Przejdź się na wydmy - Park Narodowy Mierzei Kurońskiej
Mierzeja Kurońska to długi, wąski i piaszczysty półwysep. Oddziela Zalew Kuroński od Bałtyku i Rosję od Litwy, a granica między państwami biegnie gdzieś w połowie wału. Aby jednak ją przekroczyć i zobaczyć rosyjską część mierzei, trzeba mieć wizę. Muszą się o nią ubiegać sami Litwini, którzy zawsze mają do wyboru prostszy sposób, by na nią popatrzeć - wspiąć się na wydmę Parnidis, najbardziej znaną, a przez to, sami wiecie - letnią porą masowo zadeptywaną przez turystów. Łatwo ją rozpoznać, bo na górze stoi kolosalna wskazówka zegara słonecznego. Z wysokości 52 metrów można objąć wzrokiem Morze Bałtyckie, Zalew Kuroński i ciągnący się między nimi aż do granicy Litwy i Obwodu Kaliningradzkiego pasm wydm. To największe ruchome wydmy w Europie, prawdziwy skarb przyrody, którego fragment decyzją Stalina został podarowany także Litwie. W części zalesione, w części nie, noszą też nazwę Sahary Litwy.
Litwa. Park Narodowy Mierzei Kurońskiej/Fot. AJ
W ciągu pięciu tysięcy lat formowania się tych potężnych wałów (zaczęły powstać, gdy mieszkańcy wykarczowali tutejsze lasy) wiatr niósł ziarnka piasku tak daleko, że w końcu zasypały część tutejszych wiosek rybackich. Po niektórych nie ma w ogóle śladu. W ich miejscu za to biegnie dziś drewniana kładka, która w pewnym momencie się urywa. Wtedy ściągam buty i zanurzając się co krok po kostki w piasku, idę dalej. Widoki są imponujące, a najpiękniejsze na skraju ścieżki, skąd widać morze i rozległe połacie wydm. Do Litwy należą 53 kilometry z długiego prawie na 100 km półwyspu. W najszerszym punkcie ma 400 metrów. Całość chroni park narodowy i UNESCO.
Litwa. Park Narodowy Mierzei Kurońskiej/Fot. AJ
![]() |
![]() |
![]() |
GABOL Walizka Oasis 109947 | Puccini walizka mała PCFXC | Titan Walizka duża Backstag... |
Sprawdź ceny ? | Porównaj ceny ? | Porównaj ceny ? |
Nida - niebieskie i brązowe wille czekają na Polaków
Według jednej z legend Mierzeję Kurońską usypała olbrzymka imieniem Neringa, która w taki sposób chciała chronić tutajesze wsie rybackie przed niebezpieczeństwami, jakie miały czyhać na nie w morzu. Gdyby pozostać w zgodzie z tą legendą, dzięki niej część osad przetrwała do naszych czasów w doskonałym stanie. A mowa tu o czterech wioskach, które dziś tworzą razem Neringę - to: Juodkrant?, Preili, Pervalki oraz Nida. Ta ostatnia znajduje się na końcu litewskiej części półwyspu i jeżeli korci Was, by sięgnąć wzorkiem za granicę Litwy, trzeba się udać właśnie tam, 50 kilometrów od Kłajpedy. Spokojna w połowie maja Nida ożywa letnią porą, kiedy zjeżdżają do niej turyści z Niemiec (60%) i Rosji (11%). Polaków jest tu jak na lekarstwo, nad czym ubolewają Litwini. Chcieliby, aby Nida miała bardziej międzynarodowy charakter.
Litwa Nida/fot. AJ
Nida jest wioską, największą i najładniejszą. Jak na każdą szanującą się wioskę przystało, jest zadbana, a do tego - ładna i kameralna. Ma sporo restauracji i przybrzeżnych tawern, gdzie na stołach króluje oczywiście ryba, o czym dalej. Wzdłuż brzegu prowadzi ścieżka rowerowa i bulwar, przy których wyrosły niebieskie i brązowe domy typowe dla tej części mierzei. Dawniej stały tutaj chaty rybackie, które dziś można jeszcze zobaczyć na terenie tutejszego skansenu, ale styl obecnych niewiele zmienił się przez lata. To odgórne zalecenie władz - żadnych przewrotnych rewolucji w architekturze. Dlatego hotele-molochy na pewno nigdy tu nie powstaną. Z tego też względu Nida jest kameralna, trochę nowoczesna, trochę wciąż rybacka, ale w mieście nie brakuje eleganckich hotelowych willi, które łatwo znaleźć w internecie.
Jak dojechać do Neringi
Do Neringi najlepiej dojechać autobusem. Z Warszawy do Kowna jedzie Simple Express (koszt: 71 zł od osoby), z Kowna do Kłajpedy - lokalny bus (ok. 60 zł), do Z Kłajpedy do Nidy - także bus. Wycieczkę do Kowna warto połączyć ze zwiedzaniem Wilna, które znajduje się około godzinę drogi dalej.
Bądź aktywny
Neringa nie jest miejscem dla turystów, którzy wyobrażenie o idealnych wakacjach wiążą z Hurghadą. Nie ma tu wspomnianych apartamentowców ani morza z bajecznymi rafami koralowymi. Jest zimny Bałtyk, zdarza się wietrzna pogoda. Ale w słoneczne dni jest naprawdę pięknie. Wzdłuż Zalewu Kurońskiego prowadzą ścieżki rowerowe, a same wioski otaczają pachnące lasy iglaste, doskonałe na spacery, choćby "na dziko". Z Nidy można przespacerować się w kierunku wydm, a nawet stanąć u stóp piaszczystych olbrzymów albo wspiąć się schodami na wysokość ich "grzbietów". Na wodach Zalewu Kurońskiego rzuciły mi się w oczy kite'y, a już z własnego doświadczenia polecam poranną jogę na plaży, kajaki albo przejażdżkę blokartem. Słabą stroną Neringi są... dzieci, a mianowicie nie ma tutaj wielkich parków rozrywki ani olbrzymich kolorowych tub, które należą do aquaparków. To miejsce dla aktywnych lub tych, którzy pragną świętego spokoju. Ale nie wszędzie można go tu odnaleźć i chyba jak zawsze - za "swoim" miejscem trzeba się trochę nachodzić. Tym samym chcę podkreślić, że Neringa nie jest nudna, życie kręci się tu w knajpkach i na plaży i jeżeli maluchom wystarczą zabawy w morzu, pikniki na plaży, wycieczki rowerowe, przechadzki po lesie, okoliczne imprezy, w trakcie których rozkładają się scena i namioty ze słodyczami - uff, sporo tego - a także tańce-przytupańce w rytmie dźwięków lokalnych kapel etnograficznych, są tutaj zawsze mile widziani. Na Mierzei Kurońskiej mieści się też Muzeum Morza i delfinarium.
Litwa Nida - blokart/fot. AJ
Przepłyń się łódką, by zobaczyć wydmy
Od strony morza wydmy prezentują się nie mniej zjawiskowo, ale chyba wolę oglądać je z Parnidis. Są wtedy większe. To nie nowość, że statek prowadzi rybak z dziada-pradziada, do dziś mieszkańcy Neringi żyją głównie z rybołówstwa. Wycieczka na otwartą wodę trwa około godziny z powrotem. Kapitan podpływa na tyle blisko, że spokojnie można się przekonać o rozmiarach wydm. Mają nie tylko kilkaset metrów "w pasie", ale i kilkadziesiąt na wysokość. Najwyższa ma 60 metrów, a mniejsze sięgają przeważnie do połowy tej wysokości. W trakcie rejsu widać jak rosną, kiedy zmniejsza się odległość. Ale chwila nieuwagi wystarczy, by przed oczami nagle pojawiła się olbrzymia ściana z piasku. Na pokładzie za dodatkową opłatą można się napić kawy i herbaty.
Odwiedź dom Tomasza Manna
Tomasz Mann, autor m.in. kultowej "Czarodziejskiej Góry", odnalazł w Nidzie swój mały raj na Ziemi. Jego dom stoi na wysokim wzniesieniu, z którego rozpościera się bajeczny widok na zalew, trochę zniekształcony przez wysokie iglaki, ale przez to piękniejszy. Miłość Manna do Nidy z jej wysokimi wydmami i spokojna laguną zrodziła się w 1929 roku. Dlatego po otrzymaniu literackiej Nagrody Nobla w tym samym roku, postanowił zbudować sobie tutaj dom letniskowy. Każdego lata przez trzy lata od 1930 do 1932 roku spędzał tu wakacje z rodziną. Dziś willa pisarza pełni funkcje muzeum, które jest poświęcone jego twórczości, w środku znajduje się m.in. fotel, w którym autor godzinami przesiadywał nad książkami. Mieszkańcy Nidy są bardzo dumni z wizyt tak wielkiego gościa i co roku w lipcu organizują międzynarodowy festiwal ku jego pamięci. To największa impreza kulturalna w całej Nerindze.
Bursztyn - złoto Nidy
Kiedy wchodzę do Muzeum Bursztynu w Nidzie, nerwowo ogarniam wzrokiem wszystko, co jest w środku - tyle tam tego. W gablotach są pojedyncze okazy, niektóre - olbrzymy, jest biżuteria i są robaki, a te lubię najbardziej. Chodzi oczywiście o zanurzone w żywicy owady. Tę dużą kolekcję wszystkiego, co ma związek z bursztynem z nalewkami włącznie, przez lata gromadziła rodzina państwa Mizgiriai. Wchodząc do muzeum od strony wody, gdzie parkuję rower, najpierw mija się m.in. fragmenty pni sosen, w których znajdują się pierwsze ładniejsze okazy. Po drodze do domu, gdzie mieści się muzeum, do zobaczenia jest jeszcze parę mniejszych ekspozycji. Najładniejsze znajdują się w środku. Też w budynku można się napić wieloletniej nalewki z bursztynu - to czysta wódka, którą zalewa się odłamki żywicy, a te rozpuszczają się w niej przez lata w bardzo wolnym tempie. Podobno bursztynówka pomaga na wszystko - bóle głowy, tarczycy, mięśni, stres i inne dolegliwości, jakie normalnie leczymy torebką leków albo maści.
Litwa Nida - Muzeum Bursztynu/Fot. AJ
Z naukowego punktu widzenia bursztyn powstał jakieś 50 milionów lat temu z żywicy sosen, według lokalnej legendy - to odłamki pałacu pogańskiej bogini Juraty. Miał zniszczyć go Perkun, gdy dowiedział się o miłości Juraty do prostego rybaka. Tradycje zbierania i przerabiania bursztynu na Litwie są bardzo długie i chyba sięgają jeszcze czasów olbrzymki Neringi. Nad Bałtykiem, ale po stronie rosyjskiej, znajdują się podobno największe światowe złoża bursztynu.
Zjedz rybę, wypij dobrą kawę
Kuchnia Neringi to przede wszystkim dania z ryb, które trafiają na talerze z wody po obu stronach Mierzei Kurońskiej. Przyrządza się ja na każdy sposób - m.in. suszy, wędzi, smaży i piecze. By znaleźć dobrą knajpę, wystarczy pójść na spacer wzdłuż brzegu laguny. Neringa to kulinarny raj dla amatorów ryb m.in. okoni, dorszy, sandaczy i gładzic. I nawet ja, która do takich osób nie należę, znalazłam tutaj coś dla siebie. Na przykład w tawernie Žuvel? w Juodkrant? serwują wyśmienitą, bardzo łagodną w smaku zupę rybną. Na mapie Nidy oprócz rybackich knajp warto zaznaczyć jeszcze przynajmniej jedno miejsce. To piekarnia Gardum?lis niedaleko promenady. Słynie z naturalnych wypieków - doskonałych ciastek i jeszcze lepszych chlebów, a także pysznej kawy. Gorąco polecam.
Posłuchaj kapeli ludowej
Miejscami Neringa przypomina muzeum pod gołym niebem. Przed gankami niebieskich willi brakuje tylko tabliczki z informacją, kto tu mieszka. W wiosce funkcjonuje skansen etnograficzny, a jego największą atrakcją jest oryginalna chata rybacka, niewiele wyróżniająca się na tle sąsiednich domów. W samej Nidzie działa kilka kapel ludowych m.in. grupa Giedruž?, która ma do zaoferowania bardzo miłą dla ucha muzykę sprzed kilku pokoleń. Kiedy gra do obiadu, czuć trochę zakopiański klimat, który mnie osobiście zawsze porywa. Szczególnie, kiedy widzę grupkę starszych, energicznych panów, którzy - ubrani w tradycyjne łaszki - dają czadu na scenie, czuję się jak gdzieś na polskim południu. Wielu mieszkańców Neringi nadal kultywuje stare tradycje, choćby tylko muzyczne. Dlatego widok młodego basisty w Giedruž? w ogóle mnie nie dziwi. Jedyne, co może wprawić mnie w jakieś dziwne zakłopotanie to myśl, że nie ma tu Polaków. Bo region jest naprawdę wart polecenia.