Tacy turyści to utrapienie każdego wyjazdu. Masz szczęście, jeśli trafiłeś tylko na jeden z tych typów

Zajmują najlepsze miejsca i znikają na cały dzień, na wycieczkach zawsze się spóźniają, a na talerze nakładają stosy jedzenia, którego później nie zjadają. I każdy z nas prawdopodobnie choć raz spotkał ich na swojej drodze.
Pasażerowie przechadzający się po pokładzie samolotu utrudniają pracę załodze Pasażerowie przechadzający się po pokładzie samolotu utrudniają pracę załodze istock

Samolot wystartował, można się napić

Na pierwsze irytujące zachowania towarzyszy podróży często natykamy się już w samolocie. Wystarczy, że maszyna osiągnie odpowiednią wysokość, zniknie ikonka informująca o konieczności zapięcia pasów, a niektórzy pasażerowie już sięgają po zakupione wcześniej w strefie bezcłowej alkoholowe zapasy.

Od razu podkreślamy, że nie ma nic złego w wypiciu lampki wina czy puszki piwa. Zwłaszcza, że załoga w czasie serwisu również proponuje pasażerom zakup napojów alkoholowych. Niektórzy muszą napić się, aby dodać sobie odwagi, bo lot samolotem ich paraliżuje, inni wiedzą, że kilka łyków wystarczy, aby zasnąć i przetrwać podniebną podróż w spokoju. Dużo gorzej, jeśli ktoś jest zbyt "gościnny" i zaczyna częstować alkoholem cały samolot. Włącznie ze stewardessami, które i tak w czasie lotu mają dość obowiązków, a natrętny pasażer jest ostatnią rzeczą, której potrzebują. Poza tym ciągłe przemieszczanie się po pokładzie również utrudnia pracę załodze.

- Kiedyś leciałam samolotem z mężczyznami, którzy mocno przesadzili z alkoholem. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zostali w samych majtkach. Załoga poinformowała ochronę, która po wylądowaniu już czekała na panów na płycie lotniska - opowiada Ola.

Upijanie się na pokładzie samolotu dla niektórych oznacza udane rozpoczęcie wakacji. Współpasażerowie z pewnością rozumieją, że kogoś bardzo cieszy perspektywa dwóch tygodni urlopu w tropikach, ale niekoniecznie mają ochotę na wspólne przeżywanie tych ekscytujących chwil.

Okazuje się, że to nie Polacy najczęściej klaszczą w samolocie Okazuje się, że to nie Polacy najczęściej klaszczą w samolocie domena publiczna w USA/Wikimedia Commons/U.S. Air Force photo/Staff Sgt. Samuel Morse

Klaskanie po wylądowaniu

Zostajemy przy samolotach. Nie można przecież nie wspomnieć o finalnych oklaskach dla pilotów, którzy szczęśliwie wylądowali na ziemi i wszystkich dowieźli do celu w jednym kawałku. Wiele osób uważa to za niesamowity obciach i z pobłażaniem patrzy na pasażerów, którzy klaszczą tuż po tym, jak koła samolotu uderzą o płytę lotniska.

Dlaczego właściwie ludzie klaszczą, skoro piloci tego nie słyszą? I kto robi to najczęściej? Utrwaliło się przekonanie, że klaskanie to domena Polaków, ale okazuje się, że to wcale nie jest prawda. Nad tym zagadnieniem pochylił się emerytowany profesor socjologii z Uniwersytetu Illinois w USA, Clark McPhail. Jego zdaniem najczęściej robią to Żydzi, którzy przylatują do Izraela i Amerykanie. 

Takie brawa zwykle mają kilka przyczyn. Są to: ekscytacja, że dotarło się w upragnione miejsce, wcześniej wspomniana wdzięczność, wyrażenie ulgi i radości, a nawet to, że klaskanie jest po prostu zaraźliwe.

Co ciekawe, stewardessy i stewardzi przyznają, że częściej z oklaskiwania pilotów żartują, niż traktują je poważnie.

Więcej na ten temat przeczytasz tutaj:

Dlaczego ludzie klaszczą w samolocie? I kto robi to najczęściej? Wcale nie Polacy [WYJAŚNIAMY]

Zajmowanie leżaków na cały dzień nie jest mile widziane przez innych Zajmowanie leżaków na cały dzień nie jest mile widziane przez innych istock

Zajmowanie najlepszych miejsc na plaży lub przy basenie

Wszyscy szczęśliwie dotarli z lotniska do hotelu. Jeśli wciąż jest dzień, można wskoczyć w strój kąpielowy i pójść na plażę albo poleżeć przy basenie. Nie dla każdego będzie to jednak strefa relaksu i okazja do wypoczynku. Prawie na pewno natkniecie się na leżak stojący w świetnym miejscu, lekko zacienionym, a jednocześnie z odpowiednim dostępem do słońca. I prawie na pewno będzie on zajęty, a właściwie - będą leżały na nim np. ręcznik i gazeta, czyli oznaki tego, że ktoś faktycznie był tutaj przed wami. Absolutnie nie ma w tym nic złego, o ile ktoś nie zrobił tego o 7 rano, a potem zniknął na cały dzień. Ludzie reagują w takich sytuacjach dwojako - kiedy zauważą, że właściciel pozostawionych rzeczy nie pojawia się, po prostu je przełożą albo pozostawią wszystko tak jak jest i nadal będą irytować się z powodu cudzego egoizmu.

Jeśli więc kiedyś będziecie chcieli zarezerwować sobie miejsce, wcześniej zastanówcie się, czy nie utrudnicie komuś w ten sposób życia.

Parawany na plaży Parawany na plaży RENATA DĄBROWSKA

"Parawaning", czyli mania odgradzania

Zjawisko powszechne na polskich plażach. Nigdzie indziej raczej się z nim nie spotkacie, niezależnie od tego, czy będziecie wypoczywać na plażach Hiszpanii, Tanzanii czy Brazylii. To my szczególnie upodobaliśmy sobie rozbijanie parawanów, ale przez lata chyba część osób zapomniała, o co tak naprawdę w tym procederze chodzi.

Początkowo parawan, oczywiście prawidłowo rozstawiony, miał chronić przed wiatrem, który jest prawdziwym utrapieniem nad Bałtykiem. Z biegiem czasu stał się jednak symbolem odgradzania od współplażowiczów i rezerwowania własnego kawałka piasku, najlepiej jak najbliżej morza. Ba! Niektórzy ogradzają nawet fragmenty wody!

W skrajnych sytuacjach ludzie są gotowi rozstawić parawan, zajmując sobie w ten sposób miejsce, nawet o godz. 5 czy 6 rano, aby na plażę powrócić dopiero kilka godzin później. Zdarza się, że o godz. 9 plaża jest tak zastawiona, że nie ma szans na rozbicie się z własnym parawanem. A czasem nawet na postawienie stopy. 

Dochodzi również do sytuacji, kiedy ludzie nie odgradzają się od innych tylko jednym parawanem (z jednym nad Bałtykiem nie macie szans na przetrwanie), a kilkoma, zajmując w ten sposób dużo więcej przestrzeni, niż naprawdę potrzebują.

"Parawaning" ma się jednak dobrze i nic nie wskazuje na to, aby Polacy przestali odgradzać się od pozostałych.

Niektórzy zapominają o tym, że nie są w hotelu sami, a jedzenia powinno wystarczyć dla wszystkich Niektórzy zapominają o tym, że nie są w hotelu sami, a jedzenia powinno wystarczyć dla wszystkich istock

Nałożę sobie tyle jedzenia, ile jestem w stanie unieść

Częsty widok na hotelowych stołówkach. Oczywiście wszystko jest dla ludzi, a bufet szwedzki został wymyślony właśnie po to, aby móc nakładać sobie do jedzenia co się chce i ile (w rozsądnych ilościach) się chce. Niektórzy jednak zapominają o tym, że nie są w hotelu sami, a jedzenia powinno wystarczyć dla wszystkich. I dlatego nakładają sobie na talerz ogromne porcje. A później... wcale tego nie zjadają. Albo zostawiają, albo wynoszą ze stołówki "na później".

Dlatego niektóre hotele wprowadziły zakaz wynoszenia jedzenia z restauracji, a inne poszły jeszcze dalej i wprowadziły z tego tytułu opłaty. Tak jest m.in. w hotelu Best Western w Juracie. - Powszechną praktyką w hotelach wypoczynkowych stało się, że goście robią sobie podczas śniadania zapas jedzenia na potem. Wprowadziliśmy więc tę opłatę. Ale to jest w ogóle trend w hotelach, które oferują bogaty bufet śniadaniowy w formie stołu szwedzkiego - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Cezary Tur, dyrektor hotelu.

Idąc w miejsce publiczne, należy pamiętać o założeniu stosownego stroju Idąc w miejsce publiczne, należy pamiętać o założeniu stosownego stroju istock

W bikini do restauracji, sklepu, na promenadę

Bikini i kąpielówki to strój odpowiedni na basen lub plażę. Czasem jednak turystom się wydaje, że skoro są na wakacjach, to zasady ich nie obowiązują i w swoim plażowych kostiumach chodzą wszędzie, gdzie mogą, czyli np. do restauracji. O ile na plaży odsłonięte części ciała raczej nie rażą, o tyle podczas jedzenia nie każdy ma ochotę oglądać czyjś, nawet najlepiej wyćwiczony, brzuch. Obowiązują bowiem pewne zasady co do ubioru, których należy przestrzegać. Kuse szorty i brak koszulki to nie jest to, co inni wczasowicze mają ochotę oglądać, szczególnie w czasie posiłku.

Niektórzy turyści lubią obnosić się ze swoją rozrzutnością i bogactwem Niektórzy turyści lubią obnosić się ze swoją rozrzutnością i bogactwem istock

Obnoszenie się z pieniędzmi vs. skąpstwo

Marek, który pracował jako kelner na Cyprze, zwrócił uwagę na inne irytujące zachowania turystów. - Do hotelu przyjeżdżało bardzo wielu gości. Wszystkich wspominam bardzo miło, chociaż zdarzali się tacy, szczególnie młodzi, którzy potrafili kupić butelkę dobrej whiskey w sklepie na mieście i ostentacyjnie "celebrować" jej picie na terenie hotelowego patio - wspomina.

Na przeciwnym biegunie znajdują się z kolei przypadki wyjątkowego skąpstwa wśród wczasowiczów. - Pamiętam pana, który z rodziną czekał na autokar na lotnisko. Był już wymeldowany, nie miał żółtej opaski all inclusive, więc za wszystko musiał płacić, tak jak inni goście. Zawołał mnie i zapytał czy nie dałoby się "załatwić" napoju gazowanego albo soku dla dzieci, bo są spragnione. Odpowiedziałem, że nie ma problemu, ale nie ma już opaski, więc to będzie kosztować. Zapytał mnie więc, czy nie można tak po cichu, za darmo. Odparłem, że mogę przynieść wodę, bo w końcu to dzieci, ale to wszystko, bo kiedy szef zobaczy, będę miał problemy. Pan odpowiedział, że w takim razie podziękuje - opowiada Marek.

Turyści z opcją all inclusive często zamawiają kilka drinków na raz Turyści z opcją all inclusive często zamawiają kilka drinków na raz istock

Wezmę więcej, bo przecież może zabraknąć

Pozostając w temacie all inclusive, nie sposób nie wspomnieć o gościach, którzy chcą wycisnąć z wykupionej przez siebie luksusowej opcji jak najwięcej. Dlatego też zamawiają w hotelowych barach kilka drinków na raz, aby przypadkiem później ich nie zabrakło. 
Taka zachłanność nigdzie nie jest mile widziana i możemy zapewnić, że pracownicy hotelu zadbają o to, aby pysznych i orzeźwiających koktajli starczyło dla każdego.

Wiele osób na wycieczkach gubi się i przez to spóźnia na umówione miejsce zbiórki Wiele osób na wycieczkach gubi się i przez to spóźnia na umówione miejsce zbiórki istock

Notoryczni spóźnialscy

Na każdej wyciecze zorganizowanej jest ktoś, kto notorycznie się gubi i spóźnia, a cała grupa musi czekać tylko na niego. Bo ktoś zobaczył coś ładnego na witrynie sklepowej i musiał wejść i kupić, robił sobie całą sesję zdjęciową przez 15 minut w jednym miejscu (ale obowiązkowo z różnymi wyrazami twarzy) albo po prostu, najzwyczajniej w świecie, skręcił w o dwie ulice za dużo i się zgubił. 

Piloci wycieczek stosują na takie osoby różne metody. - Ja mówię, że zwykle nie czekamy dłużej niż 5 minut, a o zagubionych np. na mieście, martwię się wieczorem, kiedy nie ma od nich żadnego kontaktu telefonicznego ani nie docierają np. na konkretne ostatnie miejsce zbiórki z danego miasta. Jak ktoś się spóźnia z powodu zaspania, to takie drobiazgi załatwia w zasadzie grupa. Notorycznych spóźnialskich informuję, że ja mam program i obowiązek wobec grupy trzymania się go, notoryczni mają natomiast adres hotelu, nr telefonu i możliwość dojazdu taksówką - pisze użytkownik tudoradca w wątku poświęconym spóźnianiu się na wycieczkach na forum.gazeta.pl.

- Mam trochę inne podejście. Mówię, że zbiórka jest w tym miejscu i o tej porze. Wszyscy są dorośli, nie ma obowiązku stawiennictwa, tyle, że liczyć się trzeba z tym, że jedziemy dalej, a to się nie zawsze opłaca. Podaję mój nr telefonu i czekam na SMS-a z informacją o spóźnieniu. Raz zrobiłem tak, że chłopak spóźnił się po raz kolejny. Spokojna reprymenda. Spóźnił się znowu, pojechaliśmy. Widziałem, że biegnie za autobusem. Musiał drałować jakieś 5 km na camping i potem się już nie spóźniał - opowiada na forum osoba o pseudonimie padalis.

Turyści chodzący po górach w klapkach czy sandałach to wciąż częsty widok Turyści chodzący po górach w klapkach czy sandałach to wciąż częsty widok istock

"Klapkowicze" w górach

Mówi się, że każdy chodzi w tym, w czym jest mu wygodnie. Ale niektórzy za bardzo biorą sobie do serca to powiedzenie. Każdego roku w polskich górach można spotkać niedzielnych wędrówkowiczów, którzy wciąż wybierają się na szlaki w klapkach, sandałach, a w skrajnych przypadkach... w butach na wysokim obcasie! Nawet na trasie o niskim stopniu trudności może dojść z tego powodu do groźnego wypadku, a co dopiero na najtrudniejszych odcinkach. 

Zobacz też: W czym Polacy ruszają w Tatry? Wystarczyły trzy godziny z aparatem. Te zdjęcia mówią wszystko [FOTO]

- Pamiętam, kiedy byłem nastolatkiem. Zaczynałem chodzić po Tatrach i naoglądałem się wielu dziwnych obrazków... Droga na Rysy, piękny, słoneczny, sierpniowy dzień. Gdzieś koło Buli pod Rysami zaczynają się skały i łańcuchy, a tam panie w klapkach, sukienkach do ziemi, panowie w sandałach i z reklamówkami w dłoni... Podobne obrazki widziałem na Giewoncie, hitem tego czasu były sandałki-plastiki! - wspomina komentując na forum.gazeta.pl użytkownik o nicku detroit.

Na szczęście nie dla wszystkich modowe trendy są na szlaku najważniejsze i większość turystów wie, jakie obuwie założyć i jaki sprzęt zabrać, aby wspinać się bezpiecznie i komfortowo.

Więcej o: