To miasta, w których dużo dzieje się już teraz, ale w przeciągu czterech najbliższych lat będzie się działo dużo więcej. Każde ma niesamowity życiorys, a niektóre przeszły naprawdę długą drogę, nim dostały się na szczyt. Sprawdź czy o nich słyszałaś/eś i już dziś kupuj bilet.
Aarhus, Dania (2017)
W 2017 roku Aarhus będzie europejską stolicą kultury, ale już teraz jest stolicą kulinarną całej Danii. W 2015 roku drugie największe miasto Danii wyprzedziło Kopenhagę dzięki gwiazdkom Michelin nadaną trzem miejscowym restauracjom: Frederikshoj, Gastromé i Substans. Miejscowi zapewne przewrócili oczami: dopiero teraz? Wystarczy bowiem wysiąść z lotniska i już wiadomo, że Aarhus kocha jedzenie - w każdym najmniejszym zaułku można znaleźć rewelacyjną knajpkę.
Ale zaraz, miało być kulturalnie, nie kulinarnie. Do miana Stolicy Kultury jeszcze rok, a w Aarhus życie kulturalne tętni od jakichś dobrych 1200 lat, kiedy przypłynęli tu Wikingowie i, według legendy, znaleźli kociołek pełen złota (to zapewne przekonało ich, żeby zostać). Aarhus udało się coś, co wcale nie tak łatwo osiągnąć: to innowacyjne miasto uniwersyteckie, które potrafi także pięknie wyeksponować swoją historię. Duża w tym zasługa naprawdę ciekawych muzeów, na przykład pierwszego na świecie muzeum poświęconego historii kobiet, Muzeum Okupacji w dawnej siedzibie nazistów czy muzeum Starego Miasta Den Gamle By (jeśli podróżujecie z dziećmi, to koniecznie! Pociechy mogą tu pobawić się w gry, w które bawiły się dzieci w średniowieczu). Jak Aarhus łączy przeszłość z nowoczesnością, najlepiej pokazuje prom łączący Aarhus z wyspą Zelandią, który jest najszybszym promem na świecie (!) oraz muzeum sztuki współczesnej ARoS. Nowoczesny gmach zgromadził m.in. prace Warhola i Cezanne, a na dachu znajduje się długi korytarz przeszklony tęczowymi szybami, przez które Aarhus nabiera zupełnie innych barw.
fot. istock
Na pierwszy rzut oka bardziej kurort niż stolica kultury, jednak Pafos to jedno z najstarszych miast w Europie, gdzie kultura zaczęła się naprawdę wcześnie. Ślady pierwszych osad pochodzą jeszcze z neolitu, a Pafos widziało rozwój i upadek niejednego imperium. Poza tym, to właśnie w Pafos miała przyjść na świat Afrodyta - bogini piękna i miłości. Zapowiada się nieźle.
Jak dla mnie Pafos to połączenie idealne: miasto, które oferuje ciekawe wydarzenia kulturalne, jest tu mnóstwo do zrobienia i obejrzenia, a wokół roztaczają się przepiękne plaże. Dzieli się na dwie części - Kato Pafos, czyli Dolne Pafos i Ktimę, czyli Górne Pafos. W Kato Pafos nowoczesne hotele i bary nad morzem serwujące english breakfast sąsiadują ze stanowiskami archeologicznymi, średniowiecznymi łaźniami i prostymi kościółkami dla rybaków. Ktima jest spokojniejsza i mniej turystyczna. Stylowe kolonialne wille służą za siedziby rządowe i muzea, których w mieście jest wiele. Dla mnie jednak Pafos to przede wszystkim greckie tawerny u brzegu morza, gdzie przyjezdni mieszają się z miejscowymi od wielu tysięcy lat.
fot. istock
Od pokoleń Holendrzy łamią sobie głowy nad tym, skąd pochodzi nazwa miasta, łamią też sobie języki, bo istnieje 200 sposobów, jak można ją wypowiedzieć w zależności od dialektu. Wiadomo natomiast, że stąd pochodzi Mata Hari - egzotyczna tancerka i kurtyzana, którą skazano za szpiegostwo dla Niemiec podczas I wojny światowej. Podczas II wojny światowej z kolei Leeuwarden (przeczytajcie jak chcecie, skoro sami Holendrzy nie są pewni) zostało uratowane przed niemieckim atakiem dzięki nieposłuszeństwu. Kanadyjski odział The Royal Canadian Dragoons nie postąpił wedle rozkazów i tym samym ocalił miasto.
Tutaj odbywa się największy targ bydła i kwiatów (oczywiście nie tuż obok siebie) w całej Holandii, a w Fries Natuurmuseum znajduje się fascynująca wystawa poświęcona kanałom, które przecinają miasto. Jak napisane jest na głównej stronie turystycznej miasta: "dużo ciekawsza niż mogłoby się wydawać", można tu bowiem zobaczyć żyjące na dnie kanałów stworzenia oraz znaleziony w 1990 roku potężny szkielet wieloryba!
Dodam jeszcze, że oczywiście jest gdzie zjeść (polecam restaurację "By us" z kuchnią miejscową) oraz gdzie się zaopatrzyć w najmodniejsze hity sezonu (ulica Klein Kerkstraat wygrała w plebiscycie na najlepszą ulicę sklepową w całej Holandii). Ja już bym pojechała, a Wy?
fot. istock
Nigdy nie zapomnę pierwszego spojrzenia na Vallettę: wyłoniła się zza okien autobusu (to było już jakiś czas temu, kiedy po Malcie jeździły jeszcze słynne, stare maltańskie autobusy), a ja miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie i zobaczyłam średniowieczne miasto przycupnięte u brzegu morza (gdyby to było niedawno, pomyślałabym, że jestem w jednym z królestw "Gry o tron"). Potem bywałam tam jeszcze nieraz i za każdym razem byłam tym miejscem zauroczona, zdarzyło mi się nawet spędzić noc w porcie i również to wspominam dobrze. W wąziutkich uliczkach Valletty jest coś niesamowitego, tam tętni serce skompresowanego na małym półwyspie (1 km na 600 m) miasta. Na 55 hektarach upchnięte zostało 320 zabytków, czyniąc ze stolicy Malty najbardziej skoncentrowany historycznie teren na świecie (wpisany oczywiście na listę światowego dziedzictwa UNESCO).
Zastanawiacie się kiedy najlepiej pojechać i to wszystko zobaczyć? Choć Valletta już szykuje się na 2018 rok i przygotowuje bogaty program kulturalny, ja proponuję październik. Na jedną październikową noc (nadal gorącą) - Notte Bianca - otwierają się wszystkie muzea i przestrzenie kulturalne, nad wąskimi uliczkami wiszą kolorowe lampiony, w mieście odbywają się koncerty i uliczne przedstawienia, a wszystkie wydarzenia są za darmo. Umówmy się jednak, każda inna noc w Valletcie też może być piękna.
fot. TONY ZELENOFF (istock)
Jak Rzym usytuowane na siedmiu wzgórzach (choć komuniści jedno postanowili "spłaszczyć"), drugie największe miasto Bułgarii, często traktowane jest po macoszemu. Szybko, gdzieś po drodze do Grecji czy Turcji, na jeden dzień, a warto zostać tam na dłużej. Plovdiv dzieli się na tętniące życiem nowoczesne centrum i spokojniejsze Stare Miasto, obie części upstrzone rzymskimi ruinami w różnym stopniu rozpadu i renowacji.
Stare Miasto zabudowane jest odrestaurowanymi XIX-wiecznymi kamienicami. Wejścia zdobią freski, a w środku mieszczą się galerie sztuki (i w przeciwieństwie do innych dzielnic artystów europejskich miast, tu naprawdę nadal mieszkają i tworzą ci najlepsi) i kawiarnie. Tych ostatnich najwięcej znajdziecie w dzielnicy Kapana i na głównej ulicy (Glavnata), która zamknięta jest dla ruchu. To na niej wieczorami skupia się życie miasta, starsi i młodsi mieszkańcy siadają w kawiarniach i barach po obu stronach promenady i obserwują przechodniów. Drugim takim miejscem jest zacieniony park - Ogród Cara Simeona.
Najbardziej imponującym zabytkiem Plovdivu jest potężny amfiteatr z czasów rzymskich, który nadal służy za scenę wystawianych tu latem oper i baletów. Z roku na rok coraz więcej o Plovdivie słychać, a po 2019 powinno być już o nim całkiem głośno.
fot. NIKOLAY STOIMENOV (istock)
Matera przeszła niesamowitą drogę: od paleolitycznej osady, przez okres slumsów i największej biedy, aż do całkowitego opustoszenia i niedawnego renesansu. Może nawet nie wiecie, ale być może widzieliście ją na ekranie, niejednokrotnie grała bowiem... Jerozolimę (m.in. w "Pasji" Mela Gibsona). Faktycznie, patrząc na panoramę miasta można łatwo sobie wyobrazić, że to Ziemia Święta na przełomie wieków. Matera jest absolutnie wyjątkowa pod wieloma względami. To jedno z najstarszych zamieszkanych miast świata, domy są tutaj wkomponowane w jaskinie, wydrążone niegdyś w wapieniu i użytkowane od tysięcy lat (wyobraźcie sobie wejść do pokoju zamieszkiwanego od 9 tysięcy lat!). Obecnie w dosyć mrocznych i klaustrofobicznych pomieszczeniach znajdują się pokoje dla gości, nowe doświadczenie dla przyjeżdżających tu turystów. Można wypić kawę w jaskiniowej kawiarni, piwo w jaskiniowym pubie i wykąpać się w spa stworzonym w podziemnej cysternie.
Ale nie zawsze tak było. Na początku XX wieku miasto było synonimem niewyobrażalnej biedy, w latach 50-tych mieszkańcy Matery zostali przesiedleni w ramach nieudolnego programu rządowego i trzeba było poczekać 30 lat, żeby odkryć Materę na nowo. Zaczęło się od dwójki hipisów, którzy zaczęli drążyć w skałach, osiedlili się tutaj i ściągnęli następnych. Pojawiły się pierwsze kafejki i pierwsze galerie, ale musiało minąć sporo czasu zanim Matera wygrała z Sienną i Rawenną o tytuł stolicy kultury w 2019 roku.
fot. STELIAN POROJNICU (istock)
Nie macie planów na styczeń 2020 roku? Jedźcie do Rijeki! Chorwacja zimą? Tym lepiej, bo w sezonie wszyscy pędzą do Dalmacji, ledwie o Rijekę zahaczając. Tymczasem Rijeka to charakterne miasteczko, połączenie gwarnego portu i spokojniejszego starego miasta z architekturą pamiętającą czasy Franciszka Józefa. I tak, w styczniu na przykład Rijeka obchodzi hucznie karnawał. Motto wydarzenia to "bądź, czym chcesz" - mieszkańcy przygotowują się do niego przez cały rok. W tym czasie przez Rijekę przechodzi ogromna kolorowa parada, chorwackie małe Rio de Janeiro, które ściąga do miasta rocznie ponad 100 tysięcy turystów. No ale dobrze, skoro nie w styczniu to... w grudniu! Wtedy dla odmiany Rijeka świętuje adwent. W programie koncerty na placach i ulicach, od chórów po rodzime gwiazdy rocka i popu, sztuki uliczne i stragany z jedzeniem, a w Wigilię tradycyjne śniadanie charytatywne, na którym można spróbować najróżniejszych owoców morza. Jeżeli wolicie wiosnę, lato lub jesień, to proszę bardzo. W 2020 będzie się działo przez cały rok.