Turystyka ekstremalna, cmentarna, medyczna i inne - ciekawe trendy w turystyce

Plaże Szarm el-Szejk - było. Costa Brava - było. Indie, Japonia i Francja też. Gdzie pojechać, jeśli nurkowanie na rafach koralowych to miłe wspomnienie z ubiegłego roku, a Rzym kojarzy się z upałem i hordami turystów? Mamy kilka podpowiedzi. Można pojechać na przykład na cmentarz. Albo do Alzacji na orgię wina i jedzenia. Potrzebny nowy nos, szczęka lub oczy? Zapraszamy na Tajwan lub do Tajlandii. Rozwód - proszę bardzo, jedziemy do Rumunii. Zaskakujące trendy w turystyce wcale nie mają aż tak mało fanów, jak mogłoby się wydawać. Choć niektóre są naprawdę dziwne...
paryski Cimetiere du Pere Lachaise, paryż paryski Cimetiere du Pere Lachaise, paryż Paryż. Cimetiere du Pere Lachaise/Fot. Shutterstock

Turystyka cmentarna

Turystyka cmentarna - zwiedzanie cmentarzy

Istniejąca od wieków tradycja pielgrzymowania do miejsc pochówku świętych i przywódców religijnych doczekała się współczesnej mutacji, w której aspekt religijny ma mniejsze znaczenie. W turystyce cmentarnej, bo to niej mowa, najważniejszy jest sam cmentarz - jego położenie, architektura i wiek nagrobków, wreszcie związane z konkretnym cmentarzem legendy i wspomnienia odwiedzających. W komercyjnej turystyce cmentarnej święci też są już inni. Zamiast nagrobków religijnych przywódców "laickie" wycieczki do nekropolii odwiedzają groby gwiazd rocka, polityków, pisarzy czy poległych na wojnach żołnierzy. Jednym z najsłynniejszych cmentarzy - atrakcji turystycznych - jest paryski Cimetière du Père Lachaise. Leżą tam m.in. charyzmatyczny wokalista The Doors, Jim Morrison, francuska gwiazda piosenki, Edith Piaf, pisarze Honore de Balzac, Marcel Proust i Oscar Wilde. Polacy chętnie odwiedzają m.in. grobowiec Fryderyka Chopina. Japończycy z kolei mają nekropolię Yanaka - miejsce spoczynku ostatniego szoguna Yoshinobu, który w 1868 r. oddał władzę cesarzowi Japonii.

Na cmentarzu La Recoleta w Buenos Aires zwiedzający mogą zobaczyć m.in. grób Evity Peron. Tłumy Amerykanów przychodzą na cmentarz Arlington - miejsce pochówku zamordowanego w zamachu prezydenta Johna F. Kennedy'ego, na którego grobowcu płonie wieczny ogień.

Branża turystyczna szybko zorientowała się, że na cmentarnej turystyce można zarobić. Wycieczkę na cmentarz Arlington można wykupić na stronie www.cemeterytours.net. W bogatej ofercie tego portalu są m.in. wycieczki na nowoorleański cmentarz Lafayette, a nawet do muzeum Auschwitz Birkenau. Wśród europejskich nekropolii popularne są m.in. cmentarz poległych w trakcie inwazji w Normandii żołnierzy amerykańskich w Colleville-sur-mere, wiedeński Zentralfriedhof, gdzie leżą m.in. Ludwig van Beethoven, Franz Schubert, Johannes Brahms i Johan Strauss, i ogromne katakumby Rzymu. Niesamowite wrażenia zapewnia wizyta na starym cmentarzu żydowskim w Pradze, gdzie na małym skrawku ziemi grzebano zmarłych od XV wieku - stąd warstw nagrobków jest miejscami nawet 12.

A co jeśli interesuje nas konkretny grobowiec na konkretnym cmentarzu? Nic prostszego - wystarczy wyszukać go na stronie "Znajdź Grób" (www.findagrave.com). W 2011 r. strona umożliwiała wyszukiwanie spośród prawie 70 mln. rekordów. Do modnej kategorii "mrocznej turystyki" (dark tourism) należą też wyprawy do miejsc wszelkich katastrof. Można zwiedzać Hiroszimę, Czarnobyl, Ground Zero w Nowym Jorku (miejsce ataków 11.09.2001) czy muzeum ludobójstwa Tuol Sleng w Kambodży.

Czy Polska stanie się hitem turystyki medycznej? Czy Polska stanie się hitem turystyki medycznej? Fot. Shutterstock

Turystyka medyczna

Turystyka chirurgiczna, turystyka medyczna. Nowa twarz, nowa nerka? Nasz klient nasz pan

Jeszcze żyjemy i chcemy wśród żywych pozostać? Zamiast na cmentarz lepiej pojechać do lekarza. A jeśli dodatkowo można zapłacić za wizytę kilka razy mniej niż w ojczyźnie (nawet po doliczeniu biletów lotniczych), a na miejscu na rekonwalescentów czekają plaże, drinki z palemką i ciepłe morza, nic dziwnego, że turystyka medyczna rozwija się w zawrotnym tempie, a głównymi klientami szpitali w najprężniej rozwijających się krajach dawnego III Świata, m.in. w Indiach czy Tajlandii, są zamożni Europejczycy i Amerykanie. A naprawić w ciele można wszystko: znakomicie wyposażone szpitale i wykształceni w większości na Zachodzie lekarze oferują operacje kolan czy bioder, chirurgię dentystyczną i kardiochirurgię. A jeżeli ktoś chce wyjechać na wakacje, a wrócić z nich jako inny człowiek - w ofercie są również operacje plastyczne.

"Coraz więcej turystów wybiera tę opcję: łączy wakacje z opieką zdrowotną. A czynią tak dlatego, że coraz więcej krajów oferuje pierwszej klasy usługi medyczne w cenach rodem z krajów Trzeciego Świata" - pisze "Times" I tak w tajskim szpitalu-kombinacie Bumrungrad spotkamy więcej pacjentów z zagranicy, niż w jakimkolwiek innym szpitalu na świecie. Gigantyczna placówka zapewnia turystom medycznym usługi ponad 500 lekarzy, z których większość jest po stażach za granicą. A ceny to jedna ósma tego, co zapłaciłby przeciętny Amerykanin - podsumowuje tygodnik.

Bangkok nie jest jedynym miejscem, gdzie turystyka medyczna kwitnie, na jego konkurenta wyrasta Tajpej. Tajwan kusi supernowocześnie wyposażonymi placówkami, gdzie za jedyne 91 tys. dolarów wykwalifikowani lekarze przeszczepią nam nową nerkę. Średnia cena takiego zabiegu w USA wynosiła w 2011 roku ok. 300 tys. dolarów. Ale nie do wszystkich azjatyckich krajów warto jechać po przeszczep - w Indiach istnieje bowiem duże ryzyko, że dawca organu nie oddał go do końca z własnej woli lub też zapłacono mu za niego marne grosze. Warto rozważyć przeciwny kierunek - na Kubę. Jedną z niewielu prawdziwych zdobyczy rewolucji Fidela Castro jest opieka medyczna - świetnie wykształceni lekarze i dobrze wyposażone szpitale. Nic dziwnego, że gdy autorytarny prezydent Wenezueli Hugo Chavez zapadł na zdrowiu, natychmiast poleciał leczyć się w szpitalach swojego przyjaciela Castro. Jeśli zaś Kuba jest za daleko, nie wolno pogardzić wybrzeżem Bałtyku - dobrze wypocząć np. po zabiegu chirurgii plastycznej można choćby na plażach Łotwy.

ser, Francja ser, Francja Fot. Shutterstock

Turystyka kulinarna

Turystyka kulinarna. Wino, sery, czekolada, owoce. Raje dla łasuchów

Zadowolony turysta to najedzony turysta. Najlepiej dobrze najedzony i zaprawiony dobrym lokalnym trunkiem. W wielu krajach turystyka kulinarna, czyli podróże do miejsc, gdzie wytwarzane są określone produkty żywnościowe lub w których organizowane są festiwale kulinarne, to już żyła złota. Jak we francuskiej Alzacji, gdzie na głodnych wrażeń wczasowiczów czeka m.in. 180-kilometrowy Szlak Winny, na trasie którego odwiedzamy kolejne miejsca i kosztujemy lokalnych wyrobów przemysłu winiarskiego. W położonym przy granicy z Niemcami i Szwajcarią regionie nie mogło zabraknąć też piwa - podobno jeżeli we Francji warto gdzieś wypić piwo, to właśnie tam.

Miłośnicy zakąski też nie będą zawiedzeni. W Alzacji jest m.in. Szlak Pstrąga i Szlak Smażonego Karpia. Jak to we Francji, musi być też Szlak Sera. No i niebo w gębie dla wszystkich zawodowych łasuchów - Szlak Czekolady. Najlepiej zacząć od Szlaku Sera, potem Szlaku Winnego, a skończyć na Szlaku Czekolady. Albo odwrotnie...

A jeśli te delicje nam się znudzą, jest też i kwaśny akcent - Szlak Kiszonej Kapusty. Niemieckie sąsiedztwo zobowiązuje. Ale obszar niemieckojęzyczny nie musi być zredukowany do piwa, kiełbasek i kapusty (choć to nic złego, wręcz przeciwnie). W Austrii stworzono około 100 tzw. regionów dobrego smaku. I tak można przewędrować m.in. Szlak Serowy, gdzie ciekawski turysta może przyjrzeć się całemu procesowi powstawania alpejskich serów, nauczyć się ich wyrabiania, no i oczywiście ich spróbować... Pycha.

Jeśli turystyka kulinarna, to nie można zapomnieć o Polsce. Na pohybel kiepskim garkuchniom! Po latach wielkiej socjalistycznej smuty polska kuchnia odżyła, a lokalne produkty - piwo z małych browarów czy regionalne dania szturmem - wchodzą do menu dobrych (i niekoniecznie drogich) restauracji i knajp. Jak porządna kwaśnica - to w górach. Miody, grzyby, ryby - kuszą piękne Mazury. Turystyka kulinarna w Polsce ma olbrzymi potencjał. Warto wypić za jej powodzenie. Najlepiej łącką śliwowicę.

Turystyka ekstremalna

Turystyka ekstremalna. Crazy Ivan, czyli jak szaleć, to w Rosji

Kieliszek na odwagę, i to niejeden, przyda się za to w Rosji. O naszych wschodnich sąsiadach śmiało można powiedzieć, że czeka ich świetlana przyszłość w branży międzynarodowej turystyki ekstremalnej. Jak wygląda jazda gazikiem przez Syberię - opowie lepiej Jacek Hugo-Bader. A jeśli perspektywa miesięcznej podróży przez rosyjski Daleki Wschód jest dla nas trochę zbyt odważna, są i inne atrakcje. Co powiecie na rafting? 12-dniowa wyprawa rzeką Oką kosztuje 2,750 dolarów, w cenie są posiłki i nocleg. Wyprawy organizuje m.in. kalifornijskie biuro Raft Siberia. Ekstremalnych wrażeń można też poszukać na Ukrainie. Wyprawa z przewodnikiem do miast-duchów wokół zniszczonej w 1986 w wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu kosztuje jedyne 350 dolarów (trzeba sprawdzić, czy wycieczki są w danym momencie organizowane). A wrażenie, gdy licznik Geigera zaczyna coraz wyraźniej wydawać dźwięki - nie do podrobienia. Jeśli jednak paliwo nuklearne nie wystarczy do zaspokojenia naszego apetytu na turystyczne ekstremum, może wystarczy paliwo do silników odrzutowych? Za jedyne 16,5 tys. dolarów firma Incredible Adventures wpakuje nas do kabiny rosyjskiego myśliwca MiG-25. Wraz z doświadczonym pilotem, który rozpędzi maszynę do 2,5 macha. Rosja z ponaddźwiękowym sznytem to po prostu jest to.

Właściciel koncernu medialnego Virgin Interactive - Richard Branson otworzył w Nowym Meksyku swój wymarzony port lotniczy i zamierza wysyłać ludzi w kosmos. Miliarder liczy też, że bardzo się na tym wzbogaci, bowiem jego Virgin Galactic to jedyny komercyjny przewoźnik kosmiczny na rynku. Oto serce całego przedsięwzięcia - Spaceport America. Właściciel koncernu medialnego Virgin Interactive - Richard Branson otworzył w Nowym Meksyku swój wymarzony port lotniczy i zamierza wysyłać ludzi w kosmos. Miliarder liczy też, że bardzo się na tym wzbogaci, bowiem jego Virgin Galactic to jedyny komercyjny przewoźnik kosmiczny na rynku. Oto serce całego przedsięwzięcia - Spaceport America. fot. spaceportamerica.com

Turystyka kosmiczna

Turystyka kosmiczna: Ostateczna granica przekroczona

Ziemska gwiezdna flota jeszcze nie powstała, a promy kosmiczne poszły na złom, ale przyszłość kosmicznej turystyki rysuje się w ciekawych barwach. Sądzisz, że na Ziemi byłeś już wszędzie? Czas ruszyć "szybciej, wyżej, dalej". Wspomniana firma Incredible Adventures za 15 tys. dolarów wyniesie nas na 24 km nad powierzchnię morza. Piękna panorama całego świata jest w standardzie. Dalej jest już tylko kosmos. Rosyjska agencja kosmiczna nie narzeka na brak zleceń - jak dotąd w kosmos rosyjskimi Sojuzami poleciało siedmiu turystów. Mało? Nie, jeśli wie się, że każdy taki lot kosztował ponad 20 mln. dolarów. Ale Moskwie wyrasta konkurencja. Niestrudzony właściciel linii lotniczych Virgin, miliarder Richard Branson, miesiąc temu otworzył na pustyni w Nowym Meksyku pierwszy komercyjny port kosmiczny - Spaceport America. Z futurystycznego kosmodromu zaprojektowanego przez lorda Normana Fostera już w przyszłym roku odleci statek kosmiczny "SpaceShipTwo". Zabierze na pokład dwóch pilotów i sześcioro turystów, w tym samego Bransona. Otwarty z pompą port kosztował 200 mln. dolarów, ale miliarder może spodziewać się zysków - już 450 osób zadeklarowało, że wybierze się w podróż z liniami Virgin Galactic. Za jedyne 200 tys. dolarów od osoby.

rozwód rozwód Fot. Shutterstock

Turystyka rozwodowa

Turystyka rozwodowa. Szybko, łatwo i...przyjemnie?

Niejeden niedoszły kosmiczny turysta zrezygnuje z wymarzonej podróży, gdy w obawie o bezpieczeństwo mąż/żona zagrozi rozwodem. Ale może nie warto rezygnować zbyt szybko? Są na świecie państwa, które przyciągają turystów właśnie prostotą rozwodowych procedur. Pary meldują się w danym kraju specjalnie po to, by jego władze szybko i bez zbędnych formalności udzieliły im rozwodu. W USA najłatwiej rozwieść się (a wcześniej wziąć ślub) w Las Vegas. Za to w Europie warto wybrać się do Bukaresztu.

Turystyka rozwodowa zaczyna już być w Rumunii dobrym biznesem. Miejscowe firmy proponują przybyszom z zagranicy pomoc w załatwianiu formalności związanych z rozwodem. A ten jest orzekany w kraju hrabiego Draculi błyskawicznie. Jeśli para nie ma dzieci, małżonkowie podpisują oświadczenie o tym, że pragną się rozstać. Po 30 dniach od jego podpisania nie są już małżeństwem. Jeśli rozwodu chce tylko jedna strona, sąd rozstrzyga sprawę w kilka miesięcy - pisze "New York Times". "Rozwód po rumuńsku" cieszy się, według amerykańskiej gazety, popularnością m.in. we Włoszech, gdzie koszty długotrwałych rozpraw rozwodowych nie należą do niskich. Tylko w tym roku w Rumunii rozwiodło się prawie 3,5 tys. włoskich par. Jedyny warunek - trzeba... mieszkać w Rumunii. Ale i na to znajdzie się sposób. Od wejścia Rumunii do Unii Europejskiej kraj został objęty unijną swobodą przepływu osób. A firmy, jak wspomniana przez "NYT" włoska Divorzio Comodo, załatwiają dla swoich klientów rumuński meldunek. A i z uznaniem rumuńskiego rozwodu nie ma problemu - unijne prawo gwarantuje uznanie rozwodu udzielonego w każdym państwie członkowskim. A po wszystkim można zwiedzić Transylwanię lub wybrać się nad morze - 245 km wybrzeża Morza Czarnego kusi sklepami, zabytkami, kasynami, muzeami, pięknymi plażami i ciepłą wodą. W sam raz dla świeżo rozwiedzionych singli z odzysku.

turystyka ekstremalna, nurkowanie, lodowiec turystyka ekstremalna, nurkowanie, lodowiec Fot. Shutterstock

Turystyka polarna

Turystyka polarna. Zimno, zimno, coraz zimniej

Dużo zimniej niż w Rumunii będzie nad rosyjskim Morzem Białym. Ale właśnie o to chodzi. Tych, którym australijskie rafy i bogaty podwodny świat Morza Śródziemnego już się znudziły, Rosjanie serdecznie zapraszają nad Morze Białe. Tak, zamarza w zimie i właśnie wtedy można na nim uprawiać ice diving. Jak sama nazwa wskazuje, ice diving to nurkowanie w wodzie pod powierzchnią lodu. Jak się do tego zabrać? Najpierw wycinamy dziurę w skutym lodem morzu. Potem zakładamy odzież ochronną i... chlup! Widoczność jest wspaniała, temperatura wody nieco mniej, ale wrażenia - bezcenne! Anglojęzyczne pismo dla obcokrajowców mieszkających w Moskwie poleca wybrać się na ekstremalne nurkowanie z działającą przy Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym grupą "Podwodny Świat".

A jeśli rosyjska Daleka Północ jest zbyt blisko, pora na wyprawę na sam koniec świata. Jeden z dwóch. Według raportu ONZ z 2007 r. liczba turystów odwiedzających Antarktydę wzrosła w ostatniej dekadzie o 757 proc., zanotowano też 430-procentowy wzrost liczby statków przepływających wokół rozciągającego się na biegunie południowym kontynentu. Wzrosła też liczba turystów odwiedzających Arktykę, a topnienie północnych lodów i otwierające się Przejście Północno-Zachodnie kreślą perspektywę rozwoju turystyki na tym obszarze. Co można robić wśród lodowców? Wyspecjalizowani podróżnicy pokonują trasy do biegunów, inni uprawiają polarne wędkarstwo, jeszcze inni - ekoturyści - koncentrują się na obserwacji dzikiej przyrody. Dalsze topnienie skuwających bieguny lodowców i narastające spory państw co do eksterytorialnego statusu biegunów mogą jednak sprawić, że niedługo nie będzie co tam zwiedzać.

Więcej o: