Jeśli nie stolice, to co? 6 miejsc z dala od stołecznego blichtru na weekendowy wypad

Chcesz wyskoczyć na kilka dni do jakiegoś ładnego miasta, a widziałeś już popularne Berlin, Pragę czy Wilno? Oto kilka propozycji "niestołecznych" łatwo dostępnych z Polski.
Bergen/ Fot. Shutterstock Bergen/ Fot. Shutterstock Bergen/ Fot. Shutterstock

Bergen - jak dekoracja do filmu

Bergen - jak dekoracja do filmu

To jeden z tych obrazków, na które patrząc myślisz: "To dekoracja do filmu", a po chwili ochłonięcia: "Ja muszę tam być". Na nabrzeżu wrzynającego się w ląd fjordu od rana panuje ruch jak w ulu, bo rybacy sprzedają ryby, ostrygi i kraby ze świeżego połowu. Tuż za nimi stoją przyklejone do siebie drewniane domy o ostro zwieńczonych dachach: z tej perspektywy widać ich fasady w kolorach ostrej żółci, pomarańczy i czerwieni, a tło dla nich stanowią góry, ośnieżone nawet późną wiosną. Oto Bergen -duma hanzetyckich kupców, perełka Skandynawii, fenomen w kronikach meteorologicznych. Położone w krainie najpiękniejszych norweskich fjordów przyciąga szczególną atmosferą i jest doskonałym punktem na rozpoczęcie przygody z Norwegią. Trzeba się jednak dobrze przygotować: Bergen słynie z największej na świecie sumy opadów deszczu (pada tu średnio 250-270 dni w roku).

Podobnie jak woda na losach miasta odcisnął się ogień. Do Bergen w XIV w. przybyli niemieccy kupcy przekształcając je w jeden z najważniejszych hanzetykich ośrodków handlowych. Stworzyli miasto w mieście budując wedle ściśle określonego planu drewniane budynki z mansardami i balkonami. Mimo zakazu używania otwartego ognia i tak kilka razy poszło z dymem, na szczęście zostało pieczołowicie odbudowane.

Dzisiaj starówka Bryggen jest wpisana w całości na listę UNESCO, a spacerując jej uliczkami można się poczuć jak w średniowieczu. Strome i wąskie wybrukowane ulice są zresztą znakiem rozpoznawczym całego miasta, a włóczęga nimi czasem prowadzi w miejsce szczególne. W Bergen warto odwiedzić Muzeum Hanzetyckie, katedrę św. Olafa i kilka innych kościołów, muzeum Edvarda Griega (słynnego norweskiego kompozytora), czy jedno z najbogatszych i największych na świecie akwariów morskich. Jeśli zaś chcesz mieć cały widok jak na dłoni, najlepiej wjechać kolejką linową Floibanen na jedną z otaczających miasto gór.

Kjeragbolten/ Fot. Shutterstock Kjeragbolten/ Fot. Shutterstock Kjeragbolten/ Fot. Shutterstock

Norwegia. Niemożliwe staje się możliwym

Między Stavanger a Preikestolen. Niemożliwe staje się możliwym

Miłośnikom kolejek i kolei okolica zapewnia zresztą więcej wrażeń, i to na światowym poziomie. Świetnym sposobem na przybycie tutaj jest podróż koleją z Oslo, którą to trasę uważa się za jedną z najbardziej malowniczych na świecie. Warto zrobić krótki skok w bok wysiadając na stacji Myrdal i wskakując do kolejki Flam. To tylko 20 km, ale ponieważ na tej krótkiej odległości zjeżdża ona z wysokości ponad 800 m.n.p.m. nad fjord, jazda jest naprawdę szaleńcza. W równie malowniczą podróż można się wybrać z Bergen autobusem połączonym z przeprawami promowymi do położonego bardziej na południe Stavanger.

Samo Stavanger jest urocze, ale jego największe skarby leżą poza miejskimi granicami. Podobnie jak obrazek z Bergen może służyć za ilustrację, tak dwa tutejsze to żywy przykład na to, że niemożliwe czasami jest prawdą. Pierwszy to Preikestolen, czyli skalna półka zawieszona 600 metrów nad tonią fjordu, drugi - Kjeragbolten, czyli okrągły głaz zaklinowany w wąskiej szczelinie skalnej na wysokości 900 m.n.p.m.

Ystad/ Fot. Shutterstock Ystad/ Fot. Shutterstock Ystad/ Fot. Shutterstock

Ystad. Śladami komisarza Wallandera

Ystad. Śladami komisarza Wallandera

Południe Szwecji, na które z Polski można się dostać równie łatwo jest może mniej spektakularne, ale zapewnia rozrywki innej jakości. Ciekawą propozycją jest portowe miasteczko Ystad (promy, odległe 30 km lotnisko Malmo), doskonałe na leniwe spacery, z historycznym centrum zabudowanym kolorowymi domami i średniowiecznymi kościołami wokół brukowanych ulic oraz terenami rekreacyjnymi w sosnowych lasach nad Bałtykiem. Właśnie w tym spokojnym Ystad miał roboty po pachy z rzezimieszkami rozmaitej maści komisarz Kurt Wallander. Odkąd powieści Henniga Mankella stały się popularne, do miasteczka ciągną fani komisarza z mapą w ręku, na której są zaznaczone miejsca związane z jego śledztwami. Bo chociaż Wallander jest fikcyjny, adresy komisariatu, jego mieszkania, czy ulubionej kawiarni są jak najbardziej rzeczywiste.

Petersburg/ Fot. Shutterstock Petersburg/ Fot. Shutterstock Petersburg/ Fot. Shutterstock

Petersburg. Białe noce na wschodzie

Petersburg. Białe noce na wschodzie

Do Petersburga dostać jest się nieco trudniej (regularne linie, długie połączenie autobusowe), ale jest on grzechu wart. Zwłaszcza wczesnym latem, kiedy trwają tam białe noce. Nie są co prawda tak spektakularne jak na dalekiej północy, gdzie słońce nie zachodzi w ogóle, ale to właśnie Petersburg został okrzyknięty ich symbolem. Ponieważ budując go Piotr I hojnie sypnął złotem, w delcie Newy między potokami i kanałami powstało miasto pełne bogato zdobionych kamienic, pałaców i soborów. Gdy w czasie białych nocy Petersburg otula delikatna poświata, wszystkie nabierają bardziej intensywnych kolorów i kształtów. Miasto wygląda wtedy jak ilustracja do baśni.

Lwów/ Fot. Shutterstock Lwów/ Fot. Shutterstock Lwów/ Fot. Shutterstock

Lwów. Miasto z wielką historią

Lwów. Miasto z wielką historią

Własny i niepowtarzalny, choć zupełnie inny urok, ma Lwów. Może nie tak bogaty i ociekający złotem, ma pewną nostalgię i wielką historię, którą najprościej wyrazili chyba w piosence Szczepcio i Tońcio: "ni ma jak Lwów". Według wierzeń Lwów - podobnie jak Rzym - został założony na siedmiu wzgórzach. Po jego brukowanych, ładnie odnowionych ulicach przyjemnie się spaceruje, a w razie chwili zmęczenia - można wskoczyć do tramwaju. Przejażdżka oldskulowym wagonikiem jest niemal obowiązkowym punktem wizyty w tym mieście: nietypowy system z racji ciasnoty uliczek powstał na wąskim rozstawie torów.

Poznawanie Lwowa najlepiej zacząć od Rynku Starego Miasta, które w całości zostało wpisane na listę UNESCO; oczy-wiście można tu dojechać słynnym tramwajem i wyskoczyć wprost na równie słynne zdobione kamieniczki. Jedną z najbardziej rzucających się w oczy jest Czarna Kamienica - wyraźnie odróżniająca się kolorem od pozostałych jasnych, a jedną z najsłynniejszych - kamienica Królewska, należąca do rodziców Jana III Sobieskiego. Nasyciwszy oczy czas na marsz między kolejnymi podwórkami, zaułkami tonącymi w kwiatach, z widokiem na szyldy i klatki schodowe jak żywcem wyjęte ze starych filmów. Dumą Lwowa są kościoły, których jest tu tak dużo, że miasto nazywają czasami Florencją Wschodu. Aby przekonać się na własne oczy, że coś w tym jest, najlepiej wspiąć się na Wysoki Zamek, czyli najwyższe ze wzgórz Lwowa, na której wraz z założoną w XIII w. warownią rozpoczęła się jego historia. Same kościoły można zwiedzać bez mapy i planu będąc pewnym, że i tak co kilka minut trafimy do kolejnego. Warto jednak zadbać, żeby wśród nich znalazły się koniecznie trzy katedry: katedra św. Jura to siedziba metropolity grekokatolickiego, w katedrze łacińskiej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny król Jan Kazimierz powierzył jej opiece Polskę, a bogato zdobiona katedra ormiańska została wzorowana na świątyniach krymskich.

Punktem obowiązkowym, bez którego wielu Polaków nie wyobraża sobie wizyty we Lwowie jest cmentarz Łyczakowski, jeden z najstarszych na naszym kontynencie, na którym spoczywają m.in. Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, Artur Grottger czy Karol Szajnocha i wiele innych osobistości. Na znajdującym się na zboczu Cmentarzu Orląt Lwowskich pochowano 3 tys. żołnierzy, studentów i gimnazjalistów, w większości poległych w czasie walk polsko-ukraińskich o Lwów w listopadzie 1918 r.

Drezno/ Fot. Shutterstock Drezno/ Fot. Shutterstock Drezno/ Fot. Shutterstock

Perełka Drezna

Perełka Drezna

Tragiczna historia zapisała się również na kartach Drezna. W nocy z 13 na 14 lutego 1945 r. miasto zostało zrównane z ziemią: w czasie dywanowych nalotów alianckich zginęło ok. 25 tys. osób i spłonęła niemal cała jego stara część. Drezno, uważane do tej pory za jedno z najpiękniejszych niemieckich miast, nigdy już nie wróciło do dawnego wyglądu. Po wojnie przystąpiono co prawda do rekonstrukcji, ale za czasów komunistycznych rządów NRD zdecydowano, żeby niektórych kościołów nie odbudowywać, a inne prace - z racji ograniczonych środków - toczyły się dość wolno.

Koniec końców Drezno nadal jest jednak jednym z najpiękniejszych miast za zachodnią granicą, punktem obowiązkowym w czasie wycieczki po Niemczech. Dzieje się tak głównie za sprawą barokowych zabytków z czasów dynastii Wettynów, które - szczęśliwie - zostały zrekonstruowane. Tak więc w Dreźnie pieczołowicie odtworzono pałace, dworce, katedry, muzea, zbrojownie, zamek, a przede wszystkim - Zwinger. To perełka i znak rozpoznawczy tego miasta, barokowy zespół pałacowy, jedna z najwspanialszych budowli świata, bogato zdobiona kolumnami, posągami, obrazami Tycjana, Rafaela czy Rubensa.

Z ciekawostek: Drezno kawałek splendoru straciło z zupełnie innego powodu niż zniszczenia wojenne. Miasto jest jednym z nielicznych w historii przykładów utraty tytułu UNESCO - było wpisane na listę wraz z doliną Łaby, w której się rozciąga. Stało się tak, ponieważ niedawno został otwarty nowy, sporny most na rzece, co UNESCO uznało za niedopuszczalną ingerencję w krajobraz.