Od gry w trzy kubki po bilety na "darmowe atrakcje". Tak oszukuje się turystów za granicą

Turyści są łatwym łupem dla oszustów. Nie znają realiów danego kraju, więc często bez zastanowienia godzą się na proponowane usługi. Popytaliśmy o opinie i stworzyliśmy listę sytuacji, kiedy lepiej zachować czujność.
Wycieczki na wulkan w Indonezji to okazja dla lokalnych biur podróży, aby zarobić Wycieczki na wulkan w Indonezji to okazja dla lokalnych biur podróży, aby zarobić istock

Od gry w trzy kubki po bilety na 'darmowe atrakcje'. Tak oszukuje się turystów za granicą

Turyści są łatwym łupem dla oszustów. Nie znają realiów danego kraju, więc często bez zastanowienia godzą się na proponowane usługi. Popytaliśmy o opinie i stworzyliśmy listę sytuacji, kiedy lepiej zachować czujność.

Chcesz dojechać na wulkan? Proszę bardzo, oto cennik

Wybierając się w podróż do Indonezji, przygotujcie się, że będziecie tam traktowani przez miejscowych w szczególny sposób. Szczególny w tym przypadku nie oznacza jednak, że nie napotkacie na swojej drodze licznych przeszkód. - Przez rok mieszkałam w Indonezji i na początku byłam traktowana jak turystka. Tam na wszystkich białych ludzi z Europy i Ameryki mówi się 'bule'. Przeciętny Indonezyjczyk uważa, że każdy bule jest bogaty, więc może za wszystko zapłacić więcej. Przekonałam się o tym, kiedy kupiłam u jednej z miejscowych kobiet spodnie za 30 złotych. Wydawało mi się, że to dobra cena. Ale po upływie czasu za takie same spodenki zapłaciłam 9 zł. Sprzedawczyni wiedziała już, że tutaj mieszkam i studiuję, więc traktowała mnie jak tubylca - opowiada Olivia.

To jednak nie była najdziwniejsza sytuacja, jaka się jej przytrafiła. - Któregoś dnia pojechałam zobaczyć wulkan. Chciałam podróżować jak prawdziwy lokals, a nie w grupie zorganizowanej, więc kupiłam bilet na zwykły autobus, który dojeżdżał do dworca, skąd odchodziły miejscowe busy właśnie na ten wulkan. W pewnym momencie autobus się zatrzymał, a kierowca zawołał mnie i mojego partnera, że jesteśmy na miejscu i stąd odjeżdżają busy na wulkan. Wysiedliśmy, autobus odjechał i okazało się, że wysadzili nas przed lokalnym biurem podróży, które organizuje wycieczki. Od razu podszedł do nas jego pracownik i mówi 'Państwo na wulkan? Proszę bardzo, oto cennik'. Prawdopodobnie nasz kierowca dał mu wcześniej cynk - mówi.

Okazało się, że dowożenie turystów do lokalnego biura podróży sprzedającego wycieczki na wulkan to powszechna praktyka. - Kiedy dotarliśmy na miejsce, otworzyliśmy przewodnik i przeczytaliśmy wskazówki. Cała sytuacja, która nas spotkała, była tam dokładnie opisana! - nie kryje żalu Olivia.

Wybierając taksówkę na Bali, zachowaj ostrożność Wybierając taksówkę na Bali, zachowaj ostrożność istock

Kilkadziesiąt złotych za trasę, którą przejdziesz w 3 minuty

Podróż taksówką często jest najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza, jeśli chcesz dostać się gdzieś bardzo szybko. Tymczasem okazuje się, że skorzystanie z tej usługi może jeszcze bardziej wydłużyć czas dotarcia, a w wielu sytuacjach również skutecznie opróżni portfel.

Nie trzeba daleko jechać, aby się o tym przekonać. Wystarczy wybrać się do innego polskiego miasta niż to, w którym mieszkacie. Niektórzy taksówkarze, kiedy zorientują się, że zupełnie nie znasz topografii miasta, zawiozą Cię we wskazane miejsce najdłuższą trasą. Dlatego, jeśli macie taką możliwość, warto wcześniej sprawdzić drogę, aby przynajmniej na początku powiedzieć kierowcy, którędy ma jechać.

Nie zawsze da się jednak uniknąć takiej sytuacji. Szczególnie, kiedy jesteście zagranicą i na skorzystanie z taksówki decydujecie się w ostatniej chwili.

Nie każdy chce się targować

Targowanie się w krajach arabskich to zwyczaj, który turyści powinni kultywować. Jest to mile widziane, a często można wynegocjować naprawdę korzystną cenę. Okazuje się jednak, że nie wszyscy podchodzą do tego tak otwarcie.

- Mam takie wspomnienie z Maroko. Byłyśmy z przyjaciółką na wycieczce w Marrakeszu i chciałyśmy pojechać do ogrodu botanicznego. Nasza przewodniczka powiedziała nam, że najwygodniej będzie taksówką. Podała też cenę, za którą taksówkarz powinien zgodzić się nas tam zawieźć. Poszłyśmy więc na postój taksówek i zaczęłyśmy się targować. Stałyśmy tam kilkanaście minut, ale żaden z kierowców nie chciał opuścić ceny. Ponieważ czasu miałyśmy coraz mniej, ostatecznie zgodziłyśmy się na ich kwotę, ale była ona dużo wyższa niż ta, którą proponowałyśmy - opowiada Dominika.

Taksówką na Bali? Uzbrój się w cierpliwość

Innym miejscem, w którym lepiej uważać na taksówkarzy, jest Bali. - Tam kierowca potrafi zażądać kwoty będącej równowartością 30 zł za kurs na trasie, którą pieszo da się pokonać w 3 minuty. Zdarzają się też tacy, którzy na tej samej trasie policzą sobie nawet dwa razy więcej niż inni - opowiada Piotr, który na Bali spędzał wakacje z żoną.

Wsiadając do taksówki na Bali, koniecznie sprawdźcie, czy kierowca ma licznik i czy jest włączony. W innym wypadku taksówkarz może policzyć wam za kurs tyle, ile zechce. 

Do problematycznych należy też korzystanie z Ubera, który na tej indonezyjskiej wyspie ma wielu przeciwników. Ale nie tylko z tego powodu możecie napotkać problem. - Kiedyś zamówiłam tam Ubera i obserwując jego trasę na aplikacji, zauważyłam, że krąży w zupełnie innym miejscu niż jestem. Ostatecznie wcale do mnie nie dojechał, ale pieniądze z konta oczywiście zniknęły - wspomina Gosia.

Za najbardziej godną zaufania korporację taksówkarską na Bali uważana jest Blue Bird Group, której auta mają charakterystyczny jasnoniebieski kolor. Ważne, aby przed skorzystaniem z taksówki upewnić się, że faktycznie jest to ta polecana firma - wiele samochodów wygląda bardzo podobnie. Choć niektórzy turyści twierdzą, że nawet w przypadku Blue Bird należy zachować ostrożność. - Korzystanie z usług tej korporacji było w większości przypadków rozczarowujące. Wielu taksówkarzy próbowało negocjować, a niektórzy nawet odmawiali włączenia licznika. Ostatniego dnia mieliśmy do czynienia z agresywnym kierowcą, który groził mi szklanką butelką, kiedy powiedziałem, że zapłacę tylko tyle, ile wskazuje licznik i na ile umawialiśmy się przed wejściem do samochodu. Okropny sposób na zakończenie wakacji - napisał na forum TripAdvisor użytkownik Eduardo F.

Niektórzy przewodnicy oferują bilety na darmowe atrakcje Niektórzy przewodnicy oferują bilety na darmowe atrakcje istock

Uważaj na "licencjonowanych przewodników"

Odwiedzając miejsca popularne wśród turystów, nie dajcie się zwieść osobom, które oferują bilety do darmowych atrakcji pozwalające ominąć kolejki. Lepiej odstać swoje w tłumie, niż żałować później utraty pieniędzy, które moglibyście wydać na coś bardziej przydatnego.
- Ja natknąłem się na takie oszustwo w okolicach Koloseum w Rzymie. Zwiedzanie oferowane przez takich 'przewodników' zwykle omija też najciekawsze punkty wycieczki - mówi Piotr.

Czujność powinniście zachować też w Watykanie. - Nie dajcie się przekonać tym, którzy próbują wam wmówić, że kolejka na niedzielną mszę jest tak długa, że na pewno na nią nie zdążycie. Chyba, że kupicie od nich bilety. W rzeczywistości kolejki są krótsze i bardzo szybko się przesuwają - zapewnia Piotr.

Uważajcie, kiedy ktoś proponuje wam zdjęcie ze zwierzęciem Uważajcie, kiedy ktoś proponuje wam zdjęcie ze zwierzęciem istock

Coś ląduje na twoim ciele? Musisz za to zapłacić

Dość powszechną formą oszustwa są zdjęcia z egzotycznymi zwierzętami: papugami, małpami czy wężami. Wiele osób ulega pokusie i decyduje się na zdjęcie, za które później oczywiście musi zapłacić. Jeśli z własnej woli decydujesz się na taką pamiątkową fotografię, prawdopodobnie jesteś świadomy ceny, choć wielu takich naciągaczy twierdzi, że usługa jest całkowicie darmowa. Dopiero po zrobieniu zdjęcia okazuje się, że to prawdopodobnie jedno z najdroższych zdjęć w twoim życiu.

Gorzej, jeżeli po prostu przechodzisz koło kogoś, kto nagle kładzie ci zwierzę na ramieniu. Wtedy przestaje być wesoło. - Mojemu bratu przydarzyło się to w Tunezji. Jeden z mężczyzn postawił mu na ramieniu papugę, zrobił zdjęcie i powiedział, że praca wykonana, więc trzeba zapłacić - opowiada Arek.

Kiedy natrafiamy na takie osoby, starajmy się nie pozwalać na to, aby kładły nam zwierzęta na ramionach. A jeżeli mamy ochotę na takie zdjęcie, wcześniej upewnijmy się, ile będzie kosztować.

Warto wspomnieć w tym miejscu również o uczynnych miejscowych, którzy zagadną Cię na ulicy i zaproponują, że zrobią Tobie i Twojemu towarzyszowi wspólne zdjęcie za darmo. Brzmi zachęcająco, jeśli nie chcemy, aby jedynymi zdjęciami z podróży były 'selfie'. Często zdarza się jednak, że taki pomocny przechodzień zażąda od was później pieniędzy lub, co gorsza, ukradnie wasz sprzęt.

Uważaj na 'bransoletki przyjaźni'

Mówi się, że przyjaźni podobno nie można kupić. Wielu europejskich naciągaczy ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Kiedy ktoś na ulicy za darmo oferuje nam tzw. bransoletkę przyjaźni, nie przyjmujmy jej. Prawdopodobnie po jej założeniu zażąda od nas pieniędzy, a jeśli nie zapłacimy, może zrobić awanturę. - Ja na taki 'gang bransoleciarzy' trafiłam w Paryżu - potwierdza Agata.
Do tej samej formy oszustwa zalicza się też rozdawanie na ulicach rozmarynu 'na szczęście'. - W Madrycie trafiłem kiedyś na cygankę, która próbowała wcisnąć mi taki rozmaryn. Jak uniknąć takiej sytuacji? Nie pozwól sobie niczego założyć, bądź też bardzo ostrożny, kiedy ktoś oferuje ci coś za darmo. Najlepiej takie osoby zignorować i iść dalej - radzi Matthew Karsten, podróżnik prowadzący bloga 'Expert Vagabond'.

Podobne sytuacje zdarzają się też w innych częściach świata. - W Marrakeszu na jednym z placów zaczepiła mnie kobieta i zaproponowała tatuaż z henny. Zaczęłam odmawiać, ale była nieugięta i wciąż powtarzała 'good price', 'good price', więc w końcu uległam. Kiedy skończyła, zażądała ode mnie dużej sumy pieniędzy, ale udało mi się utargować mniej. Nie miałam jednak banknotów o mniejszych nominałach, więc miałam nadzieję, że po prostu wyda mi resztę. Gdy zobaczyła, że mam więcej pieniędzy, niż mówiłam, stwierdziła, że chce jeszcze więcej niż zażądała na początku. Długo negocjowałam, ale nie byłam w stanie jej przekonać - opowiada Dominika.

W niektórych krajach kupowanie podróbek jest przestępstwem W niektórych krajach kupowanie podróbek jest przestępstwem istock

Louis Vuitton za 100 euro

Podrabiane torebki, ubrania, zegarki i perfumy znanych marek to prawdziwa plaga. Na handlarzy wyspecjalizowanych w sprzedawaniu na ulicach takich przedmiotów można natrafić w wielu krajach, m.in. w Hiszpanii, Francji, Włoszech czy Grecji. Na rozkładanych na chodnikach kocach prezentują akcesoria najdroższych marek, a kiedy widzą zbliżającą się policję, błyskawicznym ruchem zwijają towar i znikają z oczu. Wszystko dlatego, że w wielu krajach sprzedawanie podrabianych przedmiotów jest nielegalne. A wy, kupując takie pamiątki, możecie zrujnować sobie wakacje. Jeśli np. we Włoszech zostaniesz przyłapany na kupowaniu podróbek, przedmiot na pewno zostanie ci odebrany, a ty zapłacisz karę grzywny. I władz nie przekona to, że nie miałeś pojęcia, co kupujesz i myślałeś, że trafiłeś na okazję życia.
Co ciekawe, nawet jeśli przyjedziesz do Włoch z podrobionym przedmiotem kupionym dawno temu w zupełnie innym miejscu, również może on zostać skonfiskowany. Restrykcyjne prawo obowiązuje też we Francji. Tam może spotkać Cię nie tylko kara pieniężna, ale również... więzienie.

Problemy mogą czekać was też na lotnisku. Jeśli celnik zauważy podrabianą rzecz, w najlepszym wypadku grozi nam jej utrata. Gorzej, jeżeli będziemy mieli ze sobą kilka takich pamiątek. Wówczas służba celna może uznać, że przywozimy to w celach zarobkowych, a wtedy w Polsce grozi nam kara grzywny, kara ograniczenia wolności lub kara pozbawienia wolności do 2 lat.

Uważajcie na osoby podające się za zagubionych turystów Uważajcie na osoby podające się za zagubionych turystów istock

Flirtujące kobiety mogą być niebezpieczne

Częstym oszustwem, na które wielu podróżników zwraca uwagę, są kobiety zaczepiające turystów, przede wszystkim mężczyzn, na ulicach. Niektóre udają, że również są turystkami i się zgubiły, inne otwarcie zapraszają do pobliskiego baru na drinka. Za każdym razem chodzi o to samo - wyciągnięcie jak największej sumy pieniędzy.

Jednak nie zawsze ofiarami padają tylko mężczyźni. Niebezpieczna sytuacja przydarzyła się Monice, kiedy zwiedzała Pekin. - Przed Zakazanym Miastem zaczepiły nas dwie kobiety i zaczęły nawiązywać rozmowę. Na początku miłą, ale potem zadawały milion pytań, m.in. o to, jakimi samochodami jeździmy. Finalnie wylądowaliśmy w ciemnym pokoju w małej obskurnej 'kawiarni', gdzie śmierdziało papierosami i zrobiło się dziwnie. Nie wiem, jak chcieli nas oszukać, ale wiem na pewno, że nie pogadać przy kawie. Słyszałam potem historie, że w taki sposób uprowadzają turystów. Mniej skrajna teoria jest taka, że są to naganiacze i mają procent za przyprowadzenie klientów. Na szczęście zapaliła nam się duża czerwona lampka i stamtąd uciekliśmy. To w sumie takie 'prawie' oszustwo, bo udało nam się uniknąć konsekwencji - opowiada dziewczyna.

Odebranie fałszywego telefonu może się skończyć utratą pieniędzy Odebranie fałszywego telefonu może się skończyć utratą pieniędzy istock

Hotelowe sztuczki

Może się wydawać, że w hotelach powinniśmy się czuć w stu procentach bezpiecznie. Czujność należy jednak zachować w każdym miejscu. Z hotelami związane jest jedno z najpopularniejszych oszustw, którego ofiarami padają turyści. Chodzi o fałszywe budzenie. Może zdarzyć się, że ktoś zadzwoni do waszego pokoju, podając się za obsługę hotelową i twierdząc, że potrzebuje np. danych waszej karty kredytowej, ponieważ akurat jest problem z systemem komputerowym. Wiele osób, wyrwanych nagle ze snu, nie myśli jasno w takiej sytuacji i podaje dane. A pieniądze znikają.

Turyści, którzy jadą do Egiptu, powinni przygotować się na jeszcze inną próbę naciągnięcia. - Recepcjoniści przed hotelami często pytają, czy chcesz pokój z oknem wychodzącym na morze, bo to przecież dużo lepszy widok. Oczywiście chcą za to dodatkowych pieniędzy. Później okazuje się, że wszystkie pokoje w tym hotelu mają taki widok - opisuje Sonia.

Zdarza się, że w restauracji trzeba zapłacić za coś, czego się nie zamówiło Zdarza się, że w restauracji trzeba zapłacić za coś, czego się nie zamówiło istock

Płacisz za coś, czego nie zamówiłeś

Oszustwa w restauracjach to chyba jedna z najstarszych form naciągania turystów. W dobie Internetu warto przed wizytą w wybranym lokalu sprawdzić, jakimi cieszy się opiniami. Najpopularniejszymi formami oszustwa, na które trzeba uważać, są: doliczanie bardzo wysokich opłat za obsługę, żądanie opłaty za przyniesione dodatki np. pieczywo oraz przynoszenie przez kelnerów potraw, których nikt nie zamawiał. 

Pierwszy z wymienionych trików często można zaobserwować we włoskich restauracjach. Tam doliczanie tzw. copperto to norma, ale w uczciwych lokalach nie jest to więcej niż 10 proc. rachunku. Niektórzy wykorzystują jednak niewiedzę i potrafią doliczyć dużo więcej, więc wcześniej lepiej po prostu o to zapytać.

Jednak nie tylko Włosi próbują więcej zarobić na turystach. - Oszukują na rachunkach, doliczają niezamówione precle, sosy, pieczywo. Gdy dochodzi do momentu zapłaty, okazuje się, że rachunek jest dwa razy wyższy niż powinien, do tego jest tylko na tablecie, małymi literkami, chociaż w menu stoi wielkimi literami 'Accept only printed bills'. Swoją drogą ciekawy tekst, skoro nie dają papierowych rachunków. Szkoda, bo jedzenie całkiem OK i miejsce przyjemne, ale nie polecam właśnie ze względu na oszukiwanie klientów - ten biznes właśnie polega na tym, że turysta przyjdzie raz i to im wystarczy, za chwilę inni przyjdą na swój 'raz' i tak ten biznes się kręci. Szkoda, że knajpa w samym centrum robi temu miastu taką złą robotę. Żałuję, że nie zerknąłem na opinie przed wejściem. Jadłem w Pradze kilka razy i tylko tu spotkała mnie taka sytuacja - czytamy opinię o jednej z czeskich restauracji zamieszczoną na stronie TripAdvisor.

Gra w trzy kubki to powszechna forma oszustwa w wakacyjnych kurortach Gra w trzy kubki to powszechna forma oszustwa w wakacyjnych kurortach istock

Nie graj w trzy kubki

O grze w trzy kubki słyszał chyba każdy. Uliczny magik chowa mały przedmiot pod jednym z kubków, a potem szybko i zręcznie przesuwa je i zaprasza jedną osobę z tłumu, aby spróbowała odgadnąć, gdzie znajduje się ukryta rzecz. Za podjęcie wyzwania oczywiście trzeba wcześniej zapłacić. Scenariusze mogą być dwa - albo ktoś wygrywa i chce spróbować jeszcze raz, albo przegrywa i ma nadzieje się 'odkuć'. W obu przypadkach za kolejne próby musi jednak zapłacić, często tracąc w ten sposób nawet kilkaset złotych.

Przed taką formą hazardu ostrzegały na początku lipca władze Kołobrzegu. W tym nadmorskim kurorcie gra w trzy kubki jest prawdziwą plagą. Miasto, we współpracy z policją, postanowiło walczyć z nią, rozdając ulotki informacyjne na ulicach, w hotelach i restauracjach. Z ulotek można dowiedzieć się, że na grze zarabia jedynie 'magik', a turysta zostaje zwyczajnie wykorzystany. Władze miasta wydrukowały 50 tysięcy takich informatorów.

Więcej o: