Zanim opowiemy o zwyczajach świątecznych w różnych krajach Europy, wróćmy na moment do bożonarodzeniowych korzeni. Zanim chrześcijanie zaczęli obchodzić końcówkę roku jako radosny czas narodzin Jezusa, okres ten słynął wyłącznie z zimowego przesilenia. Dokładnie 25 grudnia poganie celebrowali powrót słońca - każdy mógł zobaczyć, jak słońce na nowo pojawia się na horyzoncie, zwyciężywszy długie, ciemne noce, co dla wielu oznaczało symboliczny powrót do życia. Poganie określali nawet dzień zimowego przesilenia mianem Urodzin Nieprzezwyciężonego, a jego obchody w wielu aspektach przypominały... narodziny Jezusa.
Nie wszyscy pewnie wiedzą, że ten gruby facet z workiem, który w czerwonym płaszczu przemierza w jedną noc cały glob, ma pomocnika - Krampusa. Krampusa znają jednak bardzo dobrze austriackie dzieci, zwłaszcza te mniej grzeczne, gdyż zadaniem tego niezbyt urodziwego pomocnika Mikołaja jest straszenie i karanie krnąbrnych maluchów. Krampus wyglądem przypomina kozę, co upodabnia go do demona, a i charakter ma iście diabelski. Dziś w Austrii w roli Krampusów występują zwykle młodzi mężczyźni, którzy spowici w łańcuchy i dzwonki, przemierzają ulice, strasząc napotkane dzieci.
Pamiętacie o pozostawieniu dodatkowego nakrycia dla "niespodziewanego wędrowca"? Portugalczycy idą w tej tradycji o kilka kroków dalej - dla nich święta Bożego Narodzenia to nie tylko czas radości z narodzin, ale także celebrowania pamięci o tych, którzy odeszli. Podczas wigilii Portugalczycy zostawiają dla zmarłych nakrycie, tyle, że nie jest ono puste, lecz pełne jedzenia - w ten sposób pragną obdarować umarłych, wierząc, że ich pamięć i szczodrość zapewni im spokojny, szczęśliwy nowy rok.
Okna już umyte? Kurze pościerane? Pajęczyny zza szafek wyciągnięte? Pewnie zaskoczy Was wiadomość, że będąc na Ukrainie, nie musielibyście się tak starać - tam im większa pajęczyna, tym lepiej i wcale nie należy jej skrywać za szafką, wręcz przeciwnie. Ukraińcy traktują pajęczynę jako kolejną ozdobę choinkową, odwołując się tym samym do legendy o ubogiej wdowie i jej dzieciach, które nie mogły sobie pozwolić na udekorowanie świątecznego drzewka, gdyż ledwo starczyło im pieniędzy na przygotowanie kolacji. Legenda głosi, że pierwszego dnia świąt podekscytowane dzieci obudziły swoją matkę, krzycząc, że drzewko już jest ozdobione. Okazało się, że dekoratorem został pająk, który w nocy spowił choinkę w migoczącą w świetle pajęczynę. Ta z czasem przemieniła się w srebro i złoto, sprawiając, że rodzina nie była już dłużej uboga. Dziś nie trzeba szukać całej pajęczyny - wystarczy ukryć w drzewku plastikowego pająka, który ma przynieść szczęście i dostatek w nadchodzącym roku.
Najwyraźniej jesteśmy w mniejszości, jeśli kojarzymy święta Bożego Narodzenia wyłącznie z czymś miłym, spokojnym i przyjemnym. Była już wdowa, byli umarli, okrutny pomocnik Mikołaja - przyszła pora na czarownice. Wygląda na to, że w wigilijny wieczór wszystkie udadzą się do Norwegii w poszukiwaniu nowych środków transportu. Dlatego też przezorni Norwegowie chowają na tę noc wszystkie posiadane przez siebie miotły. Ciężko stwierdzić, czemu akurat noc Bożego Narodzenia wydaje się czarownicom najwłaściwszym terminem rabunku, ktoś wie?
Zapomnijcie na dobre o aniołkach, które chodzą od drzwi do drzwi, nucąc kolędy. Słynący z uwielbienia dla przebieranek Łotysze w święta Bożego Narodzenia zmieniają się nie do poznania. Świąteczną tradycję określają mianem mumifikacji, co daje pewne wyobrażenie co do skali przedsięwzięcia. Tej nocy łotewskie ulice zapełniają się mieszkańcami skrytymi za maskami zwierząt takich jak niedźwiedzie czy kozy lub pod strojami zombie i snopów siana. Nie jesteśmy pewni, jak dokładnie wygląda strój stogu siana, jednak nie wątpimy, że Łotysze umieją sobie z tym poradzić.
Pamiętacie jedną z wróżb andrzejkowych, kiedy to samotne dziewczęta torują sobie drogę wzdłuż pokoju, organizując wyścig butów? Najwyraźniej to, w czym kroczymy przez życie, ma spore znaczenie dla kierunku, który obierzemy. Mieszkanki Czech również wykorzystują buty, by pomóc szczęściu i poznać przyszłość - w wigilijny wieczór stają tyłem do drzwi wejściowych i rzucają obuwiem przez ramię. Jeśli but spadnie tyłem do drzwi, wtedy właścicielka pozostanie panną przez następny rok, natomiast jeśli but skieruje się noskiem do wejścia - wtedy pora szykować się do przyszłorocznego wesela.
Nie za długo udało nam się cieszyć dziwną, ale całkiem przyjemną czeską tradycją, a już trzeba wrócić do odwiecznej walki Dobra ze Złem. Tym razem odwołują się do niej Grecy, walcząc z kreaturą imieniem Kallikantzaroi, goblinem, który mieszka głęboko, głęboko pod ziemią. Niektóre greckie rodziny próbują się przed nim ustrzec wieszając wewnątrz kominka świńską szczękę, co ma na celu odstraszenie złych duchów od zakłócania domowego spokoju.
Jeśli macie coroczny dylemat karpiowy, to na wieść o tym, jaka Boże Narodzenie obchodzi się na Grenlandii, ścierpnie Wam skóra. Mieszkańcy tej lodowej krainy zwykli bowiem zjadać kiviak, czyli surową, podgniłą już alkę (gatunek średniego ptaka morskiego), zdecydowanie nieświeżą. Najczęściej poluje się na nią pół roku wcześniej, zakopuje w ziemi lub przysypuje kamieniami i na świąteczny stół - jak znalazł. Ci, którzy nie mieszkają na Grenlandii, ale przemogli się i spróbowali kiviaku, twierdzą, że zgniła alka smakuje po prostu bardzo kwaśno i pachnie jak angielski ser Stilton.
Nie zapominajmy, że ze świąt Bożego Narodzenia najbardziej cieszą się dzieci i to właśnie im poświęcona jest hiszpańska tradycja zwana katalan. Co roku jeden z członków rodziny kupuje specjalnie przygotowany, uśmiechnięty kawał drewna. Najczęściej przypomina on psa albo łosia, który stoi na stojaku imitującym nogi. Po wniesieniu pieńka do domu, rodzina napełnia go słodyczami i zabawkami. W święta dzieci stukają w drewno, póki dosłownie nie wydali ono z siebie przyjemnej zawartości. Wszystkiemu towarzyszy bardzo radosna piosenka: Zrób kupkę, Pieńku, wydal nugat, orzechy i twaróg, jeśli Ci się to nie uda, wtedy Cię zbijemy, więc zrób kupkę, Pieńku. Hmm
Niedaleko pada Hiszpania od Katalonii, jeśli chodzi o bożonarodzeniową tradycję. Caganer, bo o nim mowa, nie jest z pewnością postacią, dla której znalazłoby się miejsce w polskich jasełkach czy kościelnej stajence, jednak w Katalonii podczas świąt pełni on ważną rolę. Najczęściej jest to nieduży mnich, usytuowany gdzieś w rogu sceny, który w najlepsze... robi kupę. Wbrew pozorom nie jest to próba ośmieszenia narodzin Chrystusa ani dowód świętokradztwa, Caganer zwiastuje urodzaj i bogate zbiory.
Istnieje pewna zabawna, ale też wzruszająca legenda, mówiąca o uprzejmej starej czarownicy, napotkanej przez trzech króli na drodze do Betlejem. Królowie poprosili wiedźmę o schronienie, a ona się zgodziła. Następnego ranka zaproponowali jej, by do nich dołączyła i wraz z nimi poszukała wyjątkowego, boskiego dziecięcia. Befana odmówiła, twierdząc, że musi... posprzątać. Gdy skończyła, ruszyła za trzema królami, jednak nie udało jej się znaleźć Jezuska. Mówi się, że od tego czasu co roku chodzi po włoskich domach, nie ustając w poszukiwaniach. Włoskie dzieci wystawiają dla niej wino i jedzenie, a Befana zostawia im prezent, gdyż nie ma pewności, czy nie trafiła tym razem na właściwy dom.
Czarny Piotruś jest bardzo podobny do austriackiego Krampusa - pełni rolę ciemnoskórego pomocnika św. Mikołaja, który bierze na siebie przykry obowiązek uporania się z niegrzecznymi holenderskimi dziećmi. Uznaje się także, że podczas gdy św. Mikołaj stanowi uosobienie Boga, Czarny Piotruś jest jego diabelskim sługą. Co roku setki dzieci w Holandii malują twarze na czarno za pomocą węgla, przebierają się w szaty Piotrusia i tak przemierzają ulice Holandii. Odbywają się także parady, których jedną z atrakcji jest przejazd platformy, na której jedzie św. Mikołaj i jego czarni słudzy.
Walijczycy potrafią zarobić pieniądze na wszystkim, nawet przy użyciu głowy konia. Dokładniej jego czaszki. Należy znaleźć starą, końską czaszkę, nabić ją na pikę, przykryć starym prześcieradłem i wystawić na ulicy. Pochód ludzi niosących czaszkę stara się przeróżnymi sposobami sprawić, aby czaszka ugryzła jednego z przechodniów. Jeśli to się uda, pogryziony nie dostanie odszkodowania, za to sam musi zapłacić ofiarę.
Niemcy wieszają na choince bombkę w kształcie ogórka i nie jest to jednak zwykła bombka. Tak jak dla nas najważniejszą ozdobą wieszaną na drzewku jest gwiazda bądź czubek, tak Niemcy wieszają właśnie ogórka i to wcale nie na szczycie - ogórkowa bombka ona być bowiem dostępna dla dzieci, które spędzają wigilię na poszukiwaniach. Kto pierwszy znajdzie bombkę, dostaje dodatkowy prezent oraz błogosławieństwo na nadchodzący rok.
W szwedzkim mieście Gavle zwykło się na święta budować wielką słomianą kozę, która w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia staje w ogniu. Tradycja ta narodziła się w roku 1966 i tak naprawdę powstała w wyniku wypadku, który zaowocował pożarem. Pewien szwedzki architekt chciał wznieść w centrum miasta ozdobną kozę, będącą odpowiednikiem kozy wywodzącej się z tradycji pogańskiej. Koza była zrobiona ze słomy, a w okolicy Nowego Roku ktoś zaprószył ogień, w wyniku czego koza doszczętnie spłonęła. Od tego czasu, aż do dziś, słomianą, wielką kozę spala się w Szwecji w okresie świątecznym.
Na podstawie Wackyowl.com