Praga
Wyjechać na kilka dni, pójść na wystawę, dobrze się bawić i nie wydać dużo pieniędzy, a wrócić z naładowanymi akumulatorami. Hasło "city break", czyli krótki wypad do jakiegoś fajnego miasta, jest równie modne, co hasło "hipsterzy", a podróżowanie w ten sposób robi się swoistą filozofią, Nie masz czasu na wakacje? Wyrwij się na chwilę: na clubbing, wyprzedaże, poznawanie miejscowej kuchni albo długo zapowiadaną sztukę w teatrze. W dobie tanich linii, promocyjnych biletów kolejowych, zniżek na hotele i kuponów grupowych taki wyjazd na pewno nie nadwyręży twojej kieszeni. Jedynym problemem, jaki możesz mieć, może być pytanie: dokąd pojechać? Prezentujemy kilka bliskich i nie zawsze oczywistych kierunków.
Czechy Praga / shutterstock
Jeśli lubisz błądzenie po wąskich ulicach, przesiadywanie w lokalnych, znanych tylko miejscowym knajpkach i romantyczne wsłuchiwanie się w dźwięki grajków, wybierz Pragę. To jedno z tych magicznych miast na świecie, które potrafią zauroczyć przybyszów na całego: jeśli trafi się do nich raz, będzie się tęsknić do powrotu już zawsze. W przypadku Pragi, z zabytkowym centrum, przerastającym go sławą mostem Karola i setką galerii sztuki, tęsknić się będzie szczególnie za urokiem starych Hradczan. To wzgórze zamkowe, znane na świecie z wąziutkiej Złotej Uliczki, otoczonej pastelowymi domkami wyglądającymi jak z kart, oraz widoku na Malą Stranę - romantyczną i malowniczą dzielnicę pełną zaułków, stromych brukowanych uliczek i kolorowych domków. Równie barwne i jaskrawe są tylko kamienice otaczające rynek staromiejski, z pomnikiem Jana Husa i słynnym ratuszem: o każdej pełnej godzinie zbiera się pod nim tłum ciekawych mechanizmu starego zegara. Kiedy kuranty ją wybiją, rozpoczyna się procesja figur: apostołów, śmierci, Turka, Żyda i kogucika. Niektórych to przedstawienie fascynuje tak, że potrafią wracać na nie kilka razy, nawet kosztem słynnego czeskiego piwa w równie słynnej lokalnej piwnicy.
Równie smakowicie karmią i poją w sąsiedniej Bratysławie: nie tylko w urokliwych knajpkach na małym, przytulnym starym mieście, ale także na jej obrzeżach. Dawna perła cesarstwa austro-węgierskiego, w której jeszcze 30 lat temu można było usłyszeć starszych mieszkańców mówiących językiem "tutejszym", czyli mieszanką słowackiego, węgierskiego i niemieckiego, skrywa na przedmieściach prawdziwą niespodziankę: małe winnice, właściciele których prowadzą knajpki, serwując w nich młode wino własnego wyrobu. Ciekawostką Bratysławy jest kamieniczka "U dobreho pastiera" uważana za najwęższy budynek w Europie, czworokątny zamek nazywany "stołem z odwróconymi nogami" i zaśniedziałe figury czające się na starym mieście (jedna z nich na przykład wygląda z włazu kanału). Na przechadzkę nieco dłuższą koniecznie trzeba wybrać się na spacer wśród drewnianych willi i ogrodów wzgórza Slavin albo pojechać do niedalekiego Devina - ruin potężnego zamczyska na skale, z którego śmiałkowie za czasów komunizmu przelatywali lotnią na austriacką stronę.
Sama stolica Austrii jest stąd zresztą o rzut beretem - Wiedeń (ach, ta kawa; podobno w mieście jest tysiąc kawiarni i podobno w nim powstała pierwsza kawiarnia na świecie, ba - miał ją założyć Polak, który chciał zrobić jakiś pożytek z kawy pozostawionej po Turkach przepędzonych przez Jana III Sobieskiego) od Bratysławy dzieli kilkadziesiąt kilometrów i godzina jazdy autobusem. Dostać się do Wiednia można również, płynąc statkiem po Dunaju, który dalej prowadzi do niżej położonej stolicy - Budapesztu. Tu w czasie polskiej zimy szczególnie atrakcyjne są kąpiele w Széchenyi Fürdo, czyli największym w Europie kompleksie basenów i term pod gołym niebem. Wystarczy odrobina odwagi, by dać nura w lodowate zimno, a po chwili wygrzewać się w parującej wodzie, mając na wyciągnięcie ręki na brzegu świeżo spadły śnieg.
W Berlinie największe uciechy dla ciała i ducha czekają na słynnej ulicy Unter den Linden (dosłownie: "pod lipami"), która zaczyna się tuż po przejściu przez nieustępującą jej sławą Bramę Brandenburską. To tu kwitnie zabawowo-towarzyskie życie miasta, tu przychodzi się na spacery, tu znajdują się m.in. Arsenał i Uniwersytet Humboldta czy wyspa muzeów. Niedaleko stąd również po świetne widoki: do gmachu Reichstagu, zwieńczonego szklaną kopułą z panoramą Berlina, albo obrotowej platformy na wieży telewizyjnej, z której przy dobrej pogodzie widoczność sięga 40 km.
FOT. RAFAL MIELNIK / AGENCJA GAZETA
Wilno, jedno z najchętniej odwiedzanych miast Europy Wschodniej, szczególnie miłe sercom Polaków, potrafi oczarować każdego. Starówką, którą jest jedną z największych na świecie, atmosferą, stylowymi uliczkami i małymi kafejkami. Tu się przyjeżdża nie "zobaczyć", ale przede wszystkim "pobyć": odszukać ślady Mickiewicza, posłuchać ludzi rozmawiających z charakterystycznym zaśpiewem, posiedzieć nad Wilią, zapalić światełka na Rossie czy zadumać się pod słynną Ostrą Bramą z cudownym wizerunkiem Matki Boskiej. Koniecznie trzeba też pojechać do oddalonych o niespełna 30 km Troków, legendarnej stolicy Litwy. Nad wyspą na jeziorze Galwe góruje ogromne zamczysko, a jedną z ulic miasteczka okalają drewniane, kolorowe domy. Mieszkają w nich Karaimowie sprowadzeni przez księcia Witolda z Krymu, dziś jeden z najmniejszych narodów Europy.
Podróż do Lwowa to podróż w czasie: wyprawa na stare miasto, do kościołów, na cmentarz Łyczakowski czy górujący nad wszystkim zamek. To także poranna herbata wypijana pod jedną z budek wraz z kupioną w sąsiedniej budce bułką i obiad w miejscowym, staroświeckim barze, w którym serwują wareniki albo pielmieni zapijane szklaneczką czegoś mocniejszego, albo przejażdżka starym tramwajem, który mozolnie pokonuje kręte, pnące się w górę ulice.
Ciekawie o tej porze roku jest wybrać się także dalej na wschód - do Petersburga. Miasto, nazywane Wenecją Północy albo najbardziej europejskim z rosyjskich miast, słynie z plątaniny kanałów i przerzuconych nad nimi mostków z kutymi balustradami. Przyjezdnych przyciąga sztuką i historią (Ermitaż, Twierdza Pietropawłowska, krążownik "Aurora"), wschodnią atmosferą (choćby słynne marszrutki zatrzymujące się wszędzie, gdzie pasażer sobie zażyczy. Chociaż zdają się jeździć bez żadnego ładu i składu, o dziwo - miejscowi znają ich trasy i o dziwo - trasy te rzeczywiście istnieją) oraz przedziwnym poczuciem absurdu (choćby słynna Kunstkamera, czyli Muzeum Antropologii i Etnografii, w której na rozkaz zafascynowanego anatomią cara Piotra Wielkiego zgromadzono zbiór zakonserwowanych w formalinie osobliwości: zniekształcone płody, zdeformowane części ludzkiego ciała, szkielety bliźniąt syjamskich, pokiereszowane czaszki i kości. Na tym tle carskie zęby - także eksponaty - nie robią raczej na nikim wielkiego wrażenia). Jednak o tej porze roku atrakcją Petersburga samą w sobie jest pogoda: siarczysty mróz pięknie zdobi balustrady na mostkach i skrzy się w oknach pałaców i kamienic. Ludzie, zamiast mostami, zamarzniętą na kość Newę pokonują, idąc po tafli lodu. Kiedy już rzekę przekroczą, dla rozgrzewki wstępują na jednego głębszego: bary, w których serwują wódkę, są tu na każdym kroku. Wypija się setkę po petersbursku - nawet nie zdejmując czapki, kurtki czy siadając przy stole - i tak rozgrzanym znowu można wyjść na zewnątrz.
Rosja. Petersburg/Fot. Shutterstock
Jeśli chodzi o elegancję, Petersburgowi może dorównać tylko Odessa: spacerując jej ulicami potknąć się nader łatwo, bo idzie się z zadartą wciąż głową, oglądając detale na pastelowych, ładnie odnowionych kamienicach. Wystarczy jednak wejść na ich podwórko, żeby trafić do innego świata: świata rozwieszonego prania, mytych samochodów, przybudówek letnich kuchni, zabudowanych balkonów i - tak, tak - nierzadko kurki hodowanej na własny użytek. Założona przez carycę Katarzynę Wielką, na klifie wśród wydartych Turkom stepów, Odessa została zbudowana ze skały wydrążonej spod miasta - większość budowli wznieśli tu Włosi, starając się, by miasto dorównywało europejskim stolicom. Chyba im się udało.
Klasyka zawsze modna, czyli dokąd na klasyczny city break:
Londyn: na zakupy - od słynnego Harrodsa, przez Oxford Street po polowanie w Charity Schops, przejażdżkę słynnym piętrusem, do Big Bena, diabelski młyn London Eye i słynnego British Museum. Dla odważnych - także na brytyjskie śniadanie;
Paryż: po elegancję, luz i atmosferę wiecznej zabawy. Prawdziwy Paryż to nie tylko wieża Eiffla, Luwr i Łuk Triumfalny, ale też stoiska bukinistów nad Sekwaną, wieczorne śpiewy z gitarą pod katedrą Sacre Couer, wino pite w parkach i włóczęga po dzielnicy Montmartre;
Madryt - po słynne muzeum El Prado ze zbiorami m.in. El Greco, Boscha, Goyi, Michała Anioła i Rembrandta oraz kulinarne ekscesy pod postacią churros z czekoladą - pączków, które macza się w gorącej czekoladzie - i mocną kawę;
Barcelona - po życie przez całą dobę, architekturę Gaudiego, bary tapas i kultową Ramblę - najsłynniejszy ze słynnych deptaków, który nie zamiera nawet na chwilę;
Mediolan - po elegancję i pewien klimat najmodniejszego i jednego z najdroższych miast świata;
Rzym - po urok, doskonałość Koloseum, piękno Bazyliki św. Piotra i muzeów Watykanu oraz artystyczną atmosferę Zatybrza.
Madryt/Shutterstock