Dlaczego Gruzja?
Gruzję uwielbiam za jej egzotykę. I za przyjazną atmosferę. W jej obyczajowości można dostrzec duże podobieństwa z Polską. Z tym że Gruzini są mniej od nas zestresowani, bardziej autentyczni, ciepli i pogodni.
Sakartwelo, jak brzmi nazwa Gruzji w oryginalnym języku jej mieszkańców, jest krajem Środkowego Wschodu. Na zachodzie sięga Morza Czarnego, na północy opiera się o zaśnieżone szczyty Wielkiego Kaukazu, a na południu - o znacznie łagodniejsze grzbiety Małego Kaukazu, który, wbrew nazwie, sięga miejscami aż 3 tys. m n.p.m. Te dwa wybitne górskie łańcuchy łączą Góry Lichskie, także niczego sobie, bo ich najwyższe szczyty wznoszą się niemal 2 tys. m n.p.m. Ich pasmo dzieli Gruzję na dwie części. We wschodniej, nad rzeką Kurą, leży stolica: Tbilisi.
Gruzja jest dziś jednym z najpopularniejszych kierunków urlopowych na świecie. Odkrywają ją również Polacy. Przy czym nam jest jakby łatwiej. Wystarczy bowiem sparafrazować powiedzenie dotyczące braterstwa z Węgrami i powiedzieć: "Polak, Gruzin, dwa bratanki". Gruzini przyklasną temu z radością. Poleją wino, zakrzykną zwyczajowe gaumardżos (coś między "na zdrowie" a "niech żyje") i wychylą kielichy do dna.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru magazynu
Gruzja: Jak dojechać do Gruzji
Dystans z Warszawy do Tbilisi wynosi zaledwie 2,3 tys. km w linii prostej. Samolot pokonuje go w niespełna 3 godz. Regularne, bezpośrednie połączenia oferuje LOT (cena biletu to ok. 1300 zł w jedną stronę). Ich dużą wadą są jednak nocne godziny lotu. Do Tbilisi docieramy ok. godz. 4 rano. Barbarzyńska pora, kiedy spać się chce, a skorzystanie z hotelu zwiększa nam od razu rachunek o jedną dobę. Konkurencyjne linie lotnicze: Aerofłot, Aerosvit, Lufthansa czy Austrian Airlines, oferują połączenia o lepszych porach, ale zawsze z przesiadką, więc podróż wydłuża się o kilka lub kilkanaście godzin i cena zazwyczaj jest wyższa. W tej sytuacji bardzo korzystnie wygląda propozycja linii WizzAir, która oferuje bezpośrednie przeloty do Kutaisi (ok. 1000 zł w obie strony). Co ważne, samolot w Gruzji ląduje przed południem, więc mamy jeszcze mnóstwo czasu na przejazd np. do Tbilisi. Planując lot, warto pamiętać o 2-godzinnej różnicy czasu. W Gruzji przesuwamy wskazówki do przodu, po powrocie do kraju - cofamy.
Do Gruzji można oczywiście dotrzeć również drogą lądową: samochodem, przez Ukrainę i Rosję albo przez Turcję. Ale tak czy siak to grubo ponad 3 tys. km w jedną stronę, i nie zawsze po dobrych drogach, więc podróż sama w sobie będzie wyzwaniem. Jeśli zależy nam na szybkim dotarciu na miejsce, a nie na przygodach w drodze, tej opcji raczej nie polecamy.
Gruzja: Jak podróżować na miejscu
Najlepszą opcją jest wynajęcie samochodu. Gwarantuje on całkowitą niezależność, a ceny wynajmu są dość przyjazne dla kieszeni (maksimum 50 dol. dziennie plus paliwo). Jedyny problem stanowi specyfika ruchu na gruzińskich drogach. Mówiąc krótko - to nie jest kraj dla miękkich ludzi. W mieście, przy dużym ruchu, na jeden pas pchają się samochody i z lewej, i z prawej. Ten, kto choć o centymetr wysunął się do przodu, ma pierwszeństwo. Wyprzedzanie na trzeciego, na linii ciągłej, na podjeździe pod górę czy w sytuacji, gdy nie widać, czy ktoś nadjeżdża z naprzeciwka - to z kolei typowe sceny z każdej gruzińskiej drogi poza granicami Tbilisi. Kto pożąda adrenaliny, na pewno się w tym odnajdzie.
Jeśli nie zdecydujemy się na samodzielne jeżdżenie po kraju, pozostanie nam korzystanie z komunikacji publicznej. W stolicy sieć transportu jest dobrze rozbudowana. Bilet na autobus lub metro kosztuje 0,4 lari (1 lari to ok. 2 zł). W przypadku kolejki podziemnej warto wykupić kartę wieloprzejazdową. Kosztuje 2 lari, można ją wielokrotnie doładowywać, a gdy ją zwrócimy, dostaniemy z powrotem niewykorzystaną kwotę. Transport między miastami gwarantują marszrutki, czyli kursowe autobusy. Docierają wszędzie, a te, które obsługują miejsca często odwiedzane przez turystów, mają nawet na tablicach stacje docelowe wypisane alfabetem łacińskim. Marszrutki są pewne i tanie (bilet z Tbilisi do Gori kosztuje np. 5 lari), choć zdecydowanie bardziej egzotyczne niż nasze dalekobieżne autobusy.
Gruzja: co zwiedzać
Poznawanie Gruzji warto zacząć od jej stolicy. W Tbilisi najpiękniej jest wieczorem, bo publiczne gmachy rzęsiście oświetlono, nie licząc się z kosztami. Miasto na wzgórzach, przecięte rzeką, może być dumne z zabytkowych cerkwi. Choć to nie one nad nim dominują, a wzniesiona na przełomie tysiącleci katedra ze złotą kopułą i 7-metrowym krzyżem. Lśni, nie pozostawiając wątpliwości, że to dzieło Boże. Stare Miasto kryje z kolei urocze ciasne zaułki i odrapane domy z charakterystycznymi ażurowymi balkonami. W ich XIX-wiecznej architekturze miejscowe tradycje łączą się z prądami docierającymi z serca rosyjskiego imperium.
Oczywiście stolica to jedynie początek i jednocześnie dobre miejsce wypadowe do kolejnych wycieczek. Każda zaprowadzi nas do miejsca o zgoła odmiennym krajobrazie i innych walorach. Najciekawsze cele znajdują się w promieniu 50-150 km od stolicy, a więc powrót tego samego dnia jest całkiem realny. Jeśli skierujemy się na północ, dotrzemy do miasteczka Stepantsminda (dawniej: Kazbegi) usytuowanego w kotlinie pod Kazbekiem - charakterystycznym kopiastym i wiecznie zaśnieżonym pięciotysięcznikiem, a nawet kawałek dalej, do granicy z Rosją. Wyprawa jest tym ciekawsza, że biegnie znaną od czasów starożytnych Gruzińską Drogą Wojenną. Trasa jest fantastyczna widokowo. I jest na niej kilka miejsc godnych szczególnej uwagi: Mccheta, miasto u zbiegu Kury i Aragwi; XVII-wieczna twierdza Ananuri; Gudauri, czyli najdynamiczniej rozwijający się ośrodek narciarski Gruzji; pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej z 1983 r. czy wreszcie wzgórze Gergeti z cerkwią Trójcy Świętej, ikoną kaukaskiego kraju.
Gruzja. Cerkiew w pobliżu Kazbegi
Jeśli skierujemy się z Tbilisi na południe, dotrzemy do granicy z Azerbejdżanem i wykutych w skałach monastyrów Dawid Garedża. Trzy z 19 powstałych w VI w. obiektów znajdują się dziś w granicach Gruzji. Po drodze, w nieco pustynnym otoczeniu, pośród pastwisk dla bydła i owiec, leży kuriozalna wioska nazywana Udabno. Założono ją dla powodzian ze Swanetii w latach 80. XX w. Ok. 100 km na wschód od Tbilisi, w dolinie Alazani, rozciągają się z kolei uprawy winorośli. Mieszczą największe przemysłowe wytwórnie i maleńkie przydomowe winiarnie. Jest ich niemało, bowiem Gruzja jest kolebką światowego winiarstwa, o czym świadczą ślady sprzed 6-8 tys. lat. W kierunku zachodnim od Tbilisi celem bliskiej wycieczki może być mauzoleum Stalina w mieście Gori albo położona wysoko w górach (2200 m n.p.m.) wieś Uszguli w regionie Swanetii. Słynie ze starych obronnych domów-wież.
Gruzja. Wieś Uszguli / shutterstock
Gruzini klną się również, że za kilka lat najatrakcyjniejszym czarnomorskim kurortem stanie się rozbudowujące dziś szybko Batumi. Rozwój miasta idzie w kierunku podobnym do największych kurortów bułgarskiego wybrzeża. Będzie w nim mnóstwo hoteli, raczej o wysokim standardzie. I mnóstwo okazji do hucznej zabawy do białego rana, przy jedzeniu i muzyce. Jeśli ktoś w tym gustuje, Batumi czeka. Jego słabością mogą być kamieniste plaże. Atutem - okoliczne plantacje herbaty i owocowe sady. Wybierając opcję nadmorską, decydujemy się jednak raczej na stały pobyt. Dojazd znad morza w opisane wcześniej miejsca jest oczywiście możliwy, ale wycieczki zamienią się w kilkudniowe eskapady, bowiem Batumi dzieli od Tbilisi 366 km.
Gruzja: jak się porozumiewać
Młodzi ludzie, obsługa hoteli czy przedstawiciele firm, które organizują wypoczynek, mówią oczywiście po angielsku i niemiecku. Na prowincji oraz w kontaktach z przedstawicielami starszej generacji niezastąpiony jest jednak rosyjski. Warto od razu na wstępie zaznaczyć, że jest się z Polski, bo to w jakiś magiczny sposób otwiera gruzińskie serca. Tablice drogowe oraz wspomniane tabliczki w niektórych autobusach mają napisy w alfabecie gruzińskim i łacińskim, w angielskiej transkrypcji fonetycznej. To ułatwia zadanie, ale może też prowadzić do nieporozumień. Bo w wydanych u nas książkach i przewodnikach (również w tym artykule) znajdziemy np. Mcchetę. Ale w Gruzji już nie. Tam w najlepszym razie będzie Mtskheta.
Angielską wersję językową mają też gruzińskie portale informacyjne, np. www.georgia.travel. Ale oczywiście nie jesteśmy na nie skazani, bowiem bez trudu znajdziemy sporą dawkę rzeczowych wiadomości o Gruzji na polskich stronach (www.kaukaz.pl, www.gruzja.pl czy www.eastbook.eu) oraz blogach, np. zakochanej w kaukaskim kraju Katarzyny Pakosińskiej. Zwiedzającym Gruzję można polecić też reportaże Anny Dziewit-Meller i Marcina Mellera wydane pod tytułem "Gaumardżos".
Gruzja: Gdzie mieszkać
Jak w wielu krajach rozwijających się, w Gruzji łatwo o nocleg luksusowy. Adresy hoteli znajdują się w wielu serwisach, np. www.sitegeorgia.com. Tyle że to wydatek od 100 dol. na głowę. Znalezienie tańszych miejsc (20-40 lari), często w prywatnych domach, zależy już od odwagi, operatywności i umiejętności porozumiewania się po rosyjsku. W zamian za nieco zaangażowania zażyjemy gościnności opiewanej przez poetów - za stołem uginającym się od potraw. I przy którym zawsze ktoś siedzi. Gruzinom nie potrzeba bowiem do tego wielkiego pretekstu. Chęć poznania gościa i zaprzyjaźnienia się z nim jest wystarczającym powodem, który za stół przyciąga rodzinę i przyjaciół.
Kultura biesiadowania jest jedną z najbardziej wyrazistych cech miejscowej obyczajowości. Za stołem płomiennie się przemawia, śpiewa i cieszy życiem, nawet w najtrudniejszych czasach. Rej wśród zgromadzonych wodzi tamada. W tę rolę wciela się ktoś otoczony powszechnym szacunkiem i obdarzony talentem oratorskim. To on wznosi toasty. Długie, poetyckie, przesycone miłością do kraju, kobiet i przyjaciół. W tym czasie wszyscy przestają jeść i pić. Dopiero gdy tamada wypowie magiczne słowo gaumardżos, można wychylić puchary. I tak bez końca, przez wiele godzin, bowiem troskliwi gospodarze, bojąc się jedynie o to, by nie zabrakło na stole jedzenia, uzupełniają potrawy, gdy tylko opustoszeje jakiś półmisek.
Gruzja: Co jeść i pić
A co się je i pije podczas takiej biesiady? O gruzińskim stole można by napisać wielotomowe dzieło. Potraw jest bez liku, bowiem każda ma swoje regionalne odmiany. Co więcej: ponieważ jest to kuchnia domowa, bez mrożonek, konserwantów i składników w proszku, a także nacechowana przyzwyczajeniami gotującego, z pozoru identyczna potrawa za każdym razem będzie smakować inaczej. Weźmy choćby podstawowe danie, jakim jest chaczapuri. To placek na gorąco z serem. Ale może być z ciasta drożdżowego, francuskiego albo makaronowego. Z jajkiem na wierzchu lub bez, cienki albo gruby. Ile gospodyń, tyle rozwiązań.
Daniem, które budzi powszechny zachwyt, są chinkali, rodzaj pierogów z farszem z kilku rodzajów mięsa. Ich jedzenie jest sztuką: bierze się pieróg w rękę, odgryza kawałek i wysysa ze środka soki, które puścił farsz w czasie gotowania, starając się nie opryskać zawartością ani siebie, ani współbiesiadników. Gruzińską specjalnością jest również chleb szoti. Wypieka się go w specjalnych piecach w kształcie walca, przyklejając porcje wyrobionego ciasta do wewnętrznych ścian, tuż nad rozżarzonymi węglami, osłoniętymi jedynie blachą (to istotne, gdyż gotowy chleb odpada od ścianek).
Chinkali / Fot. shutterstock
A do tego woda i wino. Woda Borjomi z kaukaskich źródeł już dawno podbiła świat. Wina wędrują teraz triumfalnie, podbijając kolejne rynki, choć i w Gruzji, i na świecie bywają drogie: 40-50 lari za butelkę u producentów i nawet 100 lari w restauracjach w Tbilisi. Trafiły również do Polski (ceny najlepszych sięgają 100 zł). Jednak najlepiej smakują na miejscu, za stołem, do przygotowanych z sercem potraw. I w towarzystwie przemiłych gospodarzy. Gaumardżos!