Samotna góra, z ostrym jak nóż wierzchołkiem, tnie powietrze nad włosko-szwajcarskim pograniczem. 4478 m n.p.m. Cztery i pół kilometra magnesu, który zahipnotyzuje każdego, kto odważy się spojrzeć. Patrzeć można do woli, ale ryzykują wszyscy, którzy zapragną więcej - ta góra pogrzebała już 500 osób. Ktoś mógłby powiedzieć, że Materhorn lubi ofiary z ludzi, ale to ludzka perspektywa. Góra zapewne ma inną - po prostu stoi niewzruszona tym całym szaleństwem, które się wokół niej wyczynia. A że jest niebezpieczna, to nie jej wina.
Tragiczne zabawy z Matterhornem zaczęły się dokładnie 151 lat temu - z historycznej siedmioosobowej ekipy pod dowództwem Anglika Edwarda Whympera, który dotąd chodził po wiosce i namawiał wieśniaków na wyjście razem z nim (zbzikował chłop kompletnie), aż dopiął swego - wróciły trzy osoby. Od tamtego dnia, 14 lipca 1865, nie było ani jednego roku bez wypadku. Nic dziwnego, skoro najłatwiejsza trasa na szczyt - granią Hörnli klasyfikowana jest jako trudna, a miejscami bardzo trudna. Nikomu, nawet bardzo doświadczonym alpinistom, nie zaleca się próby wejścia bez przewodnika. A wchodzą ludzie różni, bo ta gorączka może dopaść każdego. Nad Matterhornem niemal bez przerwy krążą więc helikoptery - rocznie ma tu miejsce ok. 80 akcji ratunkowych z ich udziałem.
Matterhorn to jeden z najbardziej znanych szczytów świata i oczywiście jeden z symboli Szwajcarii - jego kształt ma każda, nawet najmniejsza czekoladka Toblerone. Góra z czekolady to smakowity pomysł. Bo wprawdzie morderca, ale i natchnienie artystów, legenda. Z Zermatt, wioski u jej stóp, której chwała wyrosła na chwale wierzchołka, widoczna niemalże z każdego miejsca (wliczając niewielki cmentarz, gdzie leżą też polscy, polegli na Matterhornie, alpiniści). Najlepiej prezentuje się z mostu nad rzeką. O ile widać ją w ogóle - czasem, przy wielkim pechu, wierzchołek, a nawet cała góra znika w chmurach lub we mgle. 'Czy zobaczę ją dzisiaj?'. Chyba nie ma turysty, który będąc w Zermatt, nie wyskakuje spod kołdry rozgorączkowany, z tym jednym pytaniem w głowie. Zakochanie to w końcu choroba psychiczna.
By zobaczyć wspaniałą sylwetkę Matterhornu, nie trzeba więc w ogóle ruszać się z Zermatt. Ale warto podejść bliżej (nie za blisko). Oto cztery znakomite sposoby.
***
Trasa pocigu z Visp do Zermatt. Czerwiec w Szwajcarii / fot. Paulina Dudek
Jak dotrzeć do Zermatt:
Pociągiem z lotniska w Zurychu (3,5 h) albo z lotniska w Genewie (4 h). W Visp trzeba się przesiąść do Matterhorn Gotthard Bahn. Od Visp trasa pociągu biegnie przez majestatyczną dolinę Mattertal, mijając malownicze alpejskie wioski.
Zermatt jest także punktem startowym i końcowym jednego z najsłynniejszych pociągów świata - panoramicznego Ekspresu Lodowcowego (jedzie z Zermatt do St. Moritz lub Davos. Albo odwrotnie). To temat na osobną opowieść.
Baza hotelowa w Zermatt jest GIGANTYCZNA. Najtańszy pokój znajdziecie od 50 CHF za noc.
Gdy wysiądziecie na niewielkim dworcu w Zermatt, koniecznie popatrzcie na ścianę za peronami. Wśród powitań w kilku językach zobaczycie tam także polskie. Jedźcie więc do Zermatt bez żadnych kompleksów.
Na Matterhorn sposób 1: wjedź na Gornergrat
Wjazd zębatą kolejką na Gornergrat (3089 m n.p.m.) drenuje portfel i serce, ale to zrobić trzeba obowiązkowo. Przez 1496 metrów wagoniki pną się do nieba niemal w pozycji pionowej. Pierwsi turyści wjechali na Gornergrat w 1898 roku. Była to wówczas jedyna na świecie w pełni zelektryfikowana kolej zębata. Na tym Szwajcarzy nie poprzestali - dzisiejsza wersja kolejki jest bardzo eko - jej system hamowania pozwala odzyskiwać energię potrzebną do wspinania się w górę. Tacy sprytni.
Podróż zaczyna się na stacji dworca Zermatt i trwa niezapomniane 33 minuty - trasa biegnie przez mosty i wydrążone w skale tunele, modrzewiowe i piniowe lasy (otwórzcie okna i wystawcie nosy), mija skaliste wąwozy i górskie jeziora. A to jeszcze nic, bo na górze czeka jedna z najpiękniejszych górskich panoram na naszej planecie: masyw Monte Rosa z najwyższym szczytem Szwajcarii - Dufourspitze ( 4634 m n.p.m.) - Lodowiec Gorner (drugi największy w Alpach), w sumie 29 czterotysięczników, w tym oczywiście Matterhorn w całej okazałości (można stąd gołym okiem dostrzec chatkę-schronisko na grani Hörnli, a nawet sylwetki wspinaczy).
fot. Shutterstock
Infrastruktura turystyczna na Gornergrat jest perfekcyjna: mieści się tu 3100 Kulmhotel Gornergrat, najwyżej położony hotel w Europie (ceny współmierne), obserwatorium astronomiczne, restauracja samoobsługowa ze wspaniałym tarasem widokowym i sklepy z pamiątkami.
Na Gornergrat ma swój punkt startowy wiele ścieżek i szlaków turystycznych, letnich i zimowych. Latem w pobliżu platformy widokowej można podziwiać dzikie koziorożce.
Ceny: Wjazd i zjazd kolejką zębatą z Gornergrat kosztuje 45 CHF dla posiadaczy Swiss Travel Passów, karty GA i innych (bez tych kart cena wynosi 90 CHF). Dzieci mają 50% zniżki. Bilety można zarezerwować online tutaj.
Wejście na punkt widokowy jest bezpłatne.
fot. Shutterstock
Na Matterhorn sposób 2: zobacz odbicie w wodzie na szlaku Pięciu Jezior
Nietrudna i nieforsowna, a do tego nieprzyzwoicie piękna trasa na trekking. Można samemu, można z dziećmi (od lat sześciu), każdy da radę. Po drodze - obiecane pięć jezior: Leisee*, Moosjisee, Grünsee, Grindjisee* i Stellisee* - w tych z gwiazdkami* Matterhorn odbija się jak w lustrze. Poza stałą ekspozycją Matterhornu, duża różnorodność terenu, polodowcowe moreny i rzadkie alpejskie kwiaty, a w Leisee i Grünsee można się nawet wykąpać. Po drodze koniecznie trzeba zatrzymać się na piknik na łonie natury (jeśli wybieracie się z dziećmi, najlepiej zrobić to przy Leisee, gdzie jest plac zabaw).
fot. Paulina Dudek
fot. Paulina Dudek
fot. Paulina Dudek
fot. Paulina Dudek
fot. Paulina Dudek
Szlak Pięciu Jezior pod Matterhornem / fot. Paulina Dudek
Trekking można zacząć w Blauherd (2571 m n.p.m.) i skończyć przy stacji kolejki Sunnega (2288 m n.p.m.) lub na odwrót. Cała trasa liczy 9,3 km, a jej przejście zajmuje 2,5-3 godziny. Szlak jest dostępny dla piechurów od czerwca do września włącznie.
Mapę szlaku i dodatkowe informacje można ściągnąć z tej strony.
Na Matterhorn sposób 3: zjedź z góry na hulajnodze
Jeśli skończycie trekking w Sunnega, to zamiast schodzić pieszo do Zermatt albo zjeżdżać w dół kolejką, koniecznie pożyczcie na miejscu tzw. kickbikes, czyli podrasowane hulajnogi na grubych oponach. Z początku osobom bardziej płochliwym taki zjazd może wydać się rzeczą niemożliwą i absolutnie zbędną, ale zapewniam, że ja do najodważniejszych nie należę, a swojego kikbajka nie chciałam oddać. Wystarczy poćwiczyć na mniej stromym odcinku, by puściły wszelkie hamulce (w człowieku, bo hulajnoga hamuje bardzo sprawnie). Z hamulcem uwaga (zwłaszcza przednim), nie za ostro, da radę wylecieć przez kierownicę. Jest dużo zakrętów, przepaści, wiatr we włosach i pachnący piniowy las. Nikt, kto jedzie pierwszy raz, nie zna tej szalonej trasy, ale na tym polega zabawa!
Zjazd na hulajnodze ze stacji kolejki Sunnega - z przystankami / fot. Paulina Dudek
W połowie drogi zatrzymajcie się w zawieszonej na zboczu góry, obstawionej doniczkami z ziołami - ledwo ją zza nich widać, restauracji Ried (www.restaurantried.ch) na regenerujący posiłek. Gotują genialnie to, co Szwajcarzy mają najlepszego (ser, ser, ser, mięso, ser, dużo zieleniny - zasługa doniczek - pyszne wino), a widok na Matterhorn z tarasu jest stąd fenomenalny (wybór restauracji po drodze jest większy, ale tę polecam gorąco). Oto przepis na wymarzony dzień w Alpach, nie ma za co.
Hulajnogi wypożycza się przy górnej stacji kolejki (w Sunnega-Rothorn), oddaje przy dolnej (w Zermatt). Przy wypożyczeniu dostaniecie obowiązkowy kask. Żaden inny sprzęt ani przygotowanie nie jest potrzebne. Trasa liczy 7,2 km, przejazd zajmuje (bez przystanków) ok. 45 minut. Można zjeżdżać od 26 maja do 16 września. Wypożyczenie kickbike?a kosztuje 16 CHF (dorośli), 9 CHF (dzieci od 9 d0 16 lat), są bilety rodzinne za 51 CHF (dwoje dorosłych i dwoje dzieci poniżej 16 r.ż.).
Na Matterhorn sposób 4: złap się za głowę w Zermattlandis
Zermatlantis to podziemne muzeum Zermatt mieszczące się w samym centrum wioski. Jakoś tak się głupio utarło, że synonimem muzeum dla wielu osób jest ?nuda?, ale to tutaj spodoba się chyba każdemu (od dnia otwarcia w 2006 każdego roku Zermatlantis odwiedza ponad 40 tysięcy osób). A zresztą, powiem tak: to jest punkt obowiązkowy wizyty, bo bez zobaczenia Zermatlantis nie zrozumiecie w pełni fenomenu Zermatt. Nie i koniec. Idźcie.
Za głowę złapiecie się na pewno, oglądając sprzęt, z jakim w drugiej połowie XIX wieku śmiałkowie wybierali się na Matterhorn - szło się z konopną liną (fragment tej pierwszej, historycznej, oryginalnej, która pękła podczas legendarnej wyprawy w 1865 roku, a czterech ludzi poleciało w półtorakilometrową przepaść, można zobaczyć w gablocie - to największy skarb muzeum). Szło się w wełnianych skarpetach, tweedowych gaciach i golfie.
Buty w góry - przegląd epok / fot. Paulina Dudek
W sali multimedialnej na okrągło puszczane są filmy o Matterhornie, a podświetlana instalacja pokazuje różne drogi dojścia na szczyt. Do tego masa oryginalnego sprzętu, zdjęć i nagranych wspomnień. Wciąga.
Ale Zermatlantis to nie tylko podróż w czasie i przestrzeni do emocjonujących początków alpinizmu, ale też cała historia przekształcania się biednej osady w najmodniejszy alpejski kurort (to drugie wszak wynikło z pierwszego). Nowoczesny namiot na powierzchni wioski niczym nie zdradza tego, co znajduje się pod ziemią, a tam cofniecie się do Zermatt sprzed setek lat. Zajrzycie do odtworzonych w najdrobniejszych szczegółach domów, warsztatów, nawet izby miejscowego księdza. Jest koń i osioł, wyglądają jak żywe.
Muzeum warto odwiedzić na samym początku wizyty w Zermatt, wtedy na pewno inaczej spojrzycie na burżujski kurort. Zermatlantis jest świetną propozycją dla całych rodzin i jest przystosowane dla osób na wózkach inwalidzkich. Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 10 CHF, seniorzy i grupy powyżej 8 osób płacą po 8 CHF, dzieci (10-16 lat) - 5 CHF. Ze Swiss Passem wejście za darmo.
Bawcie się dobrze.
***
Dziękuję Switzerland Tourism za możliwość odkrycia Matterhornu od tylu stron.