życie i choć cała sytuacja miała miejsce 10 lat temu, od tamtej pory wszędzie bardzo pilnuje, aby wszystkie okna były zamknięte, kiedy wychodzi.
Więcej o oszukiwaniu zagranicznych turystów pisaliśmy tutaj: Od gry w trzy kubki po bilety na 'darmowe atrakcje'. Tak oszukuje się turystów za granicą
Natalia niemiłe wspomnienia ma z Portugalii, gdzie wyjechała na Erasmusa. - Przyjechała do mnie mama w odwiedziny. Wynajęłam więc samochód, aby pokazać jej moje ulubione miejsca na wybrzeżu. Pojechałyśmy do Algarve, które poza sezonem jest dość puste. Wybrałyśmy się na mniejszą plażę otoczoną skałami, na którą schodzi się po stopniach wykutych w skale. Samochody oczywiście parkuje się wzdłuż drogi na górze. W naszym były bagaże, ponieważ byłyśmy pomiędzy wymeldowaniem i zameldowaniem - opisuje.
Na plaży spędziły zaledwie 20 minut, ale tyle czasu w zupełności wystarczyło włamywaczom, aby wywiercić małą dziurkę w zamku bagażnika i zabrać wszystkie bagaże, które znajdowały się w środku. - Przeczesali je, jadąc, a później wyrzucili przez okno przy drodze, więc policja oddała nam bagaż, ubrania i rzeczy osobiste. Zginął laptop z moim filmem na zaliczenie, bardzo stara kamera wideo, kilka paczek papierosów oraz, co ciekawe, gotówka w złotówkach i przewodnik po Portugalii w języku portugalskim - wymienia Natalia.
W Hiszpanii Natalia miała więcej szczęścia. Postanowiła wybrać się do Sewilli na Semana Santa, czyli hucznie obchodzone tam Święta Wielkanocne, na które zawsze zjeżdżają się tłumy turystów, głównie z innych zakątków kraju. - Nie przemyślałam, że w tym czasie przestępczość gwałtownie rośnie i wydawało mi się, że bezpieczniej będzie wyjść z domu z całym dobytkiem, niż zostawić go w pokoju. Mieszkaliśmy wtedy na jakiejś przypadkowej stancji, w pokoju po studentach, którzy wyjechali na święta. Jednego popołudnia wyszłam z domu sama. Jakieś 100 m od drzwi, w wąskiej uliczce, zobaczyłam przejeżdżający skuter. Schowałam się w progu, żeby go przepuścić. Gdy mnie mijał, pasażerka chwyciła za uszy mojej torebki - opowiada.
Kobiety zaczęły się siłować, skuter wciąż jechał, a Natalia biegła za nim, cały czas szarpiąc się ze złodziejką. - Krzyczałam i przeklinałam, aż w końcu udało mi się wyrwać torebkę. Na szczęście kobieta była wychudzona, nie miała zbyt dużo energii, a skuter nie mógł się rozpędzić w wąskiej alejce. Z kolei ja dostałam nagłego przypływu adrenaliny i siły, bo uświadomiłam sobie, że w torebce mam wszystko: dowód, paszport, kartę płatniczą i gotówkę - opisuje.
Natalia do dzisiaj źle reaguje na dźwięk przejeżdżającego skutera. Zwłaszcza, że w Wietnamie była świadkiem podobnej sytuacji.
W Barcelonie ofiarą wyspecjalizowanej w kradzieżach grupy padła inna turystka, również Natalia. - Zaczęło się od tego, że głupio wypłaciłam 200 euro na raz, bo nie chciało mi się ciągle szukać bankomatów. Po powrocie do hotelu już nie sprawdzałam portfela. Dopiero następnego dnia, kiedy chciałam coś kupić, zorientowałam się, że w środku mam tylko 20 euro, chociaż dzień wcześniej wydałam zaledwie 30 - opowiada. Przeszukała dokładnie cały pokój, ale pieniędzy nie znalazła. - Kompletnie nie pamiętam momentu, żebym zostawiła otwarte drzwi. Nie zdarzyło się też nic takiego, że ktoś wyszarpnął mi torebkę i uciekł. Zupełnie nie wiedziałam, kiedy i gdzie to się stało - wspomina.
Dopiero później od znajomego dowiedziała się, że w mieście działa grupa złodziei wyspecjalizowana w tego typu kradzieżach. - Robią to po mistrzowsku! Wyjmują pieniądze z portfela w środkach komunikacji i wkładają go z powrotem do torby czy plecaka, a ty nawet nie wiesz, że coś się stało! - opisuje i dodaje, że ktoś musiał wykorzystać to, że była zmęczona, choć przekonuje, że nie zasnęła w autobusie nawet na kilka minut.
- Od tamtej pory mam uraz i prawie nigdy nie wypłacam pieniędzy z bankomatu. Zablokowałam też możliwość płacenia zbliżeniowo, odkąd usłyszałam historię mojego przyjaciela, któremu w ten sposób ukradli tysiąc złotych. Nie dość, że bank nie zwrócił mu tej kwoty, to jeszcze dowiedział się od policji, że jest głównym podejrzanym - opowiada Natalia.
Filip, który pojechał do Barcelony z grupą znajomych, też nie ma stamtąd miłych wspomnień.
- To było kilka lat temu. Wynajęliśmy apartament przez jedną z zagranicznych stron internetowych. Pierwszego dnia, tuż po przyjeździe zobaczyliśmy, że nie działa prysznic. Zgłosiliśmy to właścicielowi, który zapytał, kiedy ktoś może przyjść, żeby go naprawić. Popełniliśmy błąd i powiedzieliśmy mu, że nie będzie nas cały dzień, więc może rano - opowiada Filip.
Zanim wyszli, zostawili większość pieniędzy w mieszkaniu. - Wszystko dlatego, że przed wyjazdem naczytałem się, że na La Rambla bardzo kradną. Poradziłem więc znajomym, żeby nie zabierali ze sobą całej gotówki, a tylko kilkadziesiąt euro - mówi Filip.
Kiedy wieczorem wrócili do domu, nie zauważyli nic podejrzanego. - W mieszkaniu nie było bałaganu, wszystko wyglądało tak, jak przed naszym wyjściem. Dopiero gdy chcieliśmy się rozliczyć, okazało się, że praktycznie wszystkie pieniądze zniknęły. Jednej dziewczynie zabrali nawet polskie monety! Tylko dwojgu moich znajomych nie zginęła gotówka - koledze, który pochował ją w skarpetach i innych dziwnych miejscach, i koleżance, która schowała pieniądze w paszporcie. Wydaje mi się, że złodzieje nie chcieli zostawiać odcisków palców i dlatego nie ruszyli tego paszportu - twierdzi Filip.
Utrata wszystkich pieniędzy nie była jednak końcem problemów, z którymi spotkali się Filip i jego znajomi. Wezwana na miejsce policja stwierdziła, że nie ma śladów włamania. Poza tym mieszkanie wyglądało na uporządkowane, nie zginęło też nic poza pieniędzmi. - Policjanci uznali nas za głównych podejrzanych - oburza się chłopak. - Ostatecznie udało nam się wywalczyć częściowe odszkodowanie, ponieważ mieliśmy ubezpieczenie, ale to było zaledwie 30 procent. Ja straciłem 500 euro, to było całe moje stypendium. Na dodatek to był pierwszy dzień naszego pobytu, więc z wielu zaplanowanych rzeczy musieliśmy zrezygnować i przeżyć za jakieś mikrooszczędności - wspomina.
Jego zdaniem każdy odwiedzający Barcelonę powinien bardzo uważać. - Wiele razy słyszałem, że ktoś został tam okradziony. Innej mojej znajomej i jej chłopakowi ukradli na plaży plecaki z portfelami i wszystkimi dokumentami. To jeszcze gorsze niż utrata pieniędzy, bo masz utrudniony powrót do kraju, a do tego ambasada wcale nie ułatwia sprawy - opowiada Filip i wspomina, że para musiała zapłacić 50 euro za wyrobienie nowych dokumentów. - Z czego mieli zapłacić, skoro wszystko im ukradli? - pyta retorycznie.
Filipowi przydarzyła się też próba kradzieży w Maroko. - To było wyjątkowo bezczelne. Poszedłem na pocztę, żeby wymienić pieniądze. Działo się to przy normalnym stanowisku, wszędzie był monitoring. Wcześniej specjalnie przeliczyłem, ile powinienem dostać. Jednak pracownica poczty wydała mi dużo mniej. Strasznie mnie to zdenerwowało, zrobiłem awanturę. Zacząłem pokazywać banknoty do kamery i liczyć je. Kobieta przestraszyła się do tego stopnia, że w końcu wydała mi za dużo - opowiada.
Może zainteresuje cię też: Karabinierzy radzą turystom: Na wakacje do Włoch zabierzcie magnes
Jednak nie tylko turyści narażeni są na kradzieże. Ofiarą oszustów padł również Andrzej i w jego przypadku złodzieje posłużyli się tzw. skimmingiem. To metoda, która polega na nielegalnym skopiowaniu paska magnetycznego karty płatniczej, dzięki czemu oszust może stworzyć kopię karty i płacić nią, kiedy chce i gdzie chce. - Moja karta została prawdopodobnie skopiowana za pomocą tzw. skimmera, który złodzieje montują w bankomatach - stwierdza.
O podejrzanych transakcjach Andrzeja powiadomił bank, w którym miał konto. - Zadzwonili do mnie i powiedzieli mi, że w tym samym momencie przy użyciu mojej karty wykonywane są transakcje w Polsce i w Anglii. Potwierdziłem, że aktualnie przebywam w Polsce, więc nie mogę jednocześnie korzystać z karty w Anglii i bank ją zablokował - opowiada. Ostatecznie pieniądze wróciły na konto Andrzeja w ramach ubezpieczenia, które posiadał, choć minęło sporo czasu, zanim bank oficjalnie uznał, że doszło do kradzieży.
W podobny sposób mogła zostać okradziona Ola, ale jej bank zareagował jeszcze szybciej. - Otrzymałam SMS-a, że moja karta została zablokowana i aby dowiedzieć się więcej, powinnam skontaktować się z bankiem. Na początku myślałam, że to ten SMS jest oszustwem, ale zadzwoniłam i okazało się, że to prawda - opowiada.
Przedstawicielka banku wyjaśniła jej, że zanotowali podejrzaną transakcję i zapytała, czy ostatnio kupowała coś w jednym z zagranicznych sklepów ze sprzętem elektronicznym. - Zaprzeczyłam i wtedy pracownica banku powiedziała mi, że w takim razie zablokują moją kartę. Trochę się przestraszyłam, ale na szczęście nic z mojego konta nie zniknęło, bo bank od razu rozpoznał, że coś jest nie tak - mówi Ola.