Podwodny spacer, klatka śmierci i zjazd z wulkanu. 8 rzeczy, których musisz spróbować, jeśli lubisz adrenalinę

Nie musicie umieć pływać, żeby przespacerować się po morskim dnie ani latać, żeby pofrunąć nad drzewami. Zebraliśmy 8 wakacyjnych atrakcji, które na pewno podniosą wam poziom adrenaliny i endorfin.
Podwodna jazda skuterem na Mauritiusie Podwodna jazda skuterem na Mauritiusie źródło: print screen z youtube

Podwodny spacer, klatka śmierci i zjazd z wulkanu. 8 rzeczy, których musisz spróbować, jeśli lubisz adrenalinę

Nie musicie umieć pływać, żeby przespacerować się po morskim dnie ani latać, żeby pofrunąć nad drzewami. Zebraliśmy 8 wakacyjnych atrakcji, które na pewno podniosą wam poziom adrenaliny i endorfin.

Skuterem pod wodę - Mauritius

Marzysz o podwodnych przygodach, ale nie masz odwagi nurkować samodzielnie, rurka do snorkelingu (pływanie z rurką) to nie jest to, z czym możesz zaprzyjaźnić się na dłużej niż 20 sekund, a rejs łodzią z przezroczystym dnem wydaje ci się atrakcją wyłącznie dla emerytów i małych dzieci? Nie załamuj się. Jeśli jesteś akurat na Mauritiusie, masz szczęście, bo kiedy już znudzą ci się kąpiele, możesz pomyśleć o atrakcji, o której wcześniej na pewno nie słyszałeś. No bo komu przy zdrowych zmysłach przyszłaby do głowy jazda skuterem... pod wodą?

Eksploracja dna morskiego podwodnym skuterem nie jest może atrakcją ekstremalnie niebezpieczną, ale na pewno ekstremalnie oryginalną - podobne oferty znaleźć można tylko na Bali i na Hawajach. Specjalnie przygotowane skutery są jedno- lub dwuosobowe, można na nich zanurzyć się do 3 metrów. Cała wyprawa jest bezpieczna - turystom towarzyszą nurkowie, którzy nie tylko wskazują co ciekawszych mieszkańców morskiego dna, ale i w każdej chwili służą niezbędną pomocą. Pasażerowie skutera ubrani są w stroje kąpielowe i specjalne kamizelki, ale kontakt z wodą mają tylko od ramion w dół (można karmić rybki!) - głowy umieszczone są w specjalnych kapsułach (w końcu na skuter wypada zabrać kask) wypełnionych tlenem wystarczającym na półgodzinną przejażdżkę.

Przejażdżkę wodnymi skuterami oferują agencje w Trou aux Biches, np. Blue Safari Submarine. Koszt dla osoby dorosłej to ok. 140 euro.

Podwodna przejażdżka skuterem wygląda tak:

Zobacz też: Tropikalna propozycja na jesienny i zimowy urlop. Oto miejsca, które musisz zobaczyć na Mauritiusie

Podwodny spacer na Bali Podwodny spacer na Bali źródło: print screen z youtube

Podwodny spacer - Bali

Jeśli szybkie łodzie i skutery to nie twoja bajka i wolisz spokojnie pospacerować, możesz zamienić przechadzkę malowniczym brzegiem morza na spacer jego dnem. I to z uśmiechem na ustach, bo atrakcja zwana "marine walk" działa na podobnej zasadzie, co wycieczka skuterem podwodnym: chętni otrzymują specjalne "kaski" z butlą wypełnioną powietrzem, dzięki czemu nawet amatorzy nieobeznani ze specjalistycznym nurkowym sprzętem mogą przeżyć prawdziwą podwodną przygodę.

Atrakcja dostępna jest także na Mauritiusie, ale warte polecenia są wyprawy na wyspę Lembongan, 30 min łodzią z Bali. Prócz 15-minutowego spaceru po podwodnych ogrodach, wśród bajecznie kolorowych rybek i raf koralowych, miejscowe agencje oferują zazwyczaj w cenie (ok. 100 dolarów) także plażowanie na białych piaskach wyspy, wycieczkę rowerową lub kajakową, snorkeling, drinki i ubezpieczenie. Jednym słowem piękny, relaksujący dzień i prawdziwe emocje podwodnego świata nawet dla tych, którzy nie potrafią pływać.

Podwodny spacer wygląda tak:

Zobacz też: Tajlandia to nie tylko Phuket. Poznaj 7 sekretnych, mniej obleganych wysp

Klatka śmierci, czyli wakacyjna przygoda rodem z Australii Klatka śmierci, czyli wakacyjna przygoda rodem z Australii źródło: print screen z youtube

Klatka śmierci - Australia

A jeśli podwodne spacery to dla ciebie za mały zastrzyk adrenaliny, wybierz się do Darwin w Australii. W tamtejszym centrum Crocosaurus Cove można popływać ramię w ramię z najprawdziwszą bestią - krokodylem słonowodnym. O ile w naturalnych warunkach taka zabawa nie trwałaby dla ciebie zbyt długo, tu bezpieczeństwo zapewnia specjalna przezroczysta akrylowa klatka. I choć można na niej zobaczyć ślady krokodylich zębów, w tym spotkaniu oko w oko z drapieżnikiem (plus twoje gogle i 4 centymetry akrylu) ryzykujesz tylko kilkoma uderzeniami adrenaliny i dawką euforii, która z pewnością starczy na długo.

Koszt tej coraz bardziej chwalonej na świecie atrakcji to 120-160 dolarów australijskich. W cenie także całodzienny wstęp do wszystkich obiektów centrum prezentującego największą kolekcję australijskich gadów.

Wygląda PRZERAŻAJĄCO!

Zjazd na desce z wulkanu w Nikaragui Zjazd na desce z wulkanu w Nikaragui źródło: print screen z youtube

Zjazd na desce z aktywnego wulkanu - Nikaragua

Volcano boarding to jedna z najbardziej oryginalnych atrakcji, jakie można sobie zafundować przy okazji wizyty w Nikaragui. Wymyślona przez Australijczyka Darrena Webba, właściciela Big Foot Hostel w położonej u stóp Cerro Negro miejscowości Leon w Nikaragui, staje się coraz bardziej popularna, choć w swym zamyśle jest rozrywką niezwykle prostą i najbardziej chyba przypomina znaną z dzieciństwa jazdę z górki na sankach, tylko... w negatywie. No, i może z trochę wyższej górki.

Ochotnicy wspinają się na zbocze aktywnego wulkanu Cerro Negro, przywdziewają kolorowe kombinezony, zasiadają na desce (a zwykłe deski nadają się tu najlepiej, jak po wielu testowych zjazdach - m.in. na drzwiach od lodówki - stwierdził Webb) i... jazda w dół, z górki na pazurki - suną po całkowicie czarnym zboczu wulkanu z prędkością nawet do 90 km/h. Taki pęd oczywiście nie jest obowiązkowy, jednak przez wielu pożądany. Przejażdżka po stoku długim na 730 metrów zajmuje 45 minut. Mniej odważni mogą w pełni kontrolować tak przebieg trasy, jak i prędkość zjazdu za pomocą... własnych pięt. Rozpiętość doznań określają tu kategoryczne wypowiedzi uczestników: od "ja chyba jednak nie zjadę" po "a mogę jeszcze raz?". Jednym słowem: klasyka gatunku, choć w nietypowych okolicznościach.

Na volcano boarding wciąż można się wybrać z ekipą Big Foot Hostel, choć w Leon agencji oferujących dokładnie tę samą rozrywkę jest już do wyboru do koloru. Aż dwa zjazdy w tej samej cenie co reszta jeden (30 dolarów) oferuje jednak tylko fundacja Quetzaltrekkers. Warto skorzystać z usługi pracujących w niej przewodników wolontariuszy, bo część dochodu z jej działalności przekazywana jest na wsparcie społeczności lokalnej.

Cztery litery muszą boleć:

Może zainteresuje cię też: Co zobaczyć, podróżując przez Meksyk? Wskocz do naturalnej studni i odwiedź kolorowe miasto

Krater wulkanu Villarrica w Chile Krater wulkanu Villarrica w Chile istock

Skok na bungee do krateru - Chile

Gdy wysokie na 100, 200, a nawet 300 metrów mosty nie są już dla ciebie wyzwaniem, gdy znudziły ci się wszelkiej maści platformy, wieże i dźwigi - może powinieneś pomyśleć o wycieczce do Chile? Można tam sobie skoczyć na bungee, oj można. W samo serce bulgoczącego rozżarzoną lawą wulkanu. Tak - jedna z amerykańskich firm specjalizujących się w sportach ekstremalnych włączyła do swej oferty skoków na bungee skoki prosto do krateru wulkanu Villarrica w południowej części Chile, w pobliżu miejscowości Pucón.

Sam skok nie należy do najwyższych (ok. 120 metrów) i niewątpliwie nie przypalimy sobie włosów rozgrzaną do czerwoności lawą, jednak wulkaniczne opary, atmosfera żyjącego wulkanu i niesamowita sceneria przyprawiają o bardzo silny dreszcz emocji. Dodatkowym przeżyciem jest to, że skacze się z unoszącego się nad kraterem helikoptera. Sporo, jak na jeden raz, prawda? A to nie wszystko, co oferują organizatorzy: prócz skoku w 6-dniowym pakiecie jest też górski rafting, relaks w gorących źródłach, posiłki, drinki i zakwaterowanie. Wszystko kosztuje (bagatela) 12,5 tys. dolarów, a chętnych nie brakuje, wygląda więc na to, że warto.

Zobacz też: To najlepszy kierunek na ucieczkę od zimna. 10 rzeczy, które przekonają was do odwiedzenia tej wyspy

Wulkan Thrihnukagigur Wulkan Thrihnukagigur Shawn Harquail / flickr.com / CC BY-NC 2.0

Wyprawa do wnętrza wulkanu - Islandia

Ci, którzy kochają dziwną i trudną do wytłumaczenia miłością wulkany, ale niekoniecznie chcieliby dyndać na elastycznej linie nad ich pełnymi wulkanicznego życia kraterami, mogą spokojnie zejść do ich wnętrza. No, przynajmniej do wnętrza kilku z tych, które już wygasły i zostały do takich wypraw udostępnione. Jednym z najpopularniejszych w tej kategorii jest oddalony o 20 km od Reykjaviku wulkan Thrihnukagigur - i choć islandzkie wulkany dają nam wciąż o sobie znać od czasu do czasu, Thrihnukagigur śpi już od ponad 4 tys. lat i nic nie wskazuje na to, że mógłby zakłócić akurat naszą wycieczkę.

W trakcie specjalnych wypraw spragnieni adrenaliny turyści zjeżdżają 120 metrów w głąb wulkanu, gdzie mogą podziwiać jedne z najpiękniejszych wulkanicznych wnętrz na świecie, kręte tunele i korytarze, a przede wszystkim trzy ogromne magmowe "sale". Wulkan, którego nazwę można przetłumaczyć jako "Krater Trzech Szczytów", dostępny jest do zwiedzania od maja do mniej więcej połowy września, w czerwcu - w trakcie białych nocy - także długo "po godzinach".

Wymagany jest stosowny strój (dobre obuwie i nieprzemakalna odzież) i dobra kondycja. Koszt wyprawy to ok. 1000 zł.

Kitesurfing Kitesurfing istock

Z wiatrem i na desce - Egipt, Zanzibar, Dominikana

Kitesurfing jest dyscypliną stosunkowo młodą, lecz bardzo już popularną. Nic dziwnego - surfowanie na desce ze specjalnym latawcem wymaga co prawda treningu i dobrej techniki, ale daje dużo satysfakcji i niezłego kopa adrenaliny: prędkości osiągane na kajcie sięgają 100 km/h, a wysokość, na jaką można się wznieść, to od kilku do nawet kilkudziesięciu metrów. Łatwo o kolizję, a nawet wypadek, ale też mało jest tak widowiskowych i endorfinogennych dziedzin sportowych.

Kitesurfing można uprawiać w wielu miejscach na świecie. Jednym z najlepszych - i najłatwiej dla nas dostępnych - jest położony 25 kilometrów od Hurgady resort El Gouna w Egipcie. Tam początkujący, jak i zaawansowani zawodnicy znajdą coś dla siebie - laguna w tym miejscu jest płaska i płytka (blisko pół kilometra od brzegu woda nie sięga powyżej pasa), woda pięknie turkusowa, dno piaszczyste, a najważniejsze - czyli statystyki wiatrowe - po prostu dla kitesurferów doskonałe.

Innym ciekawym i godnym polecenia miejscem do uprawiania kitesurfingu są plaże położone w okolicy miejscowości Paje na wschodnim wybrzeżu Zanzibaru. To miejsce znane i cenione przez kitesurferów ze względu na wiejący wzdłuż brzegu wiatr, piaszczyste dno, płytką wodę i bliskość rafy. Położone jest tylko 60 km od lotniska.

Jeśli chciałbyś się z kolei przenieść na Karaiby, warto pomyśleć o Dominikanie, która oferuje nie tylko popularne turystyczne atrakcje dla całej rodziny w rodzaju rejsów pirackimi statkami, parków rozrywki i rajskich plaż. W Puerto Plata na północy wyspy amatorzy sportów wodnych znajdą odpowiednie warunki do uprawiania nie tylko kitesurfingu, ale też jego starszego i młodszego rodzeństwa: windsurfingu i bodyboardingu (surfer "wspina się" na falę, kładzie się na desce na brzuchu, a fala zabiera go z powrotem do brzegu).

Kitesurfing w El Gounie w Egipcie:

Park linowy w Tajlandii - latanie z gibonami Park linowy w Tajlandii - latanie z gibonami źródło: print screen z youtube

Z gibonami nad drzewami - Tajlandia

W Tajlandii, niecałą godzinę jazdy z Bangkoku czy miejscowości Pattaya, możemy skorzystać z niesamowitego parku linowego rozmieszczonego wśród koron drzew lasów deszczowych z okolic Chonburi. Park oferuje różnorakie pakiety atrakcji, jednak jego największą zaletą jest niesamowite położenie w sercu tajskiej dżungli. Organizatorzy oferują nie tylko szaleństwo na zjazdach, siatkach i mostach linowych, ale też bliski kontakt ze wspaniałą przyrodą lasów deszczowych i specjalną przygodę pod tytułem "Go Gibbon".

Inspiracja nie pochodzi tylko od niesamowitej sprawności, jaką cechuje się ten gatunek małp, a jaka niewątpliwie przydaje się przy pokonywaniu zawieszonych w koronach drzew przeszkód - jak opowiadają przewodnicy i sami uczestnicy, siedliska gibonów przenikają się tu z trasami tyrolek i obecność przedstawicieli tego zagrożonego gatunku jest dla turystów wyczuwalna.

Warto odwiedzić to miejsce także dlatego, że właściciele parku aktywnie współpracują z tajskim rządem przy programie odnowy lasów deszczowych i populacji gibonów w tej okolicy, przekazując na te cele 10 proc. dochodów z działalności parku. Cena "Go Gibbon" w zależności od długości trasy to około 250-400 zł.

Więcej o: