Wyobraź sobie, że chcesz w Poznaniu trafić na plac otaczający ratusz. Ten brukowany, z kolorowymi kamieniczkami, który widziałeś na pocztówce. "Przepraszam, jak trafię na Rynek"? - pytasz któregoś z przechodniów. Z pewnością usłyszysz: "Ale na który rynek"
Poznań, jak przystało na miasto biznesu, obfituje w rynki. Jest tu Rynek Jeżycki, Wildecki, Łazarski, Bernardyński. Na każdym z nich jest rynek, czyli targowisko lub bazar, jak zwykli nazywać skupiska straganów mieszkańcy innych regionów Polski. Poznański rynek bez straganów, za to z ratuszem to Stary Rynek - tę nazwę zapamiętaj.
Bo jeśli zapytasz o starówkę, poznaniak ci odpowie: - Starówka? Nie, u nas nie ma takiego miejsca.
Stary Rynek to dopiero początek wędrówki po obiektach ze starym w nazwie.
"Lubią go odwiedzać harleyowcy, nawet zbudowano tu dla nich podjazd. Tak jak kowboje, nie zsiadając z konia, mogą zamówić butelkę whisky i wytrąbić ją przy barze" - pisała o Starym Browarze w 1996 roku "Gazeta Wyborcza". Wtedy tę nazwę nosił pub mieszczący się na rogu ulic Półwiejskiej i Kościuszki, działający obok wytwórni wód gazowanych w liczących sobie 100 lat resztkach dawnego browaru Huggera. Pod koniec XX wieku właścicielką ruin została jedna z najbogatszych Polek, Grażyna Kulczyk. I w miejscu motocyklowej pijalni piwa zaczęła wznosić Centrum Biznesu, Handlu i Sztuki "Stary Browar".
W środę 5 listopada 2003 roku miasto oszalało. Na otwarcie Atrium, pierwszej części inwestycji, przybyły tłumy, ulice stanęły w korkach, koncertował Klaus Schulze, błyskały iluminacje. Pierwsze takie centrum! Z Zarą i H&M! Jednak zachwytom towarzyszyły nieprzyjemne szmery. Parę miesięcy wcześniej bowiem wyszło na jaw, że działki, na których Browar ma się rozbudowywać, miasto sprzedało rodzinie Kulczyków bardzo tanio: za ziemię pod inwestycję zapłacili jak za park.
Sądy wciąż próbują orzec, czy miasto postąpiło uczciwie. Szmery przycichły, a Stary Browar ma już nowe skrzydło zwane Pasażem i - obok Starego Rynku - jest obowiązkowym punktem zagranicznych wycieczek zwiedzających Poznań. Zdobywca nagród dla najpiękniejszego centrum handlowego świata zwraca uwagę umiejętnym połączeniem przemysłowej architektury z nowoczesnością. Warto rzucić okiem na oszukaną kamienicę, czyli fasadę od strony ulicy Półwiejskiej, wdrapać się po schodach od strony ulicy Kościuszki, zajrzeć na dziedziniec między Atrium a Pasażem imitujący śródmiejski plac czy poszukać wizerunku Grażyny Kulczyk na drzwiach jednej z wind.
Właścicielka dekoruje obiekt dziełami sztuki. W Atrium znajdziesz m.in. niezwykłą ławkę autorstwa Piotra Kurki obrazującą walkę dobra ze złem. Kolumny przy ruchomych schodach otula instalacja Leona Tarasewicza, obok ekrany informują o najbliższych wydarzeniach w Pasażu Kultury. Stary Browar lubią zwłaszcza wielbiciele tańca nowoczesnego.
W Pasażu obejrzeć można prace Mendiniego i Henyo. Na parterze Atrium, obok sieciowych sklepów, działa Bookarest, połączenie świetnie wyposażonej księgarni z kawiarnią i sklepem z designem. Zwolenników klubowego grania przyciąga klub SQ, a wielbicieli luksusowych sypialni: pięciogwiazdkowy hotel Blow Up Hall. W jednym z pokoi z łóżka można przeturlać się wprost do wanny, w innym: wanna kryje się w szafie. Nocleg już za 200 euro.
Kogo nie stać na takie spanie, może zajrzeć do hotelowego holu od strony ulicy Kościuszki, stanąć przed dziełem Rafaela Lozano-Hemmera "Blow Up" i zobaczyć własną postać rozbitą na piksele. Harleyowcy takiej możliwości nie mieli.
Przez lata drukarnię Concordia zasłaniał budynek kina Bałtyk. Stara drukarnia powstała na początku XX wieku, przez prawie sto lat drukowała książki i gazety. Kino zostało zburzone w 2003 roku, w jego miejscu stanął hotel Sheraton. Drukarnię kupił Piotr Voelkel, prezes firmy Vox i wielbiciel sztuki. W drukarni odbywały się wystawy Mediations Biennale, studenci wzornictwa w ramach projektu Nowy Folk Design uczyli się od ludowych rzemieślników koronkarstwa, plecionkarstwa i robienia zabawek z drewna. Dziś Ewa Voelkel, szefowa firmy ProDesign, remontuje obiekt, aby urządzić w nim centrum designu. Do środka nie wejdziesz, ale skoro już tu jesteś, zerknij na tabliczkę z rozkładem jazdy na przystanku autobusowym od strony ulicy Roosevelta. Choć kino drukarni już nie zasłania, przystanek wciąż nazywa się Bałtyk.
Rzeźnia miejska zaczęła działać w 1900 roku. Była wtedy zakładem bardzo nowoczesnym, do neogotyckich budynków wstawiono najlepsze dostępne wtedy maszyny. Wraz z rozwojem miasta i wzrostem zapotrzebowania na mięso w rzeźni dobudowywano nowe budynki. Spory kompleks z halami i kamieniczkami wygląda dziś jak miasto w mieście. Z czasem jednak urządzenia stawały się coraz bardziej przestarzałe, mieszkańcom zaczął przeszkadzać fetor.
W latach 90. spółka Pozmeat, ówczesny właściciel obiektu, przeniosła produkcję za miasto. Dziś właścicielem rzeźni jest bank, który przejął nieruchomość za długi Pozmeatu. Pomysłów na budynki było wiele: centrum kultury, Wydział Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, biblioteka. Żaden się nie ziścił.
Brak zainteresowania ze strony nabywców nie oznacza, że w rzeźni nic się nie dzieje. Organizowane są koncerty, przedstawienia teatralne, artyści przejmują rzeźnię podczas Festiwalu Malta i Made in Poznań, studenci Uniwersytetu Artystycznego prezentują w niej swoje prace. Szczególne wrażenie robią przedstawienia wystawiane na wewnętrznym dziedzińcu rzeźni. Wrażenia potęguje długa droga przez hale i wewnętrzne uliczki, którą musisz pokonać, zanim dotrzesz pod scenę.
Części rzeźni od strony ulicy Północnej możesz się przyjrzeć co weekend w godzinach 6-14, kiedy odbywają się targi staroci. Kupisz tu porcelanowy serwis do kawy, nieaktualny podręcznik, kasety magnetofonowe Popcorn Hits i zabytkowe rzeźbione sanie. Handel toczy się w atmosferze pikniku, przy dźwiękach disco polo i zapachu pieczonych na grillu kiełbasek.
W połowie XIX wieku na warciańskiej wyspie Grobla stanęła miejska gazownia. Przez lata pachniała mieszaniną siarczków i amoniaku, produkując gaz z węgla. Z początku surowiec przyjeżdżał do niej z Anglii przez Szczecin, bo Poznań nie miał jeszcze połączenia kolejowego ze Śląskiem. Na przełomie wieków w związku z rosnącą konkurencją ze strony energii elektrycznej zakład przechodził kryzys. Udało mu się jednak przetrwać. Gazownia zakończyła produkcję dopiero w 1970 roku, kiedy poznaniacy przerzucili się na gaz ziemny.
Dziś budynki z czerwonej cegły stoją na stałym lądzie, przy ulicy Grobla. To efekt uregulowania koryta Warty. Warto rzucić okiem na dawną kotłownię. Ze względu na kształt zwana jest przez poznaniaków katedrą. W Starej Gazowni ma powstać centrum kultury Nowa Gazownia, z miejscem na teatr, galerie, koncerty, warsztaty twórcze, centrum rekreacji i budowania więzi społecznych. Inwestycja wymaga jednak dużych nakładów, dlatego miasto, aby dać poznaniakom przedsmak tego, co ich czeka, postawiło przy gazowni okrągły pawilon z salą koncertową, konferencyjną, małą knajpką i biurem informacyjnym Nowej Gazowni.
SPOT to jedna z nielicznych instytucji mieszczących się w ponadstuletnim obiekcie zbudowanym z czerwonej cegły, która nie zawiera w swojej nazwie przymiotnika stary. W budynku przy ulicy Dolna Wilda przez 15 lat na przełomie XIX i XX wieku działała elektrownia. Później był mleczarnią i serownią, fabryką tabaczną, odlewnią artystyczną z brązu, schroniskiem dla bezdomnych i łaźnią miejską. Po wojnie służył sanepidowi jako magazyn środków sanitarnych, a po 1990 roku przez kilka lat sprzedawano w nim materiały PCV. Dziś jest tak wielofunkcyjny, że właściwie nie sposób powiedzieć, czym jest. Restauracją, sklepem z designem, galerią sztuki, klubem tanecznym? Jest wszystkim po trochu i jeszcze czymś dodatkowo. Dzieci uczestniczą tu w warsztatach projektowania sztuki użytkowej i dowiadują się, czy różowy jest zawsze dla dziewczynek, a niebieski dla chłopców. Dorośli uczą się gotować hiszpańskie dania, kręcą sushi, kupują wina i poddają się pielęgnacji w spa. Warto zajrzeć na którąś z wystaw organizowanych wspólnie z socjologami z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, np. poświęconą ludziom zakręconym na jakimś punkcie: jazdy na ostrym kole, szafiarstwa lub tuningowania obudów komputerowych. W ciepłe dni można wylegiwać się przed SPOT-em w leżaku, popijając sok z bzu.
Więcej informacji: Zrób to w Poznaniu! Przewodnik alternatywny