Niesprawiedliwa opinia o kuchni amerykańskiej ukształtowana została prawdopodobnie przez naszą, przywiązaną do swojskich kiełbas i pierogów, emigrację zarobkową. Wystarczy jednak nawet krótka podróż do USA, by się przekonać, że podobna opinia to podwójny błąd. Coś takiego jak kuchnia amerykańska po prostu nie istnieje. Jest za to wiele ciekawych kuchni regionalnych, bazujących na tradycjach dziesiątków narodów, których przedstawiciele osiedlili się w Ameryce. Do przepisów i surowców przywiezionych z ojczyzny emigranci dodali bogactwo miejscowych produktów spożywczych. Najlepszym sposobem szybkiego zaprezentowania tej różnorodności wydała się nam kulinarna mapa USA. Znajdziecie na niej garść informacji o potrawach charakterystycznych dla różnych regionów tego kraju. Przedtem jednak warto się dowiedzieć, jak jadają Amerykanie.
Od świtu do zmierzchu
O ile opinia o tym, że Amerykanie jedzą źle, wydaje się być naciągana, to już nie można się nie zgodzić z opinią, że jadają dużo i często. Dobrej jakości jedzenie po cenach zadziwiająco niskich w porównaniu nie tylko z Paryżem, ale także z Warszawą jest powszechnie dostępne. W samym Nowym Jorku jest 17 tysięcy restauracji. Knajpy można znaleźć przy każdym zjeździe z autostrady. W USA jada się trzy główne posiłki: śniadanie, lunch i kolację. Śniadanie jest o wiele cięższe niż to, do którego przyzwyczailiśmy się na Starym Kontynencie (oczywiście nie mówię tu o obfitych śniadaniach angielskich czy irlandzkich). Nie należy się spodziewać, że dostaniemy je w hotelu, więc warto się na nie wybrać do tzw. dinera. Wizyta w jadłodajni, wyglądającej jak wagon kolejowy bez ścianek działowych, to najbardziej amerykański sposób rozpoczęcia kulinarnego dania. Typowy serwowany tam zestaw to: jajka (sam decydujesz, czy będzie to jajecznica czy sadzone), bekon, kiełbaski oraz grube, okrągłe naleśniki. Polane syropem klonowym są tak smaczne, że mogą uzależnić. By tego uniknąć, zawsze można zamówić tost. Inne dodatki zależą od regionu. Warto sprawdzić w menu, bo na granicy z Meksykiem będzie to fasola przyprawiona chili, a na niewolniczym południu hush puppies, czyli słone ciastka z kukurydzy. To wszystko zazwyczaj popija się sokiem pomarańczowym lub kawą. Często płacąc za jedną, dostaniesz za darmo kilka dolewek. Ta zasada dotyczy tylko standardowej kawy, za europejskie wynalazki latte czy cappuccino płaci się oddzielnie za każdą porcję. Między godz. 12 a 14 przychodzi czas na lunch. O tej porze nadal, zwłaszcza na prowincji, królują sandwicze.
Są wśród nich klasyczne hamburgery, ale nie brakuje kanapek z szynkami, kiełbasami, serami, warzywami. Zamiast tradycyjnego chleba coraz częściej używa się cienkich placków w typie tortilli. Kanapki są często serwowane na gorąco i z dodatkami. Zamawiając takiego sandwicza przy stoliku, prawie na pewno dostaniesz do niego frytki, sos oraz kilka plasterków pomidora i cebuli. Ale i tu nie obeszło się bez zmian. Wszędzie możesz zamówić sałaty. Osoby na diecie powinny uważać na amerykańskie sosy. Te podawane do popularnych sałat: cezara (rzymska sałata, grzanki), BLT (bekon, sałata, pomidory), coleslaw (surowa kapusta, marchewka, cebula), do niskokalorycznych nie należą. W dużych miastach czasami łatwiej (i smaczniej) zjeść sushi, hommus czy sajgonki niż hamburgera.
fitzanna
Oceniono 1 raz 1
słodkowodne skorupiaki crawfish? A ja myślałam, że to raki są...